niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział XXVII - Nigdy więcej Jamesa

Hello :D
Trochę zajęło mi pisanie rozdziału, bardzo przepraszam... :/
Jest taki jaki jest, złożony z dialogów, w następnym upchnę więcej opisów :D
+ tak ogólnie, to następny planuję na sylwestra/Nowy rok *niepotrzebne skreślić*
Mam nadzieję, że się podoba c:
Miłego czytania :*


***
      - Julie! - wykrzyknęła Emi zaglądając przyjaciółce przez ramię - To... To jest...
      - Najwspanialsza wiadomość tego wieczoru! - wykrzyknęła młoda Cullen rzucając się na szyję blondynce.
      - Chciałam powiedzieć, że to niesamowite i wspaniałe, ale zgodzę się także z twoim słowem. Wiesz co będzie oznaczać, że będziesz na piątym roku? - Fox złapała dziewczynę za ręce i zaczęła nimi potrząsać.
      - Że będę miała duże zaległości...? - niepewnie powiedziała dziewczyna przechylając głowę w bok.
      - No ok, to też, ale także, że...?
      - Że zaszła pomyłka... I mogłam chodzić z tobą do szkoły już od dawna?
      - Ciepło, jesteś już coraz bliżej...
      - Że... To coś ma związek z tobą?
      - Yhym... - mruknęła Emily.
      - Nie chce mi się zgadywać. Em, przypomnij mi, bo zapomniałam, na jaki rok ty chodzisz?
      Dziewczyna pokazała wszystkie palce jej prawej ręki a wtedy Remus wyczarował żarówkę i zaklęciem Windgardium Leviosa zawiesił ją nad głową Julie zanim ta zdążyła się odezwać:
      - Będziemy chodzić na ten sam rok! - i uściskała przyjaciółkę.
      - Brawo, pogratulować ci takiej bystrej przyjaciółki - powiedziała żartobliwie Ariana, a Victorie dodała:
      - Jedno jest pewne w 100%: Z taką bystrością z na pewno nie trafi do Ravenclawu.
      - Ej! - wykrzyknęła Emi uderzając lekko Victorie w głowę.
      Russo natomiast pokazała dziewczynie swój sweter, którego ta wcześniej nie zauważyła. Widniał na nim napis: "Nie jestem wredna. Po prostu nie lubię być sztucznie miła" Wszystkie się roześmiały. Następnie schodami poszły do pokoju Em, a za nimi poszli Huncwoci.
      - Emi... Opowiesz mi jak jest w Hogwarcie? - zapytała Julie - Wiem... Wiem, że pisałaś mi o tym list na pierwszym roku... Ale to nie to samo. Ta wiedza mi nie wystarcza. Och, Em, nie mogę uwierzyć, będę się uczyć w Hogwarcie!
      - Uwierzycie, to już piąty rok, piąty! Może July... Tak swoją drogą mam nadzieję, że mogę cię tak nazywać, dopóki nie wymyślimy ci ksywki... Ma naprawdę rację, a i nam przydałoby się przypomnienie lat spędzonych w murach szkoły - powiedziała Ann.
      - Co masz na myśli, Ann? - zapytała Ariana przeciągając się na podłodze.
      Chloe wyszeptała coś do Syriusza, a on powtórzył to Jamesowi.
      - OGLĄDAMY FILM...!! - zawołał z entuzjazmem Rogacz.
      - I wszystko zepsułeś, durniu - Wolf rzuciła w niego poduszką.
      - Ja durniem, JA DURNIEM?
      - Tak. Więc... Em, możesz iść po popcorn, Vic...
      - Na co iść? - zapytał James - Accio popcornnn...!
      Nagle przez okna i drzwi do pokoju zaczął wsypywać się popcorn, a liczba ziarenek wcale nie malała - wręcz przeciwnie.
      - IDIOTO! TY... - zaczęła Ann.
      - Chloe, uspokój się, proszę, uspokój się, oddychaj i nie myśl o tym idiocie, durniu i czym tam jeszcze dla ciebie jest... - zaczęła po cichu mówić Julie - Policz do dziesięciu...
      - Dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden... IDIOTO! I ja, tak ja, Chloe Ann Wolf, chciałam z nim kiedyś, podkreślam KIEDYŚ chodzić!
      Nagle popcorn stał się taki jakiś mokry, a do uszu zebranych dobiegł szloch. Emily i Ariana "przepłynęły" przez morze popcornowe, aby dotrzeć do płaczącej dziewczyny.
      - Ann... Ty płaczesz?
      - Nie przejmuj się tym idiotą..
      Lecz jednak ich próby pocieszania wywołały jeszcze większą powódź.
      - Popcorn solony - powiedział James, chwytając jedno z ziarenek i wkładając do buzi.
      - Tak właśnie SOLONY, solony łzami! - wybuchła dotychczas spokojna Emi.
      - Bądź co bądź, ale łzy Ann są bardzo smaczne - odparł Syriusz, także próbując sprowadzonego popcornu.
      - Zamknij pysk - wysyczała do Łapy Ari.
      - Nie jestem pse... - jednak napotkał spojrzenia znajomych z Hogwartu - No dobrze, macie rację, jestem psem... Ale to nie znaczy, że macie tak do mnie mówić!
      - Czekajcie, nie rozumiem. On - powiedziała Julie wskazując na Blacka - jest psem. Jedno pytanie: Jak?
      - July... Jesteś tu? Myślałam, że zwiałaś jak tylko ta dwójka, oczywiście mowa o Potterze i Wolf, zaczęła się kłócić - powiedział zaskoczony Remus.
      Nagle z dołu przybiegli rodzice Em i pozostałych, wykopując drzwi, przez co fala popcornu zalała również ich.
      Po dłuższym przeklinaniu dorośli posprzątali popcorn, słuchając przy tym narzekań Syriusza, któremu popcorn bardzo smakował i w końcu, ulegając, pozwolili mu napełnić nim kilka misek, swoje kieszenie, a także buty. Wszystko wróciło na swoje miejsce. No w sumie to prawie wszystko.
      - To co... Oglądamy ten film na poprawę humoru? - zapytała Vic przeciągając się na materacu i pijąc sok lodowy z grappy.
      - Nie - oburknęła Chloe obracając się w stronę ściany - Na pewno nie z nim - dodała wskazując na okularnika.
      - Nie to nie.
      - Ej... I co ja teraz zrobię z tym popcornem? - zapytał zasmucony Syriusz wpychając wolno kolejne ziarenko do ust.
      - Może z pewnością funkcjonować jako karma dla psów - powiedziała Ari.
      - Ej... To nie jest...
      - Po pierwsze: od "ej" nie zaczynamy zdania, a po drugie to właśnie, że to było ŚMIESZNE - powiedziała bardzo poważnym tonem Victorie poczym wybuchła śmiechem.
      - Z całą pewnością, bo ten pyszny popcornik solony łzami Chloe nie może się zmarnować! - wykrzyknął Potter.
       Spotkał się on oczywiście z piorunującymi spojrzeniami dziewczyn i Remusa, ponownym płaczem Ann oraz wygnaniem z pokoju.
       - Black, ty też wyjdź. Wiem, że niezawiniłeś, ale to jednak sprawa nie dla was. To tyczy się też ciebie, Remus - w oczach Emily płonął ogień, więc chcąc nie chcąc, ratując swoje życie, chłopcy opuścili pokój.
      - James Potter to dupek. Nienawidzę go. Nadszedł czas, by powrócić do przeszłości i pokazać mu, że to nie on tu rządzi.
      - My kontra James, ma się rozumieć? - zapytała Victorie.
      - My kontra Huncwoci - odpowiedziała Wolf - Jesteście za?
      - Nie. Kontra James z chęcią, nawet kontra James + Glizdek, ale halo, chyba nie zapomniałaś, że dwie twoje przyjaciółki chodzą z Huncwotami?
       - No to my kontra Rogacz i Glizdek. Teraz pasuje? - gdy Ann zobaczyła kiwające głowami dziewczyny, dodała - Teraz zrobimy im piekło.

