poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział XVII - Wszystko dobre co dobrze się kończy

Witajcie :D
Rozdział spóźniony, powinien być wczoraj ale byłam na niespodziewanym wyjeździe nad morze (dlatego nie zawsze lubię niespodzianki) :P
Myślę, że jest ciekawy, życzę miłego czytania :D

~Dedykowany Ari za pomoc w odzwierciedleniu jej charakteru~
~Dedykowany Elizie za pomoc przy piosence~
~Dedykowany Kath za dołożenie kasy na leki dla Severusa xD~

Przez całe popołudnie nikt nie odwiedził Ari. Ale w końcu wieczorem przyszły do niej Emi i Elizabeth.
- To co, pomożesz nam wymyślić nowy eliksir? - zapytała po cichu Emily, bo myślała iż dziewczyna śpi.
- Tak, jasne! Moim zdaniem najlepiej by było gdybyśmy... A może zacznijmy od czegoś innego. Co przyniosłyście?
Po godzinie negocjacji dziewczyny doszły do wniosku iż stworzą wywar leczący zatrucia. Ustaliły także, że mają się spotkać jutro o tej samej porze, aby spróbować uwarzyć dany wywar.
- No to cześć - pożegnała się szybko Shey, ponieważ pragnęła zostać sama.
Dziewczyny wyszły, a ona znowu zaczęła rozmyślać.
Wyobrażała sobie Blacka całującego się z Dorcas i siebie obok nich. Wyobrażała sobie także Ann stojącą w samotności i spoglądającą na Jamesa przytulającego Lily. Było jej okropnie smutno. Na początku pierwszego roku, jeszcze przed przydziałem do domów nigdy by nie pomyślała, że oni tak je skrzywdzą... A jednak, później okazało się inaczej.
Myślała, że się zaprzyjaźnią, chłopcy zrobili na niej i na reszcie miłe wrażenie. Mieli poczucie humoru, byli odważni (no, z wyjątkiem Petera)...
Teraz z rozmyślań znowu wyrwał ją odgłos otwieranych drzwi. Myślała, że zobaczy w nich tą roześmianą paczkę i Syriusza z wielkim bukietem kwiatów ale zamiast nich zobaczyła tam swoją siostrę!
- Susan, och, cześć... - starała się uśmiechnąć, ale nie mogła ukryć rozczarowania.
- Słyszałam o tej sprawie z Blackiem... Okropne. Ale czemu się dziwisz, w końcu to Gryfon - uśmiechnęła się do niej pocieszająco.
- Ale ty tego nie zrozumiesz, że ja go kocham. Po prostu. Wiesz co, po prostu wyjdź - z jej oczu popłynęły łzy - Wyjdź! - krzyknęła głośniej.
***
O godzinie 5:00 Łapa był już na nogach. Pomimo niewyspania nie mógł już więcej zasnąć. Wyciągnął zgniecioną kartkę z kieszeni jeansów, które miał wczoraj na nogach i zaczął analizować tekst.
Teraz zwątpił. Może jednak najpierw powinien z nią porozmawiać? Jednak bardzo prawdopodobne byłoby to, że i tak by mu nie uwierzyła.
Położył się jeszcze raz na łóżko i pomyślał o niej. Wyjął swój zeszyt od eliksirów i zaczął go kartkować aby znaleźć coś co pomoże mu napisać wypracowanie o wywarze żywej śmierci. Zamiast tego co chwilę napotykał uśmiechniętą buzię Ari z jego rysunków.
Nie mógł przestać o niej myśleć. Może i było wcześnie ale musiał się z nią zobaczyć. Ukradkiem wyciągnął pelerynę niewidkę spod łóżka Jamesa i narzucił na siebie.
Wymknął się z dormitorium i przebył drogę aż do skrzydła szpitalnego. Po cichu otworzył drzwi i wszedł do środka. Położył głowę na jej łóżku i w takiej pozycji zasnął.
Obudził go krzyk Ariany:
- Syriusz!
Jej mina wyrażała zszokowanie ale i za razem wstręt.
- Chcę z tobą porozmawiać, proszę, wysłuchaj mnie... - poprosił.
