sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział XIX - Wizyta na wsi cz. 2

No i nowy rozdział! :D
Cieszycie się? ^^
Tak, znowu długo mnie nie było, byłam na wakacjach, wczoraj wróciłam itd.
Zacznie się szkoła, więc rozdziały nie będą już aż tak regularnie ;)
Miłego czytania :*

***
Pierwszy dzień był bardzo pracowity... Aż strach pomyśleć, że zostały jeszcze dwa dni!
Następnego ranka James wstał już o świcie, około godziny czwartej i hałaśliwie zbiegł po schodach. Tata Emi wychylił głowę przez drzwi swojej sypialni i niewyraźnie spytał się co on wyrabia, ale po sekundzie już zniknął opatulony w pościelach.
Chłopak wrócił do pokoju i położył się na materacu. Przewracał się z boku na bok i nie mógł zasnąć. Poczuł w sobie jakieś uczucie niepokoju... Nie wiedział jednak czemu. Wiedział, że kiedyś czuł się podobnie, ale nie mógł sobie przypomnieć kiedy.
Poszedł do okna aby popodziwiać widoki, ale w pewnej chwili zachciało mu się spać i zasnął z głową na parapecie.
Obudził się po półtorej godziny, wyjżał przez okno. Zobaczył to COŚ. Sam nie wiedział co wtedy czuł. Zobaczył Mroczny Znak.
Spojrzał na smacznie śpiących jego przyjaciół. Jest Ari, Emi, Chloe, Vic,  Remus, Syriusz, P-p... Nie ma Petera!
Zszedł na dół obudzić Pana Fox.
- Peter zniknął - James zbladł i musiał aż usiąść na podłodze gdy poowiedział to na głos - A nad domem u s-sąsiada jest...
Nie potrafił wycisnąć z siebie ani słowa więcej.
Razem z tatą Emily wyszedł na dwór. Ich oczom ukazał się znak Śmierciożerców.
Potter wbiegł do góry i obudził nie zadowoloną resztę.
- Śmierciożercy tu są. Peter zniknął.
Zapanowało zamieszanie. Wszyscy w popłochu zerkali na siebie. Nagle do pokoju wpadła Eva - matka Emily.
- James, Syriusz i Remus. Idziecie pod dom sąsiadów. Dziewczyny - my powiadomimy Dumbledore'a.
Chłopcy zeszli na dół.
- Ja... nie powinienem iść. Na nic się nie przydam - powiedział Lupin i schował różdżkę do kieszeni.
- Tak, do dobry pomysł! Pójdę za Remusa - ucieszyła się Victorie ale jej pomysł został zkrytykowany
Shey ze złością błagała matkę Emi aby Syriusz został. On jednak podszedł do niej i zamknął jej usta pocałunkiem.
- Wszystko będzie dobrze - stwierdził i wyszedł za drzwi trzymając różdżkę przed sobą.
- Black ma rację. Damy radę. Remus, ty też idziesz.
Wszystkie poszły na górę. Emi przytulała i pocieszała płaczącą rudą.
- Przecież wiesz, że nic im się nie stanie.
Jednak tak naprawdę sama się tego bała. Widziała poniewierane ciało Remusa, nieruchowe twarze Blacka i Pottera z których spełzł uśmiech. Ale jej ojca nie było wśród martwych ciał. Był potężnym czarodziejem, a ona nigdy taka nie będzie.
'Albus Dumbledore
Hogwart'
Napisała chwiejnym i mało czytelnym pismem ze zdenerwowania na kopercie.
***
Przeszukali dom po sąsiedzku. Jednak nikogo tam nie zastali. Wyszli tylnymi drzwiami na pole, przeszli kilka metrów i nagle otoczyło ich grono Śmierciożerców. Z kręgu wyszedł rok starszy od nich chłopak, którego znali z Hogwartu - Lucjusz.
Uwagę Jamesa przyciągnęła dość znajoma sylwetka - niski chłopak, lekko otyły... Jednak nie miał czasu się mu przyglądać bo pojawił się sam Czarny Pan.
- Kogo my tu mamy? Och, Potter. I ty, Black...
- Przyłącz się do nas, bo jak nie to twoja matka się o tym dowie - powiedział Malfoy, ale wszyscy go zignorowali.