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Hello :D
Y, ten, wiecie co dzisiaj (14.12.15r) mamy? Poniedziałek? No niby tak, ale nie o to chodzi. To dziś jest rocznica założenia tego bloga. Dokładnie rok temu ten blog pojawił się w blogosferze.
A ja pamiętam dokładnie wszystkie okoliczności, w których powstał i jestem z tego bardzo dumna. Jednak zacznę od czegoś innego.

PODZIĘKOWANIA 
Komu i za co?
Chloe Ann Wolf - za pomoc przy blogu. Gdyby nie ona to tego bloga by nie było. Ale jednak jest. A chociaż Ann już go chyba nie czytuje to ja i tak wyślę jej link do tego postu z nadzieją, że zrobi się jej przyjemniej. Naprawdę, Ann dziękuję za wiarę we mnie i za pomoc.
Julianowi, opowiadaniowej Arianie - za zapewnienie mi startu. "Harry Potter - opowiadania", od tego wszystko się zaczęło. I gdy się dostałam to... No po prostu miałam dzięki temu dobry start, wiedziałam, że nie piszę do kitu, bo jednak dostałam się. Dziękuję, Juleg za danie mi szansy.
Wiktorii, opowiadaniowej Vic znanej także kiedyś pod pseudonimem Motywacja - za zmuszanie mnie do pisania i na wyżej wspomnianej już stronie "Harry Potter - opowiadania", i na blogu. Ojć, to twoje "Pisz, PISZ!" na które narzekałam naprawdę pomagały. Dziękuję, Vic i mam nadzieję, że wrócisz do motywowania mnie.
Asi, opowiadaniowej Kath - za to, że jesteś, tak poprostu, mimo naszej początkowej nienawiści, mimo tego, że odeszłam ze strony, mimo tego, że tyle narzekałam, mimo tego mojego ciągłego zawalania cię wiadomościami... Tobie, Asiu, dziękuję po prostu za to, że jesteś i mnie nie opuszczasz.
Elizce - chcę ci podziękować za... Za to, że... Jako pierwszej, jedynej z mojego otoczenia, z ludzi, których znam nie z internetu ale z realu dowiedziałaś się o tym blogu. Że to tobie zaufałam, to tobie o tym powiedziałam, to z tobą rozmawiałam o tym na przerwach. Dziękuję ci, podobnie jak Asi za to, że jesteś.
Vicky - mojej byłej becie, która sprawdzała mi pierwsze rozdziały. Dla ciebie też serdeczne podziękowania
Teraz podziękowania z innej beczki, dla komentatorów, dla was też znajdzie się słówko odemnie
Alicji Sims - przytoczę tu twój cytat "Już się bałam, że stawiasz kreskę na ten blog i przestajesz pisać. Ale na szczęście jest rozdział :)". Zostałaś, jako moja czytelniczka z 2014 roku, czekałaś 3 miesiące, a nic się nie wydarzyło, ale mimo tego jednak czytałaś gdy się ruszyłam i komentowałaś. Jestem ci za to naprawdę wdzięczna, a twoje komentarze naprawdę potrafiły dać niezłego "kopala w dupala"
LunesDor - zaczęłam wplatać zabawne wątki dopiero po przeczytaniu twojego bloga. Tak się przy nim uśmiałam... Nieświadomie ty także wprowadziłaś zamianę w moim blogu. Dziękuję ci i przepraszam za zaleganie z rozdziałami u ciebie z całego serducha, ale coś czuję, że są one smutne, a to naprawdę nie jest odpowiedni czas na płacz i załamanie nerwowe z powodu zbliżającego się końca.
Julii Dudzik - także twoje komentarze bardzo lubiłam czytać,  takie jakieś... No, miłe były, także bardzo motywujące
Jest mi niezmiernie przykro, że mogę podziękować tylko tylu komentatorom i to jeszcze naciągane, ponieważ pod ostatnimi rozdziałami są tylko komentarze Elizki i Asi


HISTORIA POWSTANIA BLOGA 
Pamiętasz Ann? Wieczór, 14 grudnia 2014 roku... Emi wpada na pomysł, założę sobie bloga. Koniec.
Ale to tak nie było. Ann to autorytet, osoba godna naśladowania i właśnie wieczorem, 14 grudnia, Emi pojęła decyzję o założeniu bloga, kierując się genialną Ann. Problem w tym, że Emi to nic niepotrafiący dekl, więc nie obeszło się od małej pomocy ze strony Ann... No dobrze, nie była wcale taka mała. Bo Ann stworzyła tego bloga i zapewniała mu układ graficzny dopóki Emi jakiś miesiąc temu nie postanowiła zmienić szablonu i nie spieprzyła wszystkiego, ale to już zupełnie inna historia... No i Emi napisała do Ann i wtedy kochana Ann wzięła sprawę w swoje ręce, a Emi w tym czasie wściekała się, bo przegrywała w chińczyka... A kiedy Ann kończyła tworzyć bloga, to Emi grała w Państwa-Miasta i miała troszku opóźnioną reakcję na wiadomości od Ann, bo kochana kuzynka Emi, była pewna, że Emi może wyszukać sobie rzeczy do gry i zabierała jej telefon. I wtedy Ann oznajmiła: "Skończyłam!". No ok, nie dosłownie, po prostu wysłała mi link do bloga. Zero mojej pomocy czy cuś, więc Ann jest wielka. No a teraz Emi spieprzyła szablon i na tym kończy się ta wspaniała i fascynująca historia o tym jak ten blog znalazł się w blogosferze.

MOJE POCZĄTKI W PISANIU
Zarówno ja jak i Ann swoje początki w pisaniu zawdzięczamy stronie "Harry Potter - Opowiadania", a swoją znajomość stronie "Polscy fani Harry'ego Pottera", ale nie o tym będę teraz mówić. Tak właściwie nie ma się nad czym rozczulać. Ktoś chce poczytać moje pierwsze porządne twory? Zapraszam tutaj -> https://www.facebook.com/media/set/?set=a.678815982205957.1073741851.635529969867892&type=3


PODZIĘKOWANIA #2
Te podziękowania kierowane są do każdego, który zajrzał na mojego bloga, który cokolwiek tutaj przeczytał. Dziękuję.