- Nie. Niby o czym chcesz porozmawiać? Że tak naprawdę nie kochasz Dorcas... - nie skończyła, bo on energicznie pokiwał głową i przytaknął. - No to w takim razie koniec rozmowy. Daj mi spać. To nie daje Ci prawa do budzenia mnie o świcie - powiedziała chociaż zegarek pokazywał dziewiątą.
- Nie mogłem spać. Tęskniłem za tobą - zebrał się na odwagę - Jeśli chodzi o Meadowes to... Mówili, że się nie obudzisz, a ja nie chciałem zostać sam. Nie wyobrażałem sobie życia bez ciebie. Ona przypomina mi o tobie, jesteście nawet trochę podobne, ale nie kochałem jej. Żadnej nigdy nie kochałem tak jak ciebie. Wcześniej nie zaznałem miłości i nie wiedziałem czym ona jest. Tak było do czasu... Do chwili kiedy nie pokochałem ciebie. Bałem się tego, że mogę cię stracić więc zacząłem zastępować ciebie nią. Ale to i tak nic nie dawało. Nic nie może mi zastąpić ciebie. Przez te dwa tygodnie... Nie mogłem się na niczym skupić. Cały czas myślałem o tobie. Widziałem twoją pogodną twarz uśmiechającą się do mnie. Byłaś wszędzie... Tylko nie przy mnie - z jego oczu strumieniem zaczęły lecieć łzy - I nawet... Nawet jesteś w muzyce. Naprawdę. Więc proszę, chociaż przez chwilę bądź ze mną...
Uśmiechnęła się do niego i chciała go objąć rękami, jednak zapomniała, że nie może.
- Też cię kocham, Syriusz. Tylko mam jeszcze jedno pytanie... O co chodzi z tą muzyką?
- No bo... - teraz zawstydził się tego, że bał się z nią porozmawiać i pomyślał, że jego piosenka jest słaba - ja ułożyłem dla ciebie piosenkę.
- To jest takie słodkie... - stwierdziła Ari - No to dalej, śpiewaj!
Czy to już koniec? 
Nie wiem, bo wciąż 
Wciąż kłótnie i łzy 
Chcę do niej wrócić 
Przytulić ją 
Powiedzieć w prost 
Jak kocham mocno 
Jak tęsknię wciąż 
Lecz nie potrafię 
Bo nadal kłótni stos i 
Nadal są łzy 
Dlatego cierpię 
Bo brak jej już 
Nie ma jej przy mnie 
Tak chcę się zmienić 
Przytulić i całować 
Lecz ranię znów 
Mam tego dość 
Pragnę obok żyć 
Nie myśleć o złu 
Powracam do snu
By z nią na zawsze być 
Ona tam pokocha mnie 
Nie będzie kłótni i łez 
Dlatego powiem jej 
"Kocham Cię"
- Nie myślałeś żeby kiedyś założyć zespół albo śpiewać solo? - zapytała - A tak serio to jesteś wyjątkowy, Black! Naprawdę!
Godzinę później przyszła reszta 'ekipy' która miała zająć się uzdrowieniem dziewczyny.
Katherine przed wejściem kazała Severusowi zażyć swój syrop na nerwy. Remus nie chciał pracować w towarzystwie Syriusza po jego reakcji z wczoraj, jednak gdy zobaczył, że pogodził się z Ari od razu mu przeszło.
Mieszali coś w gigantycznym kociołku przyniesionym od pani Pomfrey, dorzucali różne składniki aż w końcu przewodniczący tej grupy, czyli Snape oznajmił:
- Gotowe.
***
Victorie miała dość wszystkiego, a w szczególności turnieju i tego Jey'a. Pałała do niego nienawiścią, a przez ten turniej o którym tak marzyła musi spędzać z nim prawie każdą wolną chwilę.
- Nie możemy pracować osobno? Wolę działać w pojedynkę, sama niż w grupie.
- No ale... - upierał się przy swoim Jeydon.
Teraz Vic siedziała w dormitorium i marzyła o jakieś imprezie gdy nagle przez drzwi weszła Emi i Elizabeth z uśmiechami na twarzy a za nimi podążała Chloe.
Oznajmiły z radością wszystkim o ich nowym pomyśle:
- Od dziś uczymy się jak zostać animagami!