- Drętwota! - wrzasnął Rogacz i po chwili jego różdżka wyleciała w powietrze - Co to było?! - krzyknął gdy jego różdżka wylądowała w ręku jednego ze Śmierciożerców.
- Zaklęcia niewebralne, Potter - ten głos wydawał mu się znajomy... Tak, zdecydowanie należał do Snape'a.
- Kogo my tu mamy...? Smarkerus?
- Szlag! - zaklnął chłopak pod nosem.
- Rogacz, Łapa! - wrzasnął Lupin a wszyscy, łącznie z Śmierciożercami spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Wszyscy, oprócz tego o znajomej sylwetce...
James skorzystał z okazji i zamienił się w jelenia... Może w tej formie będzie bardziej użyteczny, skoro i tak nie ma różdżki?
- Moi drodzy Śmierciożercy - przemówił Sam-Wiesz-Kto - Nie ma sensu, abyście stali tu wszyscy, tacy bezużyteczni... Rockwood i Dołohow, wy zajmijcie się Longbottomami. Reszta może znikać... Nie, Snape, jego urocza koleżanka, Lucjusz i ty - wskazał na tego dziwnie znajomego - zostajecie. Muszę sprawdzić, czy się nadajecie.
Tłustowłosy  wymierzył swoją różdżką w jelenia.
- Crucio - powiedział okrutnym tonem.
Pan Fox jednak wystarczająco szybko stworzył barierę obronną dla Jamesa.
Koleżanka Severusa pojedynkowała się z biednym Remusem.
- Sectumsempra! - wykrzyknęła lecz zaklęcie przeleciało nad uchem Lunatyka.
- Expeliarmus! - odpowiedział na atak ale dziewczyna stworzyła w okół siebie barierę ochronną. Była bardzo utalentowana.
Lucjusz zabardzo nie wiedział kogo ma atakować, aż w końcu dostał jakimś zaklęciem w ucho od Blacka.
Dziwnie znajoma sylwetka stanęła naprzeciwko taty Emily.
- Avada Kedavra! - jednak stróżka zielonego światła przeleciała nad głową.
- Expeliarmus - Fox rozbroił chłopaka, a ten natychmiastowo się deportował.
- Tchórz - mruknął Voldemort pod nosem.
Lucjusz przyciskał rękę do krwawiącego ucha a drugą ręką trzymał różdżkę. Postanowił zaatakować znowu. Tym razem zaklęciem niewebralnym.
W tej samej chwili jednak czarnowłosy zamienił się w kudłatego psa.
Lucjusz znów zaatakował. Pies opadł na ziemię i zapiszczał.
- Sectumsempra - dziewczyna znów powtórzyła formułkę i jak najstaranniej wycelowała w Remusa.
Tym razem upadł. Z każdego skrawka jego ciała lała się krew.
Dziewczyna zniknęła, bo stwierdziła, że dobrze wykonała swoje zadanie.
James wrócił do swojej prawdziwej formy. Na polu walki został tylko on, pan Fox, Voldemort, Lucjusz i Severus.
Zła strona miała przewagę liczebną.
Nagle za nimi ktoś się deportował.
Rogacz spojrzał w tamtą stronę i zobaczył Dumbledore'a.
Zobaczyli jak Voldemort znika, a za nim deportują się Malfoy i Snape.
***
Dziewczyny usłyszały dźwięk otwieranych drzwi.
Po schodach jak błyskawica zbiegła Emi aby rzucić się na szyję Remusowi.
Przeżyła szok gdy go zobaczyła.
Cały we krwi, blady jak ściana. Podeszła do niego i go przytuliła. Zobaczyła jak na chwilę otworzył oczy.
- C-co mu się stało? - zapytała a po jej policzkach popłynęły łzy - Wyleczycie go, prawda?
Ariana w tym czasie nerwowo szukała Syriusza.
W pewnej chwili zobaczyła czarnego psa.
- Na co go tu przynieśliście?! - wykrzyknęła.
- To dosyć długa historia...
Swoją opowieść Dumbledore zakończył słowami: Wszystko będzie dobrze.
Wszyscy mają taką nadzieję. Ale wiedzą, że zbliża się wojna.

wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział XVIII - Wizyta na wsi cz.1

Była długa przerwa, tak, wiem.
2 tygodniowy zastój weny. Nie potrafiłam się ruszyć z rozdziałem.
Byłam zła na wszystko. A najbardziej na siebie, za to, że nie potrafiłam się ruszyć i napisać czegokolwiek.
Teraz wracam, z częścią pierwszą tego rozdziału, który rozdzielam na dwie części.
Nie obiecuję, kiedy następna, może jutro, może za tydzień?
Kto to wie.
Zapraszam do lektury i komentowania.
Jeśli nie piszecie bloga nie wiecie ile znaczy komentarz.
Ps. Właśnie zobaczyłam, że mam ponad 5 tys. wyświetleń! Dziękuję!

***
Był zwyczajny dzień, kolejny z tych monotonnych dni, w których zarówno lekcje jak i przerwy stają się karą. Nie chce się nic robić, nawet oddychać.
Lekcja eliksirów zaczęła się totalną porażką dla wszystkich. No prawie wszystkich. Emily przespała ponad połowę wykładu Slughorna, co zdarzyło się po raz pierwszy, bo ona nigdy nie śpi na lekcjach. Ann była zajęta rozmową z Kath o wiecznych kłótniach Severusa i Jamesa. Vic rysowała karykatury umierającego na wszelakie możliwe najokrutniejsze sposoby Jey'a. Ari co chwilę wysyłała 'całuski' siedzącemu przed nią Syriuszowi, James i Lily zerkali na siebie z nad książek i wymieniali się liścikami, a Peter potajemnie wyciągał z torby słodycze zabrane z Wielkiej Sali i się nimi obżerał. Tylko Snape i Lupin notowali uważnie każde słowo nauczyciela.
Później były zaklęcia. Syriusz i James dostali T za nie napisanie eseju o zaklęciu zmniejszającym, Ari cudem umknęła od kary, gdyż wstawiły się za nią przyjaciółki, Emily była zwolniona z tego obowiązku, Remus także, ale on napisał wypracowanie. Snape'a w ogóle nie było na tej lekcji.
Na przerwie przed transmutacją dziewczyny postanowiły spytać się McGonagall o to jak się zostaje animagiem.
Jednak na końcu lekcji Minerwa kazała zostać Gryfonom i czwórce dziewczyn ze Slytherinu w sali.
- Od jutra przez trzy dni będziemy zwoizić wszystko co potrzebne do pierwszego zadania Turnieju Trójmagicznego, więc razem z Ministrem Magii nasze grono pedagogiczne stwierdziło, że będziecie mogli wrócić do domów na te kilka dni. Więcej informacji dostaniecie w pokoju wspólnym. To tyle.
Gdy wszyscy wyszli Chloe zapytała:
- A co chciała pani nam powiedzieć?
- To samo co im. Macie wolne. Shey, Wolf, Fox, Russo idźcie się pakować. A i panno Shey, może pani łaskawie powiadomić swoją... siostrę, że ma chodzić na zajęcia, bo nie zaliczy roku?
- Oczywiście, pani profesor - odpowiedziała ruda z udawanym, lecz bardzo przypominającym prawdziwy nienaganny uśmiech uśmiechem.
Po wyjściu od razu skwitowała:
- Mogłaby się od nas odczepić i zająć się swoimi Gryfonikami.
- A ja zaliczam się do tych Gryfoników? - zapytał Black, który właśnie znikąd pojawił się za nimi.
- Nauczyłeś się deportować? - zaskoczyła się jego nagłym zjawieniem Vic - Naucz mnie też! - poprosiła błagalnym tonem.
- Dobrze wiesz, że to dopiero za rok. A... i gdybyś przeczytała Historię Magii to wiedziałabyś, że nie wolno się deportować w Hogwarcie - mrugnął do niej porozumiewawczo.
- Łapo, wszystko z tobą dobrze? Czy ty właśnie powiedziałeś, że przeczytałeś książkę? - zaskoczyła się nie na żarty Ari.
- Tego nie powiedziałem - uśmiechnął się łobuzersko.
- Czyli wszystko z tobą dobrze... Już myślałam, że tym razem ty będziesz leżał w Skrzydle Szpitalnym!
***
Pakowanie na te głupie trzy dni było koszmarne! Zwłaszcza, że już o 12:30 mieli odjazd Expresu Hogwart. Po piętnastu minutach panował taki harmider, ale Ann tylko stwierdziła, że skrzaty się tym zajmą i pakowała dalej. W ostateczności każda z nich zabrała 3 torby, a niektóre do tego plecak.