wtorek, 10 listopada 2015

Rozdział XXVI - Magia świąt

- Emi, wstawaj! - ze snu wyrwało Fox wołanie. Ach tak, musiała zasnąć w samochodzie! Spojrzała na zegarek... 6:20... W sumie, to jest dosyć wcześnie, ale... - Emi! - powtórzyło się wołanie, a blondynka wpadła w ramiona Julie - swojej mugolskiej przyjaciółki.- Jak dawno cię nie widziałam! - wykrzyknęła Emily - Dzisiaj przyjadą moje koleżanki - 'i koledzy' pomyślała, ale pominęła ten fakt - Dzisiaj jest Wigilia! - nagle ją olśniło i pociągnęła przyjaciółkę w stronę kuchni - Julie! Przyjdziesz do nas ze swoimi rodzicami, prawda? - zapytała choć doskonale znała odpowiedź.
- Oczywiście!
Po dzieleniu się swoimi przygodami przyjaciółki usłyszały burczenie w brzuchach. Weszły do wielkiej kuchni w której roiło się od jedzenia.
- Zacznijmy od... naleśników! - powiedziała Julie i wepchnęła sobie naleśnika z dżemem truskawkowym do buzi. To samo zrobiła Em tyle, że jej naleśnik był o smaku...
- Fuj! - wykrzyknęła i wypluła ugryzioną część naleśnika na podłogę - Jakby chociaż raz nie mogli pójść na korzyść rodziców Julie - mruknęła pod nosem wycierając twarz chusteczką i kładąc resztę naleśnika na talerz - Czemu oni chociaż raz nie mogliby gotować tak jak mugole!
Rodzina szatynki była wtajemniczona w "niezwykłość" rodziny Fox, bo rodziny te przyjaźniły się od pokoleń.
- Co znowu? - roześmiała się Julie.
- O smaku wymiocin...
Dziewczyny zaczęły rozwijać i sprawdzać zawartość każdego naleśnika aż rozdzieliły je na dwa talerze - na jednym naleśniki o zwykłych smakach, na drugim o tych 'magicznych'.  Teraz musiały pamiętać aby ostrzec gości na jakim talerzu jakie się znajdują.
- Czemu to zawsze mnie trafia się to co najgorsze? - zapytała blondynka retorycznie - To teraz może... Paszteciki dyniowe! Do nich raczej niczego nie dodali, ale warto się upewnić - powiedziała gdy usłyszała ponowne burczenie w brzuchu.
Jednak paszteciki dyniowe okazały się zwykłymi pysznymi pasztecikami dyniowymi i każda z przyjaciółek zjadła ich po pięć.
- To jest pyszne! - wymamrotała Cullen z pełnymi ustami.
- Lepiej się pohamujmy, spróbowałyśmy raptem dwóch potraw, a reszta czeka... Obiecuję ci, że jeśli reszta potraw okaże się niejadalna to na pewno wrócimy do pasztecików.
Następnie podeszły do talerzy na których leżała ryba i krab. Ryba była zwykła, tyle że źle doprawiona a krab... Gdy tylko spróbowało się skubnąć jego kawałek on natychmiast ożywał i próbował zabić swoimi szczypcami...
Następnie podeszły do sałatki z serem feta, który... muczał.
Każda potrawa miała w sobie jakieś magiczne "ale" i gdyby na kolację przyszedł zwykły mugol to natychmiast po sięgnięciu po którąś z potraw zemdlałby, uciekł lub przestraszył się na śmierć.
Na koniec podeszły do wielkiego stołu, na którym leżały słodycze. Już miały zacząć się nimi objadać, lecz do kuchni weszła pani Fox.
- Och, Julie, jesteś już - spojrzała na ręce wyciągnięte w stronę stołu - Bardzo dobrze dziewczynki, że pomyślałyście... Idźcie i przywieście słodycze na choinkę, tylko... Pilnujcie czekoladowych żab, one uwielbiają uciekać.
Emi przypomniała sobie incydent z tamtego roku. Jedna z czekoladowych żab próbowała wydostać się z choinki, drzewko runęło a świece na nim podpaliły dom...
Posłusznie zaniosły słodycze do salonu i zobaczyły wysoką choinkę a z sufitu padał śnieg.
- To jest prawdziwa magia! - krzyknęła Julie.
Na drzewku wisiały już świecące się łańcuchy - chociaż jeden mugolski akcent. Nagle do pokoju wpadł Remus i rzucił na Emily niewebralne zaklęcie* w związku z czym wisiała teraz w powietrzu do góry nogami.
- Luniek! - krzyknęła blondynka gdy zobaczyła, że ten się śmieje - Natychmiast chcę na dół.
Usłuchał jej i spadła z łoskotem na ziemię.
- To nie jest śmieszne, Lupin - powiedziała i sięgnęła po różdżkę w związku z czym jego włosy zmieniły kolor na czerwony.
- Jak świątecznie! Dzięki, Emi! - podszedł do niej i pocałował w policzek.
- Co ty tu robisz... Jest dopiero... - próbowała znaleźć gdzieś zegarek.
- Jest już 16, a to znaczy, że zanim wszyscy przybędą zostanie ci godzina, a ja postanowiłem przybyć wcześniej aby ci pomóc...
- Czemu godzina? Przecież wszyscy mieli przyjść na 16:30... - zdziwiła się Em.
- Syriusz i James. O... hej - dopiero zauważył, że obok Fox stał ktoś jeszcze - Kim jesteś?
- Julie, przyjaciółka Emily - przedstawiła się.
Z pomocą Remusa dziewczyny zawiesiły czekoladowe żaby na choince w dziesięć minut, a później cała trójka poszła na górę do pokoju Fox.
Ściany były lilowe, a na nich wisiało pełno półek. Na półkach ustawione zostały mugolskie i czarodziejskie książki. W narożniku stała gitara a obok niej został rzucony plecak. Łóżko "lewitowało" gdzieś pod sufitem , a na podłodze rozłożony był żółty dywan. Okno znajdowało się naprzeciwko drzwi. A całość była poprzeplatana ze świątecznymi światełkami.
- Emi, ty grasz na gitarze? - zapytał zaskoczony Remus.
- Nie, wiesz, to tylko tak dla ozdoby - powiedziała z sarkazmem.
Lupin jednym machnięciem różdżki sprawił, że papierki po mugolskich słodyczach, które okryte były za gitarą zamieniły się w poduszki na których usiedli.
Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę! - krzyknęła blondynka i zbiegła na dół. Gdy otworzyła drzwi wejściowe wpadła w objęcia Chloe a państwo Fox przywitali państwo Wolf - Ann, chodź do pokoju, zaprowadzę cię! - i pociągnęła ją za rękę.
Na początku Wilczek starała się nie wspominać o Hogwarcie ani o wszystkim innym co związane z magią dopóki Julie nie zapewniła ją, że wie o magii.
Następnie przyszedł Pettigrew, a zaraz po nim Ariana i Susan. Następnie dołączyła do nich Elizabeth. Victorie przyszła z głośnym hukiem, ponieważ przez przypadek trochę zdenerwowana sprawiła, że choinka w niedalekim parku się przewróciła... Wszyscy czekali jeszcze tylko na Syriusza i Jamesa.
- Luniek? - zapytała Emily patrząc na niego - Miałeś rację, Black i Potter się spóźniają, ale jest już po 17 a ty przewidywałeś, że wpadną do nas o siedemna...
Nie udało jej się dokończyć zdania ponieważ przez otwarte okno wlecieli do domu na miotłach Rogacz i Łapa, który nie zdążyli wyhamować i wpadli na drzwi.
- Skąd ja to znam... - mruknęła Eli przypominając sobie swoje pierwsze wyzwanie na turnieju trójmagicznym
- Tadam! - mruknął okularnik próbując naprawić swoje wejście smoka.
- Co się stało? - zapytał Lunatyk kładąc się na dywanie i wyczekując długiej i wyczerpującej opowieści.
- No bo... - zaczął Black - to było tak, że...
- Jechaliśmy do was motorem Syriusza... ale...
- Daj mi dokończyć! - zdenerwował się Łapa - no i jechaliśmy moim motorem, kiedy zauważyły nas mugolskie gliny...
- Czyli tacy mugolscy aurorzy, którzy myślą, że są jak aurorzy...
- No ale oni wszystko psują!
- I nie potrafią złapać złoczyńcy... No i my natchnęliśmy się na nich...
- Chcieli nas wsadzić do paki...
- Do więzienia - uściśliła Emi aby zrozumieli to też ci, którzy nie znają tego mugolskiego slangu.
- No bo, "przekroczyliśmy prędkość" - James zrobił w powietrzu nawiasy
- I chcieli wiedzieć jak się nazywamy...
- A Black był głupi i zdradził im nasze nazwiska!
- No bo przecież pełno jak Potterów i Blacków w Anglii!
- Ale wracając...
- No my trochę spanikowaliśmy...
- Więc, ten, wyciągnęliśmy różdżki i...
- Coście najlepszego zrobili?! - wykrzyknął Remus przerywając im.
- No wyciągnęliśmy różdżki i przywołaliśmy miotły...
- A wtedy oni zabrali nasze różdżki i postanowili wsadzić nas do psychiatryka...
- No i wtedy Syriusz kopnął glinę trzymającego telefon w twarz...
- I wtedy przyleciały nasze miotły...
- Więc uciekliśmy!
- A oni wsiedli na motor Łapy...
- I gonili nas, na moim motorze!
- Więc, dostali Drętwotą...
- A że jeden z nich był otyły i trzymał się motora...
- No to się rozbili...
-  I zniszczyli mi motor! - zakończył lamentując Black.
- No wiesz, zawsze mogło być gorzej... - poklepała go po plecach Ari.
Zegarek pokazywał już 17:15 więc wszyscy zeszli aby pomóc nakrywać do stołu.
Julie przypomniała o ohydnych naleśnikach i razem z Emi powiadomiła o nich wszystkich.
Kolacja nie odbyła się bez wpadek takich jak rozlanie barszczu, na szczęście nikt nie zaczął jeść kraba, najwyraźniej wszyscy przeszli na dietę bez krabową.
Po kolacji przyszła pora na prezenty. Większość dostała po prostu to co było im potrzebne do szkoły. Emi wraz z przyjaciółmi miała już zamiar wracać do pokoju ale nagle wleciała sowa z listem. Na liście była pieczęć Hogwartu a koperta zaadresowana była do Julie.