niedziela, 19 lipca 2015

Rozdział XVI - Nieszczęśliwe skutki upadku

Witajcie! :D
Jestem z rozdziałem chyba ciekawym i chyba za dużych błędów nie ma... Długi jak na mnie... Myślę, że zaciekawi i będziecie wyczekiwać następnego :D

~Dedykowany Ari, żeby w końcu zaczęła czytać, bo w akcja kręci się w okół niej, a ona nic o tym nie wie xD~

Ariana gdy się obudziła poczuła dziwne uczucie - jakby nie mogła się ruszyć. Spróbowała pokręcić głową albo przekręcić na drugi bok ale to na nic. Ciągle była w tej samej pozycji.
Ciekawe ile dni już tu leżała.... Ciekawe jak po upadku czuł się Syriusz...?
Z rozmyślań wyrwał ją cichy głos pani Pomfrey:
- O... Obudziłaś się? - spojrzała na nią zaskoczona i wyszła drzwiami prowadzącymi na korytarz, nim Ari zdążyła się jej o cokolwiek zapytać.
Leżała bezruchu kolejne kilka minut, wzrokiem próbując odszukać Syriusza, na którymś z sąsiednich łóżek... Ale wszystkie były puste.
Do jej głowy zaczęły uderzać koszmarne myśli: A może nie przeżył upadku z 50 m wysokości? Lecz jednak szybko odsunęła tą myśl od siebie, a do jej głowy zawitała inna, bardziej entuzjastyczna, choć raczej niewiarygodna - Syriusz gdy upadał może dalej miał w ręce swoją miotłę i tuż przed zderzeniem z ziemią odzyskał przytomność i poderwał się na swojej miotle do góry aby dokończyć mecz...?
Tak w sumie, to jej wina. Gdyby zamiast grać nie była wpatrzona w niego i nie uważna, może to wszystko by się nie stało?
A no i jeszcze jedno: Kto wygrał mecz? Grali bez ścigającego, czy znaleźli kogoś na jej i może jego miejsce?
W tej chwili drzwi się otworzyły, ale nie wszedł nimi ani Syriusz, ani Poppy, ani Emily, ani Chloe, ani Victorie, ani Elizabeth, ani nawet Slughorn, tylko... Albus Dumbledore w towarzystwie Minerwy McGonagall i... Remusa Lupina, a także Severusa Snape'a.
- C-co wy tu robicie?! - wrzasnęła ze złością i z pewnością wygoniłaby wszystkich stąd gdyby nie to, że dalej nie mogła się ruszyć.
- Pani Shey - zaczęła oficjalnie McGonagall - obudziła się pani po dwóch tygodniach...
- Że co?! - krzyknęła ruda.
- Tak właściwie to po trzech - mruknął zły Snape pod nosem.
- Ari! - przez te same drzwi, którymi weszła delegacja wpadła teraz Emi i rzuciła się na nią - Myśleliśmy... mówili, że... Już się nigdy nie obudzisz! - spiorunowała wzrokiem grono nauczycielskie na czele z dyrektorem. Tuż za nią wpadła Chloe:
- Dzień dobry - powiedziała grzecznie i poszła przywitać się z Arianą, przy okazji zjadając w pośpiechu jedną z podarowanych jej przez nią czekoladowych żab.
- Yyy... Mogłybyście stąd wyjść? - bąknął Ślizgon.
- Och, już zostańcie i tak będzie trzeba wszystko odnotować w protokole - rzekł wspaniałoduszny Albus.
- No więc, tak jak już wspomniała panna Fox mieliśmy panią przenieść do Św. Munga, bo pani stan był naprawdę ciężki...
- To znaczy?! - ryknęła Shey.
- Znaczy, że... A tak w ogóle po co mam to mówić, jak pani pewnie i tak to odczuwa! A raczej nie! Nie zauważyłaś, że nie możesz się poruszyć?!
- To prawda?! Ojejku, Ari! - zaczęła rozpaczać Emily, a z jej oczu wypływały łzy.
- Czy mogę to po prostu dokończyć?! - wrzasnęła McGonagall - Więc za kilka dni przenosimy panią do Św. Munga, na rehablitację u najlepszych medykomagów w Anglii ale i na świecie.
- Ale dlaczego! Ja nie chcę, chcę tu zostać! - zaczęła z wściekłością krzyczeć ruda - Tu gdzie są moi przyjaciele!
- Dlatego zajmą się panią, w ramach projektu naukowego: Remus Lupin, Katherine Villane, Severus Snape i... Syriusz Black.
Łapa... To on żyje! Z serca dziewczyny spadł wielki kamień. Uśmiechnęła się i powiedziała tylko ciche: 'Dziękuję' po czym przyszła pani Pomfrey i wygoniła wszystkich z sali, tłumacząc ten czyn tym, że chora jest śpiąca. Może faktycznie jest zmęczona... Ale najpierw musi wszystko pomyśleć, bo od jutra jej los będzie w jego rękach.
***
Wieczorem przyszła ją odwiedzić jeszcze raz Emily. Zaplotła jej włosy w warkocz i usiadła na jej łóżku.
Z ust Ari natychmiastowo wypłynęły wszystkie pytania jakie jej ślina na język przyniosła.
- Kto wygrał mecz?
- Wygrali Gryfoni, no ale znicza złapali... - nie zdążyła dokończyć, bo ruda już zadała kolejne pytanie.
- A co z zadaniem Turnieju?
- No wiesz, nadal nad tym myślimy... - zaczęła blondynka.
- Mogę wam pomóc. Tylko powiedzcie mi jaka jest jego treść - uśmiechnęła się przyjacielsko.