Wpadły do pociągu jako pierwsze i zaklepały jeden z przedziałów.
- Dziewczyny, wiecie co? Właśnie sobie przypomniałam, że nie mam się gdzie podziać. Rodziców nie ma, wyjechali na wyjazd służbowy z Ministerstwa Magii... - zaczęła rozmyślać Ann.
- Możesz zatrzymać się u mnie - uśmiechnęła się Emi - W sumie wszystkie możecie zatrzymać się u mnie.
- To naprawdę dobry pomysł! - ucieszyła się Ari - A możemy też zaprosić chłopaków?
- Co nas? - zawołał łobuzersko James otwierając drzwi - Można się dosiąść? Bo wszystkie przedziały pozajmowane.
- Rozmawiamy o tym, że zatrzymamy się u Emily i chcemy was zaprosić... Tylko potrzebujemy jej zgody...
- Nie no, jasne, spoko - odpowiedziała blondynka - Tylko... Jest małe ale... ja mieszkam na wsi.
- I co z tego? I tak będzie fajnie! - powiedział Syriusz siadając na podłodze - Czekajcie, stop. A co to jest wieś?
Wszyscy parsknęli nieopanowanym śmiechem.
Podróż minęła wesoło, na tłumaczeniu Syriuszowi czym jest wieś.
- Na wsi hoduje się zwierzęta... Na przykład moi rodzice mają kury... - mówiła Fox.
- Bracie, jakbyś nie wiedział kury to te zwierzęta, które są jak budziki i budzą z rana głośnym: 'kukuryku' - powiedział James.
- Można się dowiedzieć od kiedy jesteś rolnikiem, James? - spytała Vic.
- Yyy... Od teraz, a co?
- A kto to jest rolnik? - zapytał Black i wszyscy znowu zaczęli się śmiać.
Na miejsce dojechali o 21. Wszyscy przez ten czas wysłali sowy do rodziców z wiadomością o tym, że przenocują u Liska.
- No, i znowu w mugolskim świecie! - stwierdził Black gdy przed oczami przejechał mu jakiś facet na motocyklu.
Wszyscy wpakowali się do samochodu, który wydawał się być tylko małym czerwonym maluchem, lecz w środku był w magiczny sposób powiększony.
- Aż tyle was? - zdziwił się tata blondynki.
Okazało się, że miejscowość gdzie mieszka Emi nie jest za bardzo daleko od Londynu więc po pół godzinie byli na miejscu.
- Eva, uszykuj lepiej dodatkowe miejsca do spania! - wrzasnął od progu tata.
- Gdybym tylko mogła zrobić to machnięciem różdżki tak jak ty, to byłoby szybciej i przyjemniej - odpowiedziała i podeszła do drzwi gdzie stała ferajna - Witajcie!
- Em, czemu nie mówiłaś, że jesteś półkrwi? - zachwycił się Łapa.
- No wiesz, tajemnica zawodowa.
Po chwili leżeli już w łóżkach. A konkretniej na niebieski materacach, które były bardzo, ale to bardzo niewygodne.
- Dobranoc - powiedział Peter i po minucie już spał jak zabity.
Reszta plotkowała do 4 nad ranem. Na ich nieszczęście byli na wsi i już przed szóstą kogut zaczął piać aby wszystkich wyrwać z słodkiej krainy snu.
- Głupia kura! - pomstował Potter pięściom w stronę okna wciąż nie otwierając oczu.
W drzwiach zjawił się pan Fox.
- Czy ktoś tu właśnie pomylił płeć? Chyba nie wiesz niczego o mieszkaniu na wsi. Wstawaj, idziemy wydoić krowę.
- Że co?! - zdziwił się chłopak - Na co mi to?!
- Jak to na co? A płatki na śniadanie czym chcesz zalać? Wstawaj!
Pan Fox wyprowadził Jamesa aby pokazać mu jak pozyskiwać mleko. Syriusza zagonił do zbierania jajek. Peter został domowym pomocnikiem mamy Evy, która mówiła aby zwracać się do niej po imieniu. Remusowi przypadła najlepsza praca, miał siać ziemniaki wielką maszyną o skomplikowanej nazwie. A Emily miała mu w tym pomagać.
Ann miała karmić kury, Vic miała ścielić ich łóżka a Ari golić owce.
- Że co? - zdenerwowała się - Czemu muszą być łyse! Poza tym one mają w tej wełnie słomę, gówno i nie wiadomo co jeszcze!
Jednak każdy uczciwie dbał o swoje prace, bo chciał mieć udział w życiu gospodarstwa.

