wtorek, 10 listopada 2015

Rozdział XXVI - Magia świąt

- Emi, wstawaj! - ze snu wyrwało Fox wołanie. Ach tak, musiała zasnąć w samochodzie! Spojrzała na zegarek... 6:20... W sumie, to jest dosyć wcześnie, ale... - Emi! - powtórzyło się wołanie, a blondynka wpadła w ramiona Julie - swojej mugolskiej przyjaciółki.- Jak dawno cię nie widziałam! - wykrzyknęła Emily - Dzisiaj przyjadą moje koleżanki - 'i koledzy' pomyślała, ale pominęła ten fakt - Dzisiaj jest Wigilia! - nagle ją olśniło i pociągnęła przyjaciółkę w stronę kuchni - Julie! Przyjdziesz do nas ze swoimi rodzicami, prawda? - zapytała choć doskonale znała odpowiedź.
- Oczywiście!
Po dzieleniu się swoimi przygodami przyjaciółki usłyszały burczenie w brzuchach. Weszły do wielkiej kuchni w której roiło się od jedzenia.
- Zacznijmy od... naleśników! - powiedziała Julie i wepchnęła sobie naleśnika z dżemem truskawkowym do buzi. To samo zrobiła Em tyle, że jej naleśnik był o smaku...
- Fuj! - wykrzyknęła i wypluła ugryzioną część naleśnika na podłogę - Jakby chociaż raz nie mogli pójść na korzyść rodziców Julie - mruknęła pod nosem wycierając twarz chusteczką i kładąc resztę naleśnika na talerz - Czemu oni chociaż raz nie mogliby gotować tak jak mugole!
Rodzina szatynki była wtajemniczona w "niezwykłość" rodziny Fox, bo rodziny te przyjaźniły się od pokoleń.
- Co znowu? - roześmiała się Julie.
- O smaku wymiocin...
Dziewczyny zaczęły rozwijać i sprawdzać zawartość każdego naleśnika aż rozdzieliły je na dwa talerze - na jednym naleśniki o zwykłych smakach, na drugim o tych 'magicznych'.  Teraz musiały pamiętać aby ostrzec gości na jakim talerzu jakie się znajdują.
- Czemu to zawsze mnie trafia się to co najgorsze? - zapytała blondynka retorycznie - To teraz może... Paszteciki dyniowe! Do nich raczej niczego nie dodali, ale warto się upewnić - powiedziała gdy usłyszała ponowne burczenie w brzuchu.
Jednak paszteciki dyniowe okazały się zwykłymi pysznymi pasztecikami dyniowymi i każda z przyjaciółek zjadła ich po pięć.
- To jest pyszne! - wymamrotała Cullen z pełnymi ustami.
- Lepiej się pohamujmy, spróbowałyśmy raptem dwóch potraw, a reszta czeka... Obiecuję ci, że jeśli reszta potraw okaże się niejadalna to na pewno wrócimy do pasztecików.
Następnie podeszły do talerzy na których leżała ryba i krab. Ryba była zwykła, tyle że źle doprawiona a krab... Gdy tylko spróbowało się skubnąć jego kawałek on natychmiast ożywał i próbował zabić swoimi szczypcami...
Następnie podeszły do sałatki z serem feta, który... muczał.
Każda potrawa miała w sobie jakieś magiczne "ale" i gdyby na kolację przyszedł zwykły mugol to natychmiast po sięgnięciu po którąś z potraw zemdlałby, uciekł lub przestraszył się na śmierć.
Na koniec podeszły do wielkiego stołu, na którym leżały słodycze. Już miały zacząć się nimi objadać, lecz do kuchni weszła pani Fox.
- Och, Julie, jesteś już - spojrzała na ręce wyciągnięte w stronę stołu - Bardzo dobrze dziewczynki, że pomyślałyście... Idźcie i przywieście słodycze na choinkę, tylko... Pilnujcie czekoladowych żab, one uwielbiają uciekać.
Emi przypomniała sobie incydent z tamtego roku. Jedna z czekoladowych żab próbowała wydostać się z choinki, drzewko runęło a świece na nim podpaliły dom...
Posłusznie zaniosły słodycze do salonu i zobaczyły wysoką choinkę a z sufitu padał śnieg.
- To jest prawdziwa magia! - krzyknęła Julie.
Na drzewku wisiały już świecące się łańcuchy - chociaż jeden mugolski akcent. Nagle do pokoju wpadł Remus i rzucił na Emily niewebralne zaklęcie* w związku z czym wisiała teraz w powietrzu do góry nogami.
- Luniek! - krzyknęła blondynka gdy zobaczyła, że ten się śmieje - Natychmiast chcę na dół.
Usłuchał jej i spadła z łoskotem na ziemię.
- To nie jest śmieszne, Lupin - powiedziała i sięgnęła po różdżkę w związku z czym jego włosy zmieniły kolor na czerwony.
- Jak świątecznie! Dzięki, Emi! - podszedł do niej i pocałował w policzek.
- Co ty tu robisz... Jest dopiero... - próbowała znaleźć gdzieś zegarek.
- Jest już 16, a to znaczy, że zanim wszyscy przybędą zostanie ci godzina, a ja postanowiłem przybyć wcześniej aby ci pomóc...
- Czemu godzina? Przecież wszyscy mieli przyjść na 16:30... - zdziwiła się Em.
- Syriusz i James. O... hej - dopiero zauważył, że obok Fox stał ktoś jeszcze - Kim jesteś?
- Julie, przyjaciółka Emily - przedstawiła się.