- No więc... To będzie labirynt. Każda z nas wejdzie do niego z dwóch różnych stron. Wygra para, która spotka się w labiryncie jako pierwsza...
- To chyba łatwizna! - stwierdziła Shey i głęboko odetchnęła.
- Ale labirynt usiany jest pułapkami. Nie wiemy co w nim będzie i na tym polega ten problem. Wiemy, że będzie kilka stanowisk po dwa od każdego nauczyciela... I wiemy też, że przy jednym ze stanowisk od Slughorna trzeba będzie uważyć swój własny eliksir... U McGonagall będzie transmutacja... Siebie w człowieka z głową zwierzęcia... - teraz już obie zaczęły się martwić nie na żarty - u profesora Gładysza (przypomnienie - nauczyciel OPCM pochodzący z Polski) będzie trzeba walczyć z trolem, u Flitwicka wyczarować patronusa w ochronie przed dementorem, a u Sprout będzie trzeba zasadzić mandagorę... W sumie każdy z nauczycieli powiedział co będzie na tylko jednym stanowisku u niego, a ja niestety coś czuję, że te o których nam nie powiedzieli będą gorsze...
- Nie martw się! To z czym z tych rzeczy idzie ci najgorzej? - zapytała.
- Zdecydowanie transmutacja oraz eliksiry... Ja nigdy w życiu nie próbowałam nawet uważyć innego eliksiru niż według instrukcji profesora!
- Kiedyś musi być pierwszy raz - stwierdziła Ariana i umówiła się z Fox i Elizabeth jutro na piętnastą, aby przyszły z kociołkiem i różnymi składnikami potrzebnymi do zrobienia eliksiru.
***
Rano o godzinie ósmej, gdy Ari jeszcze spała, do Skrzydła Szpitalnego weszli Remus, Severus oraz Katherine. Lupin obudził ją głośnym: buuuu, na co ona zaregowała piskiem.
- Gdzie Syriusz? - spytała gdy już się rozbudziła.
- Jest na randce z Dorcas, powiedział, że przyjdzie później, na razie poradzimy sobie bez niego... - z oczu rudej zaczęły lecieć strumieniami łzy. Myślała, że on ją kocha, martwiła się o niego, on ją obronił przed tłuczkiem, a... Teraz ma inną. Chyba miała rację, że on kocha ją tylko przez chwilę.
- Może wolisz zostać sama...? - zapytała cicho Kath.
- A czemu niby ma zostać sama?! Chcesz zdać te egzaminy czy nie?! A ona jak chce wyzdrowieć i nie trafić do Munga to też powinna być posłuszna, a nie nagle ni z tego ni z owego zaczyna płakać! - zezłościł się Severus.
- Sev, nie musisz być taki ostry, ona po prostu chyba naprawdę musi zostać sama.
Skinęła głową na Remusa i cała trójka wyszła, a ona została sama.
***
- P-powiedziałeś jej?! Jesteś okropny! Miałeś milczeć albo jej powiedzieć, że mam poprawki i nie mogłem przyjść na czas! - to Syriusz krzyczał na Lupina - Wiesz, że ja ją kocham, nie obchodzi mnie, że jest Ślizgonką, nie obchodzi mnie nic! Kocham ją, rozumiesz?!
Po tych słowach wybiegł z Pokoju Wspólnego Gryffindoru i biegł przed siebie na ślepo, aż nie wpadł na jakiegoś młodszego chłopaka, który okazał się być... Jego bratem.
- Dobrze słyszałem? Zakochałeś się w Ślizgonce? - zdziwił się młodszy Black - Mama z pewnością będzie szczęśliwa gdy się dowie, nie uważasz? 'Nasz Syriusz w końcu wydoroślał i zrozumiał zasadę czystości krwi. Czyż to nie wspaniałe?' - idealnie naśladował piskliwy głos ich matki.
- Powiem jej o tym, że muszę ci kupować mugolskie słodycze, jeśli jej to powiesz więc buzia na kłódkę, albo ciebie też wydziedziczy.
Poszedł do biblioteki, w której o tej porze było najmniej uczniów, a w ogóle wcale. Była to bowiem pora obiadowa i wszyscy byli w Wielkiej Sali.
Co mam teraz zrobić? Ona mnie przecież nienawidzi, a to wszystko przez niego... Muszę coś zrobić, aby mi uwierzyła... Jeśli powiem prawdę, może pomyśleć, że kłamię... Jest coś silniejsze od szczerej rozmowy...
Nagle go olśniło - muzyka. Napisze dla niej piosenkę i zagra na gitarze! Wyciągnął jakąś pognieconą i podartą kartkę z kieszeni i zaczął pisać o uczuciach. O swoich uczuciach do niej. Czyli o miłości. Napisał o swoich błędach i o tym, że powinni zacząć od nowa, a ona znów powinna mu zaufać.
Gdy cały tekst był już gotowy poszedł do swojego dormitorium, które było puste, zamknął je zaklęciem aby nikt mu nie przeszkadzał, wyciszył, aby nikt nie dowiedział się o niespodziance, a już w szczególność Lunatyk, bo znowu mógł jej wygadać...
Chwycił za gitarę Jamesa i zaczął brzdąkać. Szło mu coraz lepiej, aż w końcu ułożył muzykę do swojej piosenki.
W końcu położył się na łóżku i zasnął, a śnił o tym, że znów jest z nią.

niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział XV - Quidditch po raz pierwszy

Witajcie :D
Mamy rozdział szybciej! ^^ (o jeden dzień xD) Cieszycie się? Chcę widzieć las rąk xD
Oglądam powtórkę HP i kończę rozdział :P
Dedykuję rozdział LunesDor <3

***
Przez kilka dni nigdzie nie było widać Emily i Elizabeth. Obecne były tylko na śniadaniu i obiedzie w Wielkiej Sali. Nie chodziły na lekcje. Często znikały gdzieś tajemniczo. Było tak od czasu gdy ogłoszono, niestety nie przy uczniach treść pierwszego zadania. Severus Snape też nie chodził na lekcje. Za to Remus Lupin tak. Tłumaczył to tym, że w tym roku są SUM-y, a on nie chce przegapić żadnego tematu, czy nawet powtórek.
James spotykał się z Lily, a Syriusz znalazł nową przyjaciółkę - Dorcas Meadowes.
Nosiła okulary o czarnych oprawkach, miała cudne niebieskie oczy, była dosyć niska ale miała swój własny styl. Jej włosy były czarne.
Przyjaźniła się z Evans choć była jej całkowitym przeciwieństwem. Lubiła psocić, spędzać czas z Huncwotami... Wcale nie przejmowała się nauką!
Należała do Gryffindoru i była na tym samym roku co oni, dzieliła dormitorium z Evans.
Podczas pewnego śniadania w Wielkiej Sali, w której uczestniczył Snape, postanowiła razem z chłopakami wywinąć mu kawał...
Zaklęciem Wingardium Leviosa podmieniła kubki z piciem Ślizgona. Zamiast soku dyniowego dostał eliksir wielosokowy z włosem Jamesa Pottera.
Wypił go ale nic się nie stało. Oczywiście do czasu. Wystarczyło nawet nie 5 minut, a przy stole Slytherinu siedział lubiący psoty Gryfon w okularach.
Po chwili ze stołu nauczycielskiego rozległ się wrzask:
- Potter!
Prawdziwy James schował się pod stół i stamtąd obserwował dalszy rozwój wydarzeń.
Profesor McGonagall podeszła do Severusa i pociągnęła go za ucho.
- Co ty niby robisz przy stole Ślizgonów?!
- Siedzę tam gdzie moje miejsce, pani profesor - odparł nie zauważywszy swojej przemiany Snape.
- Szlaban, Potter, szlaban! Dzisiaj o osiemnastej, u mnie w gabinecie! - spojrzał zaskoczony na Minerwę która te słowa zwracała właśnie do niego.
- Ale ja nie jestem Potter, tylko Severus...
- Nie kłam mi tu w żywe oczy! Lepiej spójrz na swoje odbicie!
Dopiero teraz dostrzegł, że zamiast krawatu i szaty w kolory zielony i srebny, ma czerwony i złoty. Dotchnął ręką swoich zazwyczaj tłustych długich włosów, a zamiast tego poczuł puszyste roztrzepane włosy!
- J-jestem Jamesem! - wrzasnął i wybiegł z Sali.
- Hahahahahahahahahha!! - śmiech dochodził z korytarza, którym szła paczka z domu Gryffindora, nabijając się ze Snape'a.
- I ta jego reakcja! - Syriusz aż trzymał się za brzuch, bo rozbolał go od śmiechu.
- Ale wiesz, że będziesz musiał odrobić ten szlaban? - spoważniała Lily.
- No co ty, kotek! Ta wersja eliksiru jest silniejsza, dobrze uważony powinien działać z dwa tygodnie! Stara Minerwa i tak go dopadnie!
- A ty przez ten czas będziesz chować się w dormitorium?
- No co ty, skarbie, mamy wszystko obcykane! Syriusz będzie mi przynosił jedzenie z Wielkiej Sali, Snape dostanie kolejne szlabany za moje nieodrobione lekcje...
- Za tydzień mamy mecz Quidditcha! Chyba nie pozwolisz temu Ślizgonowi zniszczyć nam pierwszego meczu w sezonie! On zhańbi cię James! Zniczy twoją... Twoją... chwałę! A tak być nie może!
- Yyy... Zamknie się go w jakiejś szafie czy coś na czas meczu... - kombinował Potter.
***
W ostatniej chwili przed meczem okazało się, że ścigający Ślizgonów - Nick Marley, dostał niespodziewanego ataku wymiotów i nie może grać.
Gdy Emily z przyjaciółkami wchodziły już na trybuny dogoniła ich dzisiejsza komentatorka meczu - Elizabeth.