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Nominacja do LBA :)

1. Czy lubisz niespodzianki? Dlaczego?
Lubię, jednak czasami niespodzianki mnie denerwują, np. z niespodziewanym wyjazdem na wakacje, czy niespodziewaną kartówką xD
2. Jakie piosenki / Jaką piosenkę lubisz najbardziej?
Trudno określić xD Ogólnie lubię muzykę Abby czy Queenu ale z tych nowszych to Heroes zwyciężcy Eurowizji (mam słabą głowę do nazwisk xD)
3. Jaką porę roku najbardziej lubisz?
Zimę *-* To magiczna pora roku :D
4. Jakiego koloru masz oczy?
Trudno określić. Niby niebieskie, ale potrafią być też zielone i piwne xD
5. Wolał byś mieszkać w mieście czy na wsi?
Mieszkam na wsi i nie wyobrażam sobie aby się przeprowadzić do miasta
7. Jak uważasz do jakiej postaci z HP jesteś najbardziej podobny?
Hermiona i Luna - Luna wyglądem, Hermiona charakterem
8. Jak spędzasz wolny czas?
To dość trudne pytanie... Pisząc nowe rozdziały i miniaturki, pływając w basenie, czytając książki, jeżdżąc na rowerze i rolkach, rysując... Dużo tego.
9. Jakie imię żeńskie ci się podoba?
Wiktoria ^^
10. Ulubiony paring z HP?
Nuna! Oni są tacy słodcy <3 Idealni <3
11. Cieszysz się z nominacji?
Tak, i to bardzo :)

Nominuję:
 http://koniecpsot-huncwoci.blogspot.com
 http://www.celujemy-w-niebo.blogspot.com
 http://ap-pzc.blogspot.com/
 http://story-of-hogwart-another.blogspot.com/
 http://czterej-huncwoci-i-ruda.blogspot.com/


Moje pytania:
1. Lubisz czytać książki czy wolisz oglądać filmy? Dlaczego?
2. Jaki jest Twój ulubiony bohater z HP?
3. Twój ulubiony owoc?
4. Czy już teraz uważasz że nie umiem wymyślać pytań? xD
5. Jakiego koloru masz włosy?
6. Twoja ulubiona część HP?
7. Grasz na jakimś instrumencie?
8. Uprawiasz jakiś sport?
9. Jakie jest Twoje ulubione zwierzę?
10. Mieszkasz w mieście czy na wsi?
11. Gdzie byś chciała wyjechać na wakacje?

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Miniaturka - "Cztery barwy"

Hej :)
Wiem, że nikt nie czyta miniaturek ;-;
Nie wiem po co ją wstawiam ale co mi tam xD
Rozdział będzie do czwartku