Szanowna panno Julie Cullen! 
Z radością zawiadamiamy, że została pani przyjęta do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. 
Uczęszczać będzie pani na piąty rok. 
Z poważaniem, 
Minerwa McGonagall

*w domu Emi można było używać czarów bo jej ojciec był czarodziejem 

sobota, 31 października 2015

Rozdział XXV - Zmiany w ludziach

Znając szczęście, bal został przerwany, w najlepszym momencie… Kath, jak już cię kiedyś znajdę, to cię zabiję. Przyrzekam. Zaskutkowało to oczywiście tym, że teraz Dumbledore i inni nauczyciele obradują, a nam każą siedzieć w Pokoju Wspólnym… Pięknie! Na dodatek, jakby tego było mało Ślizgoni siedzą u siebie, Krukoni są w swojej komnacie, Puchoni siedzą zlęknieni gdzieś w okolicach kuchni… A Gryfoni naprawdę nie są na tyle głupi, aby teraz skradać się po zamku i uprzykrzać życie innym. Nawet Huncwoci.
Eli siedziała opierając głowę o fotel w którym siedziałam. Oczy miała zamknięte, makijaż rozmazany… Prawie spała… Cóż jej się dziwić, jest już dużo po drugiej, czekamy tu ponad 1,5 godziny… Sama bym się przespała, ale jednak ten natłok myśli… Choć w sumie to nie wiem czemu nie mogę zasnąć. Próbowałam czytać książkę, rysować ale nie mogę się na niczym skupić, bo moje myśli wędrują do…
- Eli – wyszeptałam po cichu w razie czego biorąc pod uwagę opcję, że może spać. Uniosła jednak głowę, a w jej smutnych, zrozpaczonych oczach pojawiły się iskierki radości – Mam dość tego wszystkiego, tego czekania… To straszne – powoli i ostrożnie podniosłam się z fotela, w którym oprócz mnie przebywały również śpiące Chloe i Ariana – Chodź do dormitorium, może tam będzie spokojniej… - Francuzka pokręciła głową.
- Nie chcę zostawać sama, Emi. Wolę zostać tu i czuwać wśród innych – uśmiechnęła się smutno po czym znów oparła głowę o kanapę i zamknęła oczy, a ja znów zostałam sama ze swoimi myślami… Po raz kolejny. Za dużo tej samotności. A skoro i tak już zeszłam z kanapy, i nie miałam szans wcisnąć się na nią od nowa z powodu dziewczyn, które teraz zajęły przez sen także moje miejsce… Czemuż by nie poszukać reszty? Z mojej paczki zostały mi jeszcze do odszukania Susan, która pewnie spędza czas z Carolem, więc szukanie jej nie ma sensu, Vic i Kath… Co ja najlepszego wyrabiam! Miałam o niej nie myśleć! Przestać się tym zadręczać! Tylko… Czy to możliwe? Tak nagle wyrzucić ją z mojego życia… Muszę porozmawiać o tym z Victorie, gdy tylko ją znajdę.
Zaczęłam przeciskać się przez tłum Ślizgonów, przechodząc nad ciałami leżącymi na podłodze.... Śpiącymi oczywiście. Tak, na pewno ją znajdę, przecież jest taka wyróżniająca się... Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię i wrzasnęłam
- Cicho siedź, Fox - skarcił mnie Syriusz uśmiechając się. Za nim stała reszta Huncwotów - Gdzie Ari?
- Śpi w fotelu obok kominka - już miał zamiar tam iść ale ostrzegłam go - Ale nie lubi jak się jej budzi, więc jeśli nie chcesz zacząć już się szykować na swój pogrzeb to dobrze radzę, nie budź jej.
Ku mojemu zaskoczeniu posłuchał. Spojrzałam na twarze zebranych. Remus patrzył na mnie z wyraźną ulgą, Peter był w szoku, a James... Był przygnębiony, bardzo. Spróbowałam go pocieszyć.
- James, Syriusz... Myślę jednak, że dziewczyny nie pogniewają się na was jeśli je obudzicie i trochę z nimi pobędziecie... Ja i Remus poszukamy reszty dziewczyn, czyli tak w sumie to tylko Victorie, a Peter... Jesteś Gryfonem, a ponadto Huncwotem, więc chyba mały wypad do kuchni nie zrobi ci problemu, prawda? - myślami czułam, że Pettigrew jest dalej przy słowie kuchnia, więc nie oczekiwałam odpowiedzi. Wszyscy powoli pokiwali głowami i odeszli w swoją stronę. Zostałam tylko ja i Lupin.
- Remmy, co ugryzło Jamesa? Zaczynam się o niego martwić...
- To dosyć skomplikowane, choć można też odpowiedzieć jednym słowem: Lily - i nagle wszystko zaczęło nabierać sensu, ale on mówił dalej - Chyba pamiętasz tę naszą podróż w przyszłość z profesorem Dumbledore'em? - pokiwałam głową nie wiedząc dlaczego do tego nawiązuje - Była tam mowa o tym, że... Evans zginie. A on oczywiście myśli, że to właśnie ten moment, że nadszedł czas... I nie wiem, czy zauważyłaś, że nie chciał iść z Blackiem. Może nie sprawiał takiego wrażenia, ale... Według tego co widzieliśmy, pocieszała go Chloe, a Ann przypomina mu o Lily. On nie chce o niej myśleć, to chyba oczywiste. Wolał iść z nami, ale starał się tego nie okazywać. Od tych... Nawet nie wiem ile czasu minęło, ale mi się zdaje, że już kilka godzin, no... My go tu zaciągnęliśmy siłą, a tak w sumie to Syriusz go zaciągnął... Ja też się o niego martwię, Emi - dodał na koniec widząc moje spojrzenie.
Szliśmy dalej w milczeniu szukając Victorie. Nagle zaczęłam się robić senna.
- Luniek, wracajmy... Ja nie dam rady dłużej... Jestem śpiąca - powiedziałam i ziewnęłam głośno.
Przytuliłam się do niego a on pocałował mnie w czubek głowy. Wziął mnie na ręce a ja wtuliłam się w niego i zasnęłam.
~~~
- Wstawać! Jest już jedenasta! - ze snu wyrwała wszystkie dziewczyny Ari. One jednak nie miały zamiaru wstawać i wtuliły się mocniej w poduszki - Nie chcę być natrętna ani nic ale... O 11:30 musimy być gotowe, o 11:45 odjeżdżamy!
Nagle zerwały się szybko i rozpoczął się dziki wyścig do łazienki. Chloe w połowie drogi przewróciła się wpadając na miskę, Eli opóźniło sięgnięcie po ubranie, Victorie była cwańsza i wyszła wziąść prysznic w dormitorium chłopaków a Susan zaliczyła wywrotkę tuż przed drzwiami potykając się o kogoś but. Ostatecznie wygrała Emi i kiedy Sus się podniosła zatrzasnęła jej drzwi przed nosem.
- Kto pierwszy ten lepszy, Shey - skwitowała - Accio ubranie!
Elizabeth zaklnęła pod nosem, że nie pomyślała o zaklęciu accio.
- Moim zdaniem... - odezwała się Susan - powinniśmy wchodzić do łazienki według tego wyścigu, więc ja idę po Emi. Pośpiesz się! - to ostatnie powiedziała w kierunku drzwi łazienki.