Z pomocą Remusa dziewczyny zawiesiły czekoladowe żaby na choince w dziesięć minut, a później cała trójka poszła na górę do pokoju Fox.
Ściany były lilowe, a na nich wisiało pełno półek. Na półkach ustawione zostały mugolskie i czarodziejskie książki. W narożniku stała gitara a obok niej został rzucony plecak. Łóżko "lewitowało" gdzieś pod sufitem , a na podłodze rozłożony był żółty dywan. Okno znajdowało się naprzeciwko drzwi. A całość była poprzeplatana ze świątecznymi światełkami.
- Emi, ty grasz na gitarze? - zapytał zaskoczony Remus.
- Nie, wiesz, to tylko tak dla ozdoby - powiedziała z sarkazmem.
Lupin jednym machnięciem różdżki sprawił, że papierki po mugolskich słodyczach, które okryte były za gitarą zamieniły się w poduszki na których usiedli.
Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę! - krzyknęła blondynka i zbiegła na dół. Gdy otworzyła drzwi wejściowe wpadła w objęcia Chloe a państwo Fox przywitali państwo Wolf - Ann, chodź do pokoju, zaprowadzę cię! - i pociągnęła ją za rękę.
Na początku Wilczek starała się nie wspominać o Hogwarcie ani o wszystkim innym co związane z magią dopóki Julie nie zapewniła ją, że wie o magii.
Następnie przyszedł Pettigrew, a zaraz po nim Ariana i Susan. Następnie dołączyła do nich Elizabeth. Victorie przyszła z głośnym hukiem, ponieważ przez przypadek trochę zdenerwowana sprawiła, że choinka w niedalekim parku się przewróciła... Wszyscy czekali jeszcze tylko na Syriusza i Jamesa.
- Luniek? - zapytała Emily patrząc na niego - Miałeś rację, Black i Potter się spóźniają, ale jest już po 17 a ty przewidywałeś, że wpadną do nas o siedemna...
Nie udało jej się dokończyć zdania ponieważ przez otwarte okno wlecieli do domu na miotłach Rogacz i Łapa, który nie zdążyli wyhamować i wpadli na drzwi.
- Skąd ja to znam... - mruknęła Eli przypominając sobie swoje pierwsze wyzwanie na turnieju trójmagicznym
- Tadam! - mruknął okularnik próbując naprawić swoje wejście smoka.
- Co się stało? - zapytał Lunatyk kładąc się na dywanie i wyczekując długiej i wyczerpującej opowieści.
- No bo... - zaczął Black - to było tak, że...
- Jechaliśmy do was motorem Syriusza... ale...
- Daj mi dokończyć! - zdenerwował się Łapa - no i jechaliśmy moim motorem, kiedy zauważyły nas mugolskie gliny...
- Czyli tacy mugolscy aurorzy, którzy myślą, że są jak aurorzy...
- No ale oni wszystko psują!
- I nie potrafią złapać złoczyńcy... No i my natchnęliśmy się na nich...
- Chcieli nas wsadzić do paki...
- Do więzienia - uściśliła Emi aby zrozumieli to też ci, którzy nie znają tego mugolskiego slangu.
- No bo, "przekroczyliśmy prędkość" - James zrobił w powietrzu nawiasy
- I chcieli wiedzieć jak się nazywamy...
- A Black był głupi i zdradził im nasze nazwiska!
- No bo przecież pełno jak Potterów i Blacków w Anglii!
- Ale wracając...
- No my trochę spanikowaliśmy...
- Więc, ten, wyciągnęliśmy różdżki i...
- Coście najlepszego zrobili?! - wykrzyknął Remus przerywając im.
- No wyciągnęliśmy różdżki i przywołaliśmy miotły...
- A wtedy oni zabrali nasze różdżki i postanowili wsadzić nas do psychiatryka...
- No i wtedy Syriusz kopnął glinę trzymającego telefon w twarz...
- I wtedy przyleciały nasze miotły...
- Więc uciekliśmy!
- A oni wsiedli na motor Łapy...
- I gonili nas, na moim motorze!
- Więc, dostali Drętwotą...
- A że jeden z nich był otyły i trzymał się motora...
- No to się rozbili...
-  I zniszczyli mi motor! - zakończył lamentując Black.
- No wiesz, zawsze mogło być gorzej... - poklepała go po plecach Ari.
Zegarek pokazywał już 17:15 więc wszyscy zeszli aby pomóc nakrywać do stołu.
Julie przypomniała o ohydnych naleśnikach i razem z Emi powiadomiła o nich wszystkich.
Kolacja nie odbyła się bez wpadek takich jak rozlanie barszczu, na szczęście nikt nie zaczął jeść kraba, najwyraźniej wszyscy przeszli na dietę bez krabową.
Po kolacji przyszła pora na prezenty. Większość dostała po prostu to co było im potrzebne do szkoły. Emi wraz z przyjaciółmi miała już zamiar wracać do pokoju ale nagle wleciała sowa z listem. Na liście była pieczęć Hogwartu a koperta zaadresowana była do Julie.

Szanowna panno Julie Cullen! 
Z radością zawiadamiamy, że została pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. 
Uczęszczać będzie pani na piąty rok. 
Z poważaniem, 
Minerwa McGonagall

*w domu Emi można było używać czarów bo jej ojciec był czarodziejem 

Obserwatorzy