***
Barwy nie istnieją naprawdę. Są tylko wymysłem naszej wyobraźni. Naprawdę świat ma tylko trzy kolory i ich odcienie. Czarno-szaro-biały świat… Zupełnie inny.
Czasami zdaje mi się, że kolory zaczynają blaknąć, aby po jakimś czasie zniknąć. Słoneczki, róże, bratki… Jak wyglądają kwiaty w tej ponurej rzeczywistości? Są smutne, zwiędłe, brzydkie.
W takim prawdziwym świecie także człowiek wydaje się inny. Tak w sumie, to jest inny. Twarz zniekszałcona, podobnie jak reszta ciała. Włosy sterczące bez ładu i składu na głowie. Mina świadcząca o braku chęci do życia…
Ale jedyne, co wtedy się nie zmienia to oczy. Dalej żywe, odbijają się w nich wszystkie kolory, które nie istnieją, lecz je znamy. I nawet nowe.
Dlaczego dostrzegam to czego nie widzą inni? Jakie jest moje powołanie i przeznaczenie?
Maluję obrazy i zamykam się w tym innym, tajemniczym świecie, w którym nic nie jest takie samo. Widzę wiatr, a nie czuję go. Widzę powietrze, a nie oddycham nim. Moje oczy widzą wszystko i tylko one wydawają się funkcjonować normalnie.
Jestem bogaczem, lecz nikt nie wie, kim jestem naprawdę. Sam nawet nie wiem.
Każda chwila wydaje mi się być zaledwie sekundą, gdy dla innych tak się dłuży…
* ding, dong *
Słyszę dzwonek do drzwi. Wstrzymuję oddech. Kto chce odwiedzić tego samotnika? Już podnoszę rękę by nacisnąć na klamkę, jednak nie robię tego.
* ding, dong *
Dźwięk się powtarza. Staram się go ignorować. Karcę się za to, że kazałem zamontować tu dzwonek, zamiast otoczyć dom murem.
Trzeci raz już się nie powtarza. Myślę, że po prostu dali mi spokój, gdy w moim oknie zauważam rudego kota.
Otwieram okno, bo tak dawno nie miałem styczności ze zwierzęciem, że zrobi mi to na dobre. Chcę pogłaskać kotka, gdy nagle przez bramę wbiega jego właścicielka obładowana książkami i woła:
- Krzywołap, choć tutaj!
On posłusznie do niej idzie, a ja zostaję sam z głową w oknie, przynajmniej tak mi się wydaje, gdy nagle podchodzi do mnie ta dziewczyna. Patrzy na mnie i moją koszulkę poplamioną farbą, a ja patrzę w jej oczy – inne, tylko jedna barwa, brązowy.
- Przepraszam za kota, mam nadzieję, że się pan nie gniewa… - przeprasza i wzrokiem karci swojego zwierzaka.
- Nie, skąd! - odpowiadam jej, a tak właściwie to odpowiedź wyrywa się ze mnie sama – Masz ładne oczy. Chciałabyś przyjść do mnie na kawę?
Nie wiem, co ja najlepszego wyprawiam! Jeszcze nigdy nie zaprosiłem nikogo do domu! To była moja samotnia. Po tym gdy porzucił mnie ojciec – Lucjusz, a matka wolała pójść za nim, zostałem w tym domku sam, a miałem wtedy 6 lat. Zacząłem tworzyć i jakoś z tego żyć. Gdy miałem 11 lat znów zakręt na drodze – niby dobry, niby zły. Zostałem przyjęty do szkoły magii. Jednak wcale się z tego nie cieszyłem.
Tam urosłem na lidera złej armii, choć wcale tego nie chciałem, dowiedziałem się o tym jak żyje teraz mój ojciec… Do teraz nie chcę słyszeć o tym ile złych rzeczy zrobił!
Gdy wyszedłem z tej szkoły dla dziwolągów miałem dość ludzi. Zostałem sam w domu i znów dałem się pochłonąć mojej pasji.
Dziewczyna weszła do środka i usiedliśmy na wielkiej kanapie. Starałem się do niej uśmiechać, ale niezbyt wiedziałem, co się robi gdy ma się gościa, i co się mówi, więc siedzieliśmy w milczeniu.
W końcu ona chyba się domyśliła i powiedziała, że miałaby ochotę na kawę.
Udałem się więc do kuchni i zaparzyłem kawę. Wróciłem z dwoma filiżankami aromatycznie pachnącej kawy.
Spojrzałem znowu w jej oczy. Chyba znajome. Ale nie wie.
- Czy… Czy mogłabyś zostać moją modelką? - zapytałem.
- Nie za bardzo interesuje mnie moda…
- Ale nie taką modelką! Myślę o modelce do rysunków!
Zdziwiła się, ale jednak się zgodziła. Zacząłem rysować szkic jej twarzy. Teraz mogłem patrzeć w jej oczy ile tylko chciałem. Widziałem tam, po raz pierwszy w swoim świecie kolor. Nie czarny, szary czy biały. Brązowy. Jeden z kolorów, które wytwarza podświadomość ludzi. Najbardziej starałem się odwzorować jej oczy, aby zachować ten wyjątkowy kolor… Aby zachować kawałek jej.
- Skończone! - krzyknąłem uradowany i pokazałem jej porteret.
- Ojejku! - pisnęła – Masz talent! Czekaj… Jesteś Draco Malfoy?! - ach no tak, po co pisałem inicjały nad ramieniem obrazka?! Głupie przyzwyczajenie.
- Tak – zorientowałem się, że nawet nie znam jej imienia – A ty? Jak się nazywasz?
- Granger. Hermiona Jean Granger.
Wydaje mi się, że gdzieś już to słyszałem… Nawet wiele razy… Burza loków…
Ona już wychodzi, ale zagradzam jej przejście.
- Poczekaj – powiem jej to, co jako jedyne przychodzi mi do głowy. Najwyżej uzna mnie za idiotę. Warto zaryzykować – Hogwart?
- Skąd wiesz?! - zaskoczyła się – Czekaj, był tam jakiś Draco, ale zupełnie inny… To przecież nie możesz być ty!
Patrzę w jej oczy, a ona w moje. Czas zatrzymał się w miejscu. Nagle ona poruszyła się i zaczęła do mnie zbliżać. Uśmiecham się i myślę o jej oczach, a po chwili zatapiam się w brązie.
Ona zbliża się do mnie, a po chwili delikatnie całuje mnie w usta.
Odchodzi, a ja mogę z siebie wydusić tylko:
- Jak następnym razem będziesz tu przechodzić, to zajdź do mnie.
Kiwa głową i znika za bramą.
Nagle wracają szkolne wspomnienia.
Jej uśmiech widoczny zza książek. Jej smutek, podczas balu. Chwile gdy siedziała nad książką w bibliotece…
Nagle wybiegam z domu i po raz pierwszy od bardzo dawna jestem na świeżym powietrzu.
Mijam bramę i biegnę ulicą, bo chcę ją znaleźć. Moje serce bije jak szalone.
Jednak jej nie ma w pobliżu, więc wracam do domu.
Spoglądam na obraz i czuję jakby ona znów była przy mnie. Cieszę się, że zachowałem kawałek jej.