Po Susan była Chloe, a po Ann Elizabeth.
- Accio grzebień, accio podręcznik - mruczała pod nosem Wolf podczas pakowania.
- Ann, nie żeby coś, ale... Bierzesz podręcznik? Na Merlina ci on! - wykrzyknęła Ariana rzucając najbliżej leżącą książkę w kąt.
Nagle na łóżko wleciała sowa. Trzymała tylko jedną kopertę zaadresowaną do wszystkich dziewcząt. Ruda rozerwała powoli kopertę.

Hej dziewczyny, 
Przepraszam bardzo za wczoraj, możliwe, że narobiłam wam kłopotu. 
Ale wcale nie chciałam, przysięgam. 
Jesteście pewnie na mnie złe, boicie się mnie. Nie możecie uwierzyć, że dzieliłyście dormitorium ze... Śmierciożerczynią. 
Teraz nie mam gdzie wrócić a Severus... Pewnie jest na mnie zły, ma ochotę mnie zabić. 
Sama jestem zła i doskonale was rozumiem. 
Miłej przerwy Bożonarodzeniowej,
Jeszcze raz przepraszam za zepsucie balu...
Kath 

Siedziały w milczeniu aż Emily nie sięgnęła po list i nie zgniotła go w kulkę. Dźwięk gnieconego papieru otrzeźwił umysły pozostałych

Kath, 
Nieobchodzi nas to, co robisz teraz. Chcemy zapomnieć. Nie o tym co zrobiłaś, lecz ogółem o tobie. Nie obchodzi nas Smarkerus. Byłaś nie uczuciwa. Na Merlina, oszukałaś nas!
To koniec.
Życzymy miłego dnia 

Ann powoli przywiązała do nóżki sowy list i w tym momencie wpadł James i reszta Huncwotów. 
- Odjazd za 5 minut! Ze stacji Hogwart odjeżdża Hogwart Express! 
Na to Ari rzuciła okiem na zegarek i pisnęła. Chłopcy wcale się nie mylili. Za pięć minut odjeżdżają powozy, za 20 minut znajdą się w pociągu. 
James błyskawicznie rzucił się w stronę walizki Chloe i zaczął na siłę upychać do niej wszystkie leżące w koło przedmioty. Syriusz pomógł rudej, a Peter Victorie. Lupin zaś podszedł do blondynki.
- Jak ci się spało? - zapytał siadając na skraju pościelonego łóżka. 
- A dobrze, a tobie? - uśmiechnęła się pogodnie Fox i włożyła na siebie niebieski sweter. 
- Doskonale - wyszczerzył zęby - pomóc ci nieść walizkę? A zresztą, co ja się pytam, nawet jak się nie zgodzisz to i tak ci pomogę! 
Roześmiali się, a ona nieświadomie złapała go za rękę. 
- My już pójdziemy! W razie czego powiadomimy McGonagall i Slughorna, że kilku uczniów i kilka uczennic potrzebuje więcej czasu! - krzyknął Remus i wyciągnął Emi oraz walizki za drzwi. 
Mruknął coś pod nosem, walizki się zmniejszyły a on włożył je do kieszeni.
- Raczej nie zdążymy w dwie minuty dojść na miejsce. Zawsze możnaby spróbować teleportacji, gdyby nie to, że w szkole to niestety niemożliwe.
- Można też polegać na mugolskich sposobach - powiedział Remus gdy doszli do schodów, osiadł na poręczy i zjechał na dół - Chyba, że wolisz nigdzie nie jechać.
Emi zrobiła to samo co on i sekundę przed czasem wpadli na Błonia. 
- Lupin, Fox, nie spodziewałabym się po was spóźnienia - skarciła ich Minerwa. Widząc jak Lunatyk chce otworzyć usta dodała - To jaką teraz mają wymówkę?
- Pomagają pięknym dziewczętom w pakowaniu się. 
- Ach, tak... Tym razem powóz nie dowiezie ich na czas, niestety kobiety mają wygórowane wymagania - mruknęła - użyjemy teleportacji.
Po jedenastu minutach czekania, cała siódemka wybiegła przed Hogwart. 
- Chwyćcie się mnie za ramię.... Nie ma co się martwić, prawda, to trochę nieprzyjemne uczucie, ale bardzo przydatna umiejętność - powiedziała opiekunka Gryffindoru. 
- Trochę?! - wykrzyknęła Emi gdy weszli do wolnego przedziału - To ma być trochę nieprzyjemne?! Nawet nie podejdę do egzaminu z teleportacji!
- Nie rozpaczaj, w świecie czarodziejów nie poradzisz sobie bez teleportacji - mruknął James - Zrozum nie wszędzie można używać proszku Fiuu.
Ari z Syriuszem usiedli przy oknie i pogrążyli się w rozmowie kiedy reszta zaczęła ustawiać bagaże i zajmować miejsca. Nagle z przedziału wybiegła Vic.
- A tej co? - zapytał Lunatyk blondynki przysiadając się do niej i wyciągając książkę.
- Pewnie o czymś sobie przypomniała - odpowiedziała i rozejrzała się po pozostałych - Zupełnie jak za starych dobrych czasów... Chciałabym to przeżyć jeszcze raz...
- A kto nam zabroni powtórzyć historię? - uśmiechnął się Black i wyczarował butelkę.
- Czyli gramy w butelkę! Panowie i panie, sowy, koty i ropuchy... Zapraszam na środek! - krzyknął Rogacz wyrywając butelkę Łapie - Tym razem to ja zaczynam!
Obrócił butelką a ta wskazała Syriusza.
- Role się odwróciły, Syri! No to... Prawda czy wyzwanie?
- Wyzwanie - zdecydował prawie od razu czarnowłosy Gryfon.
- Idź i pocałuj pierwszą dziewczynę, którą spotkasz na korytarzu.
- Myślałem, że to będzie coś trudniejszego! Przecież wszyscy mnie kochają, to będzie dla niej tylko przyjemność...
Ari spiorunowała go wzrokiem.
- Nie złość się kochanie, to tylko jeden głupi pocałunek, jeden głupi pomysł tego kretyna... - od razu pożałował tych słów po zawisł w powietrzu do góry nogami - James! Ściągnij mnie stąd!
Chłopakowi udało się zaliczyć wyzwanie bez złości swojej dziewczyny i teraz on zakręcił butelką.
- Butelka wskazuje na Ann, a butelką nigdy się nie myli, więc Chloe...
- Prawda - odpowiedziała momentalnie.
- Nie przerywaj mi, Wolf, ja tak bardzo chciałem dokończyć to pytanie! Więc prawda czy wyzwanie? A z racji tego, że już udzieliłaś mi pozwolenia na zadawanie pytań, to mam tu pewną długą listę dotyczącą ciebie i Jamesa... - powiedział wyciągając pergamin.
- Ani mi się waż, Black. Jesteś przebiegły... Aż dziw, że tiara na przydzieliła cię tam gdzie reszta twojego rodu - odparł Potter.
- Pamiętaj, tiara nigdy się nie myli - odparował jego rozmówca.
- Cisza! Zadawaj pytanie, Łapo - powiedział Remus a widząc uśmiech na twarzy Syriusza dodał - Ale tylko jedno.
- No to trudny wybór... Czy lubisz te jego popisywanie się przed ludźmi i to "jestem najlepszy, patrzcie i podziwiajcie mnie"?