- Ari, wasz ścigający aktualnie nie może grać... Poproszono mnie abym poszukała nowego, a z tego co mówiłaś grasz z rodzicami i dobrze ci idzie... To co?
'Ta. Myślą, że ona gra dobrze? To chyba nie widzieli jak ja gram' pomyślała ze złością Victorie.
Ariana pobiegła w kierunku szatni Slytherinu z twarzą na której malowało się szczęście.
Gdy jednak otworzyła drzwi do szatni jej mina spoważniała i nie czuła się już taka pewna.
- Hej... - zobaczyła umięśnionego, przystojnego kapitana jej dotychczasowej drużyny - Dylana Russo - starszego brata Vic - Niby mam być waszą ścigającą na dzisiejszy mecz...
- Tak? - zdziwił się - Jeśli tak to siadaj, zaraz dam ci nasz rezerwowy kostium - uśmiechnął się do niej.
Podał jej sweter w kolorach zieleni i srebra na którym wyszyty był także herb Slyterinu - w miejscu serca. Po chwili doniósł jeszcze wygodne buty sportowe, oczywiście najpierw pytając się jej o numer.
Gdy już wyszła z garderoby w stroju drużyny, rozpuściła swoje długie rude włosy i chwyciła w dłoń jedną ze szkolnych mioteł wyglądała naprawdę olśniewająco.
Wyszła z resztą drużyny ustawiona na samym końcu.
Kapitani - James Potter oraz Dylan uścisnęli sobie dłonie i na gwizdek pani Hooch wszyscy wystrzelili w powietrze.
(jaki zbieg okoliczności, że pisząc to oglądam mecz Quidditcha w HP ~od autorki)
- Ruszyli! Smith z drużyny Gryfonów uniknął uderzenia tłuczkiem... Ma kafla, zbliża się i... Dostał w głowę tłuczkiem, a to wszystko dzięki Pettersonowi, pałkarzowi Slytherinu!
- Kafla ma Shey, nowa ścigająca Ślizgonów! Dalej Ari, dalej, dasz radę!
- Pani Thomas, nie wolno dopingować! - skarciła ją McGonagall.
- I... Jest, będzie strzał... Gol! Slytherin prowadzi - dziesięć do zera!
 W sektorze domu węża rozległy się oklaski oraz wrzaski typu: "Ślizgoni zwyciężą!"
- Potter oraz Wenchester krążą nad boiskiem w poszukiwaniu Złotego Znicza, może się pokazać w każdej chwili! Przy kaflu Lucken, z domu lwa i... Remis! Dziesięć do dziesięciu! 
Ariana zawisła w powietrzu i obserwowała poczynania Gryfonów. Dzięki temu znała stratedię każdego z nich. Było pięćdziesiąt do dziesięciu, gdy miała rozgryzione ruchy każdego... oprócz Syriusza. Grał na pozycji ścigającego, zupełnie jak ona. 
Do rzeczywistości przywrócił ją krzyk Emily i Chloe:
- Ari, graj, bo przegrywamy, wszystko w twoich rękach! 
I faktycznie - teraz Gryffindor prowadził osiemdziesięcioma punktami. 
- Kafla ma Russo, podaje do Shey... I... Black przejmuje kafla! Kolejny strzał Gryfonów!
Sektor po prawej stronie ryknął z radością.
Arianie wydawało się, że usłyszała przy swoim uchu szept: przepraszam.
To było.... Dziwne. Wydawało się jej, że to głos jej ukochanego Blacka. Chociaż... Pamięta jak on często zmienia dziewczyny i może on jej wcale nie kocha, a ona jego?
- Kafla znowu ma Syriusz... odbiera mu go Ariana, ta para ma coś do siebie - zażartowała Elizabeth.
Och to zupełnie tak jakby wiedziała! Tym razem Black usłyszał słowa przeprosin gdy obok niego przeleciała Ślizgonka.
- Shey po raz drugi wbiła kafla w obręcz, och chyba inni się za bardzo się starają... No ale nie ważne! Potter dostrzegł znicz, nurkuje w dół ale... Znicz już z powrotem zniknął!
Ariana spojrzała na postać Łapy... Wydawał się taki męski, odważny, czarne włosy były roztrzepane, to pewnie przez wiatr... Nagle zobaczył co chce zrobić! Strzelić w obręcz! Szybko do niego podleciała i podała kafel do Willingtona, a w tej chwili dwa tłuczki podleciały w jej kierunku... Pierwszym oberwał Syriusz, który próbował ją obronić, a drugim dostała ona. W tej samej chwili nieprzytomni zlecieli w dół na murawę.

poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział XIV - Uczuciowe zamieszanie

Witajcie! :D
Sorki, wakacyjny leń był, ale mam ten rozdział... Wiem, że troszku (troszku?!) kiepski no ale jak na po przerwie to nawet jest ok :P *sprawdza wiadomość od Vic* *sprawdza wiadomość od Ari* Co one tak do mnie piszą? xD No dobrze, boli mnie ucho i palec więc już kończę, następnego rozdziału (lepszego i dłuższego) możecie się spodziewać za tydzień ;) Nie ma to jak dobre rady Ari, że skoro boli mnie palec to mam pisać innym :')
Miłego czytania! :*

***
Następnego dnia podczas kolacji zwołano wszystkich uczniów i kazano im być w Wielkiej Sali w godzinach 19:00. Gdy już wszyscy się najedli na środek wyszedł Dumbledore i krzyknął:
- Kochani! Zebraliśmy się tu w związku z Turniejem Trójmagicznym! Wylosujemy osoby, które wrzuciły kartki do czary, ponieważ I zadanie będzie trzeba wykonywać w grupach. Wszyscy "partnerzy" będą z Hogwartu, zostało to przez nas wcześniej ustalone - wskazał ręką na innych dyrektorów - No więc dobrze... Najpierw pomocnik lub pomocnica Remusa Lupina, z Hogwartu! Wielkie brawa dla niego! A jego pomocnikiem - spojarzał na karteczkę - zostaje... No cóż, Severus Snape, gratuluję! Panie Snape, proszę przyjść tu na środek!
Zdziwiona Kath zakryła usta dłonią i spojrzała na swojego chłopaka. On pobladł ze strachu i zaskoczenia, przecież nie wrzucał karteczki, więc czemu....
- No dobrze, a teraz ktoś kto przyłączy się do Elizabeth Thomas, z Beauxbatons! Niniejszym ogłaszam iż w tym zadaniu będzie współpracować z... - rozwinął i przeczytał skrawek papieru - Uważam iż świetnie trafiła, bo pomagać jej będzie Emily Fox!
Emi podbiegła do koleżanki z dormitrium i uśmiechnęła się do niej znacząco.
- Teraz czas na pomocnicę bądź pomocnika Jeydona Wale'a.... O już wiemy, iż jest to Victorie Russo! - krzyknął gdy przeczytał treść karteczki.
- No dalej, zapraszamy wszystkich pomocników na środek!
Nie zadowolony oraz zdziwiony Snape stał i patrzył się w stół Gryfonów. Nagle jego wzrok padł na Pottera. "Co ten smarkacz znów wymyślił?!" - zezłościł się. Nie zwracając uwagi na oklaski wyszedł z sali przy okazji z pomocą zaklęcia niewebralnego gdy przechodził obok wroga uniósł go wysoko do góry.
Natomiast Victorie także była wściekła. Może i tego chciała, może i to było jej marzenia i szansa, ale... dlaczego on?! I dlaczego ich pierwsze spotkanie było takie dziwne, a nie mogli pogadać tak jak normalni ludzie...? A teraz, jakby tego było mało, dyrektor ogłosił ich parą, normalnie świetnie! Nie chciała patrzeć na Emily i Elizabeth, które cieszyły się jak głupie.
Po ogromnych brawach i wiwatach Ślizgonów przyszedł czas na ogłoszenie zadania uczestnikom na osobności.
Lunatyk został poproszony o przyprowadzenia Severusa do gabinetu dyrektora. Gdy tylko stanął przed pokojem zorientował się iż nie zna hasła.
- Smaczne ciastka - powiedział, iż do niedawna funkcjonowało to hasło. Jednak okazało się iż zdążyli już je zmienić.
W myślach szybko uporządkował sobie listę możliwych haseł. Po wielu próbach w końcu odgadł:
- Mroczny pudding - okazało się być poprawne.
Wszedł do pokoju wspólnego znajdującego się w Lochach i zastał chłopaka siedzącego przed kominkiem i rysującego płonącego w nim Rogacza. Trzeba przyznać, miał talent plastyczny...