* następnego dnia *
Siadam i zaczynam malować. Niby nic wielkiego. Dla mnie to codzienność.
Znów widzę tylko wszystko czarno na białym. I brązowy też. Taki jak jej oczy.
* puk, puk *
Z mojego świata wyrywa mnie dźwięk pukania do okna. Podchodzę i widzę brązową sowę, więc wpuszczam ją do środka.
Ma coś przywiązane do nogi. List i gazetę.
Najpierw biorę do ręki gazetę. Ruszające się zdjęcia, czyli magiczna gazeta.
Z pierwszej strony spoglądają na mnie jej oczy, a tytuł głosi: 'Tragiczna śmierć szefowej departamentu od spraw ministra magii.'
Postanawiam czytać dalej.
'Wczoraj wieczorem zginęła Hermiona Jean Granger. Znaleźliśmy ją na mugolskiej ulicy.'
Nie chcę czytać dalej. Ona nie żyje. Już mnie nie odwiedzi.
Jednak widzę swoje nazwisko, więc czytam tamten akapit.
'Po przeszukaniu domu znaleźliśmy testament. Nawet nie wiemy kiedy zdążyła go napisać. Swojego najwierniejszego przyjaciela – kota Krzywołapa przepisała panu Malfoy'owi.'
Urywam czytanie. Zdejmuję z nóżki sówki list i zaczynam go czytać.
„Draco,
Przekazuję Ci mojego kota, Krzywołapa, który wybrał Ciebie na swojego opiekuna.
Proszę, zajmij się nim dobrze.
Jedź pod mój adres, masz podany na odwrocie listu.
Kochająca Hermiona”
Zerkam na adres i wybiegam z domu. Gdy dojeżdżam moim samochodem pod wskazany adres i podchodzę do Krzywołapa mówię mu:
- No to zostaliśmy sami.
On tuli się do mnie i mruczy. Chyba miała rację, że już się do mnie przyzwyczaił.

Obserwatorzy