James także spojrzał na dziewczynę ciekawy odpowiedzi.
- Nie - później butelka wskazała osobę siedzącą obok Emi.
- Lupin... Co teraz czytasz?
Wszyscy zebrani roześmiali się gdy przypomnieli sobie tą samą sytuację przy pierwszym spotkaniu

Wilczek zakręciła butelką jeszcze raz, a ta wskazała Lupina, który do tej pory siedział cicho. Pytanie wypowiedziane było cicho. Bardzo cicho... a brzmiało ono:
- Co teraz czytasz?
Wszyscy wybuchnęli głośnym i nieopanowanym śmiechem. Remus dopiero teraz oderwał się od książki i patrzył na wszystkich dziwnym wzrokiem. Zapytał się tylko:
- O co chodzi...?
Wtedy wszyscy zgodnie krzyknęli: "Co teraz czytasz?!" A chłopak stwierdził, że nie będzie brał w tym udziału więc tylko pokazał okładkę książki.

Nagle do przedziału weszła Vic i cała atmosfera wspominania się zepsuła. Całowała się ona bowiem ze swoim chłopakiem.
- Yyyy... Cześć Kaspian - mruknęła Em podnosząc się z podłogi i siadając na swoim miejscu. Pozostali zrobili to samo i nastała nie zręczna cisza.
- Gdzie jest tak w ogóle Elizabeth? - zapytała po chwili i stwierdziła - Pójdę z Lunatykiem jej poszukać.
Gdy wszyscy już byli Fox zabrała głos:
- Moja rodzina wpadła na pomysł, że może wszyscy wraz z rodzinami - w tym momencie spojrzała na Kaspiana dając mu do zrozumienia, że wszyscy to nie on - wpadniecie do nas na święta. Byłoby nam bardzo miło.
Wszyscy entuzjastycznie pokiwali głowami i reszta drogi upłynęła na planowaniu, spaniu i jedzeniu.
- Do zobaczenia za jutro! - wykrzyknęli gdy znaleźli się na stacji Kings Cross i przytulili się serdecznie. To właśnie jest przyjaźń.

wtorek, 13 października 2015

Rozdział XXIV - Listy i bal

Ech, zacznę od przeprosin. Miał być do wczoraj, jest dzisiaj, ale za to dłuższy niż było przewidywane. Wczoraj chciałam kończyć rozdział, ale kułam na kartkówkę z biologii... Której oczywiście nie było ;-; Zmarnowałam tylko czas ;-; 
Jest dłuższy niż trzy strony w Libre Office, myślę, że pokrywa się to ze stronami Worda, a bynajmniej na to liczę... Och, zakochałam się we fragmencie o Ari i Syriuszu <3 Uwielbiam ten fragment <3
Wczoraj zaczęłam a dzisiaj skończyłam czytać "Zostań, jeśli kochasz"... Podziwiam wyobraźnię autorki, strzępy mózgu wyleciały podczas wypadku... Trochę to przerażające xD
Przypominam o zasadzie CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
A i jeszcze coś ważnego: nie ważne, czy chcesz wylać na mnie falę hejtu, czy nie masz o tym zdania lub nie masz czasu na komentarz, dla mnie wystarczy zwykła kropka, po prostu chcę wiedzieć, że czytacie.
Poprzedni rozdział ma prawie 200 wyświetleń 2 komentarze + jedną osobę, której opinię dostałam na privie bo nie mogła skomentować. Naprawdę, tak trudno się pofatygować?
Miłego czytania, czekam na komentarze.

***
Emily, Victorie, Elizabeth, Ariana, Susan i Chloe siedziały właśnie w dormitorium i od godziny przygotowywały się do balu, choć tak właściwie nie zrobiły jeszcze nic.
- Tak właściwie to z kim idziecie na bal? - zapytała Vic od niechcenia.
- Wczoraj siedziałam w pokoju wspólnym z Remusem i tak jakoś mnie zaprosił… - odpowiedziała Fox czerwieniąc się na myśl o chłopaku.
- Z Carolem – odparła Susan.
No tak, to było do przewidzenia. Carol to chłopak blondynki, jest ze Slytherinu. Zarozumiały i zadumany w sobie.
- Tak w sumie to z nikim – stwierdziła Eli.
- No co ty, jesteś przecież taka ładna! - krzyknęła Emi – Lupin powinien cię zaprosić zamiast mnie.
- Em, wszystkie dobrze wiemy, że Luniaczek jest tobie przeznaczony, więc… A co do moich planów to tego wieczoru Black organizuje podwójną randkę – powiedziała Ari – i tak się składa, że jestem jedną z jego dwóch wybranek.
- No James mnie zaprosił i postanowiłam dać mu szansę, ale ostatnią.
Wszystkie spojrzenia skierowały się w stronę Russo.
- Z nikim – uśmiechnęła się krzywo – Chyba żadna z nas nie ma zamiaru zejść dziś na obiad? - wszystkie pokręciły głowami – W takim razie ja chyba pójdę po jakąś przekąskę do kuchni.
Dziewczyna szła w kierunku kuchni gdy nagle minęła się z tym blondynem, który wczoraj siedział obok niej w skrzydle szpitalnym.
Chłopak ją zauważył i chwycił ją za rękę aby się zatrzymała.
- Witaj Victorie… Zastanawiam się… Czy chciałabyś iść ze mną na Bal Bożonarodzeniowy?
- Tak w sumie to czemu nie? Pomińmy fakt, że wcale cię nie znam. Do zobaczenia przed Wielką Salą pół godziny przed balem. Mam nadzieję, że jesteś punktualny.
Po tych słowach odeszła w kierunku lochów Ślizgonów.
- Przyniosłaś coś do jedzenia? - zapytała ruda czesząc swoje włosy – A tak w ogóle, to zaraz przyjdzie tu Kath, bo ma dość dziewczyn ze swojego dormitorium i twierdzi, że jesteśmy sympatyczniejsze.
- To się jeszcze okaże – stwierdziła Sus – Przyniosłaś to jedzenie czy nie? - spojrzała na Vic z pogardą.
Ta tylko pokręciła głową i rzuciła się na łóżko. Jakby ten dureń nie mógł zaproponować jej tego wczoraj… Nie ma nawet porządnej sukni, ani nie wie jak upnie włosy, jakie buty założy…
- Halo, tu ziemia! - przed oczami pomachała jej dopiero co przybyła Katherine – Chyba ktoś tu się zamyślił.
- Och, hej Kath – mruknęła dziewczyna – Myślicie, że mogłabym pożyczyć od was jakąś suknię? Niestety pewnien chłopak zaprosił mnie…
- I to ma być niestety?! - wykrzyknęła Ari.
- Niestety jest to, że zrobił to dopiero przed chwilą…
- To wszystko tłumaczy. A co tam u ciebie Kath?
- Idę sama. Ten ch… Snape mnie nie zaprosił – wyrzuciła z siebie na jednym wydechu.
- Jak to?! Co się stało?
- Idzie z tą szlamą. On idzie z Evans.
Nagle od strony okna dobiegły je zakieś hałasy. To sowa stukała dziobem w okno.

Emily Fox
Hogwart – głosiło koślawe, mało czytelne pismo

Kochana Emi!
Wiem, że zobaczymy się już jutro ale stało się coś niesamowitego! Nie chcę o tym napisać, bo chcę poznać twoją reakcję.