- Ej, Snape, rozumiem, że teraz może chcesz być sam, i wściekać się na Pottera, ale... Wiesz, decyzja zapadła, więc chodź lepiej, nim przyjdzie po ciebie Albus ze Slughornem...
Po czym wyszedł, lecz zaczekał przed drzwiami na "kolegę".
***
Ann zdenerwowana zmierzała w kierunku swojego dormitorium, wracając z randki z Jamesem.
Okazało się, że Lily miała rację, ale miłość Jamesa była też w połowie, bądź 1/3 prawdziwa. Nie wiedziała co o tym myśleć i pomimo przepraszania Pottera za swoje zachowanie zdecydowała, że musi to przemyśleć, ale jej odpowiedź w 99% brzmi nie.
A teraz co?! Już po 10 minutach od zerwania wrócił do Evans, tu wszystko jest nie tak jak miało być! Miała się zastanowić, aby trzymać go w napięciu i po jakimś tygodniu powiedzieć mu: "Tak James, kocham cię i chcę być z tobą pomimo wszystkiego".
Lecz on jednak woli Lily, jak widać Gryfonki, bądź rude są dla niego o wiele atrakcyjniejsze... No cóż, zachował się okropnie, to fakt i trzeba mu to przyznać. Ona znowu jest sama, porzucona i ma ochoty na chłopaków.
***
Gdy Emily i Ariana zeszły rano na śniadanie niespodziewanie nadleciały do nich sowy.
Biały puchacz rodziny Fox stanął przed Emi z kopertą i paczką przywiązanymi do nóżki. Do Ari nadleciała jedna z... maleńkich podobnych do szkolnych sówek.
Gdy tylko Shey przeczytała swój list, ukradkiem popatrzała na stół Gryfonów jakby kogoś tam szukała ale w końcu znów spojrzała na papier i się zarumieniła.
Blondynka otworzyła kopertę i zaczęła czytać:
Droga Emi, 
Dosyć dawno się nie widziałyśmy ale myślę, że mnie pamiętasz. Z tej strony Julie. Bardzo żałuję tego, że nie spotkałyśmy się w wakacje, ponieważ byłam na wyjeździe, ale może wpadniesz w te Boże Narodzenie do domu? 
Myślę, że kolejny rok Twojej nauki w Hogwarcie przyniesie ci satysfakcję i pomyślnie zdasz SUM-y. W każdym razie będę trzymać za ciebie kciuki. 
List jest krótki, bo w tej mugolskiej szkole, zwłaszcza w 3 gimnazjum mam masę nauki i także podobnie jak ty egzaminy. 
Przesyłam wiadomość przez sowę Twoich rodziców, którzy powiedzieli, że mogą mi ją pożyczać kiedy będę chciała do ciebie napisać. 
To tyle, myślę, że będziemy w kontakcie i napiszesz co tam u ciebie.
Czekam aż znowu się spotkamy.
Uściski, 
Julie  
Ps.: Dołączam moje zdjęcia z wakacji, może one ci poprawią humor i przypomną o mnie :)

Tak jak napisała jej przyjaciółka, po przejrzeniu koperty z środka wypadły zdjęcia. Pierwsze jakie zobaczyła przedstawiało brunetkę o brązowych oczach, dość wysoką, ubraną w T-shirt z myszką Mickey oraz szorty na tle wieży Eiffle. Było jeszcze kilka innych zdjęć z Paryża. 
***
Zaraz po śniadaniu Ariana biegiem ruszyła przed obraz z owocami obok którego stał Syriusz. Uśmiechał się, rękami zasłonił jej oczy, odsłonił je dopiero wtedy gdy byli już w jakimś tunelu. Wtedy mrunkął pod nosem Lumos a z jego różdżki wydobyło się światło. 
Po 15 minutach drogi Ari dopiero się odezwała:
- Wiesz co, Black? To chyba najromantyczniejsza randka świata. 
- Wiem, doskonale o tym wiem skarbie. 
Po kolejnych pięciu minutach doszli do klapy w podłodze i nią weszli na powierzchnię. Znaleźli się w Miodowymi Królestwie.
-C-co? J-jak? - zdziwiła się ruda. 
- Już wiesz skąd mam Piwo Kremowe i Ognistą Whisky na każdą okazję - puścił do niej oczko.

Obserwatorzy