Do zobaczenia jutro,
Julie
PS. Dowiedziałam się od Twoich rodziców, że dzisiaj w Hogwarcie jest bal bożonarodzeniowy więc… Postanowiłam, że zrobię ci prezent, już taki w ramach świąt

Blondynka ściągnęła z nóżki śnieżnej sowy paczkę i rozerwała papier.
Jej oczom ukazała się piękna niebieska sukienka bez ramion. Skromna bez cekinów i innych takich ale za to… Julie przeszła samą siebie.
Widząc szok na twarzy przyjaciółki reszta dziewcząt zaczęła zaglądać jej przez ramię. Przez chwilę słychać było tylko pojedyncze „Och” i „Ach” aż w końcu odezwała się Ann:
- Przymierz ją, Emi!
Lisek weszła do łazienki i wyszła z niej w oszałamiająco idealnie pasującej sukni.
- Wyglądasz jak księżniczka! - pisnęła Kath.
Nagle Ari spojrzała na zegarek:
- Została nam tylko godzina!
Wszystkie zaczęły uwijać się w nieziemskim tempie.
Elizabeth założyła długą, fioletową suknię bez ramion, włosy spięła w eleganckiego koka i po dłuższym zastanawianiu się nad wyborem obuwia wybrała czarne baleriny.
Chloe ubrała beżową sukienkę. Góra była koronkowa, a od pasa była zrobiona z pomarszonego tiulu. Założyła białe szpilki a włosy zostawiła rozpuszczone, odpadające na ramiona.
Katherine miała czarną suknię, bardzo wyróżniającą się. Suknia ma zielone ozdoby na końcu i jest bardzo wielka. Ona podobnie jak Eli miała koka. 
Ariana miała włosy lekko i delikatnie upięte na czubku głowy, coś jakby kok. Suknię miała krwiście czerwoną do kolan, a jej nogi zdobiły czerwone buty na korku.
Vic miała także czarną suknię, góra była koronkowa, długie koronkowe rękawy, odsłonięte plecy w kształcie litery "V", dół sukni przypominał bardziej galową spódniczkę. Włosy miała do połowy proste, od dołu falowane. Jej buty były czarne, na koturnie.
Emily zaplotła włosy w warkocz po czym upięła go w kok. Do sukienki ubrała niebieskie baleriny.
Susan wyszła pół godziny wcześniej, twierdząc, że musi się spotkać z Carolem.
Przed wyjściem przyleciała kolejna sowa do Emily, tym razem od jej rodziców

Kochana Emi,
Dzisiaj wpadliśmy na pomysł, że może zaprosisz swoich przyjaciół i ich rodziny na święta? Chcielibyśmy ich lepiej poznać.
Myślimy, że to dobry pomysł.
Czekamy na Twoją odpowiedź,
Rodzice

Wszyscy wyszli już z pokoju ale Fox nabazgrała na szybko odpowiedź, przywiązała ją do nóżki sowy, którą najpierw nakarmiła i wyszła z pokoju martwiąc się o to, że może już być spóźniona a nie lubi się spóźniać

Kochani mamo i tato,
Zapytam się o wszystko jutro w przedziale i dam wam znać jutro, gdy się zobaczmy.
Podziękujcie Julie za prezent, pozdrówcie ją ode mnie i powiedźcie że nie mogę się doczekać
Kocham was,
Emi

Blondynka wybiegła z pokoju schodami w dół w pośpiechu i prawie wpadła na ścianę ale złapał ją jej partner. *
- Uchu, chu! Ale się rozpędziłaś…
- Dzięki, wiesz, ale sama dałabym radę.
Puścił ją a ona otrzepała swoją suknię. Przechodzący obok Syriusz trzymający za jedną rękę Ari a za drugą Dor zatrzymał się nagle. Co było do przewidzenia dostał z liścia od Meadowes, która mówiła:
- Masz już dwie piękne dziewczyny, a oglądasz się za kolejną… Black, musisz z tym skończyć!
- Dor, a czy ty potrafiłabyś ignorować idealnego faceta?
- Ignorowałam cię przez cztery lata – powiedziała i tym stwierdzeniem ucięła dyskusję.
James i Chloe już dawno wyszli z pokoju więc dwie i pół pary, czyli pięć osób wyszło w pogoni za nimi.
Severus spojrzał z pogardą na Kath, która właśnie wyszła ze swojego dormitorium, bo musiała jeszcze pójść po bransoletkę idealnie pasującą do jej stroju. Dziewczynie oczy zaszły łzami, lecz szybko je otarła, nie chciała bowiem rozmazać sobie makijażu (albo po prostu całkowicie zniszczyć swoje szanse u Snape'a)
- Idziesz do tej szlamy? - spytała i spiorunowała go wzrokiem. Była krucha, wydawała się być twardą osobą, ale w rzeczywistości była zlękniona – Zachowujesz się jak totalny kretyn. Slytherin powinien cię wydziedziczyć… Umawiać się ze szlamami! Phi!
- Nie twoja sprawa, głupia czystokrwista. Ciekawe z kim ty idziesz?
Miała już ochotę nakrzyczeń na niego, powiedzieć mu, że zrujnował wszystko, że okazał się być bezmyślny i wykorzystał ją aby przypodobać się Czarnemu Panu ale… Nie mogła. Dalej go kochała. Owszem, zachował się okrutnie ale czy dlatego ma wykreślić całą miłość, cały plan na przyszłość?
- Z tobą. Ty idziesz z nią, ale moje serce wciąż należy do ciebie. Możesz być nieobecny ciałem, ale dla mnie będziesz obecny duszą i sercem – powiedziała i uroniła pojedynczą łzę – Kocham cię, samolubny dupku. Nie zmienisz tego.
Odeszła, nie chciała płakać, a jego widok budził w niej to uczucie, chęć do płaczu.
Victorie uśmiechała się w czasie drogi do Wielkiej Sali, starała się być spokojna, ale oniemiała gdy zobaczyła tego blondyna w szacie wyjściowej.
- Hej – powiedziała o on skłonił się przed nią i odpowiedział to samo – Nie żeby coś, ale ty znasz moje imię a ja nie znam twojego… Więc, wielmożny panie, jakże pan ma na imię?
- Kastiel, szanowna panno Victorie – złapał ją za rękę – Czy zechciałaby pani towarzyszyć mi w wejściu na salę?
Skłoniła się i już chciała wejść gdy coś sobie przypomniała.
- Wielmożny Kastielu, mamy pewnien problem… Dobrze tańczysz?
- Jaka jest prawidłowa odpowiedź, tak aby szanowana panna Russo zechciała wykonać ze mną pierwszy taniec?
- Ja nie umiem tańczyć więc… - zarumieniła się lekko a on przysunął się do niej.
- Też nie umiem, jeśli nie dasz rady to zwalimy to na mój brak talentu – odpowiedział a ona czuła jego oddech przy swojej twarzy.
W pewnej chwili miała uczucie zatopić się w jego ustach ale… Nie. Ona go wcale nie zna. Dopiero dowiedziała się o tym jak ma na imię. Musi się opanować. Koniec tego dobrego. Powoli go odsunęła.
- Dobrze. Nasze wejście jest oficjalne więc przypominam… To ty ponosisz odpowiedzialność za każdy mój błąd – mrugnęła do niego.
Tuż obok nich przechodzili właśnie Syriusz z Ari i Dorcas.
- Ruda… To była trudna decyzja, ale to właśnie z tobą będzie mój pierwszy taniec – zbliżył się do niej i wziął za rękę – myślę, że masz o tym jakiekolwiek pojęcie, bo ja nie mam żadnego.
Weszli na salę, a akurat w tle leciał wolny kawałek, cała impreza miała zacząć się dopiero za dziesięć minut.
Objął ją w pasie i zaczął powoli kołysać na boki. Spojrzeli w swoje oczy, a nagle serce Ari mocniej zabiło. Objęła jego szyję i zaczęła zbliżać jego wargi do swoich. Pragnęła pocałunku. Są sobie przeznaczeni. W tej chwili istnieją tylko oni. Zaczęła rękami powoli gładzić jego policzki a on pozwolił jej wtulić się w swój tors. Zatapiał swoje dłonie w jej włosach i bawił się nimi w czasie tańca. W pewnej chwili Ariana nie mogła już wytrzymać. Pocałowała go. Długo i namiętnie. Kiedy ona chciała już przerwać pocałunek i poczuła się zawstydzona on złapał ją za głowę i znów zbliżyli się do siebie. Magiczny moment. Magicae momento. Tylko oni. Nie ma nikogo więcej. Widzą tylko siebie samych. Spełnienie snów. Nagle Ariana jako pierwsza zaczyna się otrząsać z tego wspaniałego uczucia i wciąga go do najbliższej pustej klasy.
- Kocham cię – mówi Ariana w przerwie między dalej namiętnymi pocałunkami – Zależy mi na tobie. Będę o ciebie walczyć – szepcze i delikatnie całuje go w ucho.
- Zawsze wydawałaś mi się wyjątkowa. Byłaś pierwszą zatajoną miłością. Największą przyjaciółką. A mimo to… Rozumiem to dopiero teraz – odpowiada Black i coraz mocniej tuli ją do siebie – Te wszystkie głupoty są niepotrzebne. Meadowes… Była wspaniała. Naprawdę. Teraz stała się trochę bardziej opryskliwa, a tego właśnie spodziewałem się po tobie… Zupełnie się pomyliłem. Nie poznałem się na tobie. Nie chcę stąd wyjść. Nie chcę być z Meadowes. Tylko ty. Tylko moja kochana Ariana Shey.
Zatracili się w sobie całkiem. Leżeli na podłodze wtuleni w siebie.
Tylko ty. Tylko moja kochana Ariana Shey” - te słowa znaczyły dla dziewczyny więcej niż mogłoby się wydawać.
- A nie powinienieś dać szansę Dorcas? - zapytała pocichu ruda trochę wstydząc się tym pytaniem.
- Niby czemu? Wiem, że ty mnie kochasz i ja cię kocham. Ona była tylko przynętą – pocałował ją już chyba po raz setny – Mam ciebie.
To było… Takie urocze. Po pewnym czasie Black stwierdził, że powinni iść do Pokoju Życzeń. Wziął prawie już śpiącą dziewczynę na ręce i podążał przed w stronę pomieszczenia co jakiś czas całując policzek swojej ukochanej. Po drodze minął Jamesa, widać było, że wypił już sporo ognistej. Szedł na chwiejnych nogach obok Chloe co jakiś czas zerkając na nią i wymieniając z nią krótkie pocałunki.
James, uważaj, jeśli jeszcze raz ją zranisz...” - pomyślała ruda widząc tą scenę kątem oka.
Doniósł ją i położył na łóżku. Nie potrafił myśleć o niczym innym, myślał tylko o niej. Był Gryfonem, miał prawo do swoich uczuć, ale bał się jednego… Reakcji Meadowes. Była często brutalna, wszyscy o tym wiedzieli i starali się jej nie zezłościć… On miał mieć z nią randkę i zniknął nie wiadomo gdzieś, na dodatek z inną dziewczyną… Trzeba powiedzieć “nie” zamiast znów naopowiadać jej nierealne historie. Trzeba pozbyć się lęku.
Powoli ześlizgnął się z łóżka zostawiając śpiącą dziewczynę i idąc na spotkanie z Czarną. Podczas drogi starał się jakoś ogarnąć… Ułożyć włosy, poprawić koszulę i krawat i pozbyć się emocji z twarzy. Tylko spokojnie Black, to tylko dziewczyna, rzuciłeś już wiele z nich… Czy ona robi jakąś różnicę? Nagle mijając lustro zawieszone na korytarzu zobaczył siebie, a swoich oczach strach. Ogarnij się, to tylko głupia dziewczyna…
Doszedł do wejścia do Wielkiej Sali i już tam natchnął się na Dor.
- Och, hej Dor – odezwał się z udawanym entuzjazmem jednak zmiękł widząc jej spojrzenie. Patrzała na niego z pogardą, z zimnem w oczach – Przemyślałem sobie to wszystko i… - jego głos był bliski załamianiu – Nie chcę z tobą być. Nic go ciebie nie czuję. Nie kocham cię – ostatnie zdanie wypowiedział z taką stanowczością, że w oczach dziewczyny zebrały się łzy… A bynajmniej tak by pomyślał każdy, kto jej nie znał. Była ona doskonałą aktorką – I nie udawaj, znam cię na wylot.
Miał już odejść, wrócić do Shey gdy nagle usłyszał czyjś głos, znajomy głos, pełen lęku.
Nagle ludzie się rozeszli a on zobaczył leżącą na ziemi Lily, na jej twarzy malował się lęk. Nad nią klęczał Severus i próbował… Próbował coś zrobić. Pomóc jej, czy coś… Jednak w pewnym momencie wstał i zaczął biec. Nikt nie rozumiał jego zachowania ale nagle zobaczyli uciekającą dziewczynę… A była nią Kath.
W pewnej chwili już ją złapał, ale ona… W tej chwili wszystkich zaparło dech w piersiach… Katherine była Śmieriożercą i zdradziła się na oczach całej szkoły. Skorzystała ze zdolności 'latania' Śmierciożerców…
Była ona… A co jeśli w szkole jest ich więcej?

*Huncwoci dostali hasło do Pokoju Wspólnego od dziewczyn

środa, 7 października 2015

Rozdział XXIII - W takim razie: Kto zawinił?

Znalazłam idealny moment aby przerwać więc nie mogłam się temu oprzeć. Dlatego taki krótki, przepraszam ;) Za to następny do poniedziałku i będzie miał minimum 3 strony :)
Ponadto aby pomóc wam w rozumieniu niektórych momentów i ogólnie toku mojego rozumowania dodaje w "*" wyjaśnienia pod rozdziałem :)
Tak mam ochotę na zmianę klimatu i ogólnie całego planu na resztę nadchodzących w blogu zdarzeń, że... :D Coś czuję, że niedługo zmienię koncepcję :) A to ogólnie przez takiego genialnego bloga <3
Dobra, jeszcze tylko...
Miłego czytania i pamiętać: CZYTASZ = KOMENTUJESZ!


- Albusie, ktoś zginął, tak nie można tego zostawić! - krzyknęła dyrektorka Beauxbatons
- Nie ktoś, a mój reprezentant! - wykrzyknął Igor Karkarow waląc w stół - Mój Jey zginął!
- Musi być tego jakieś logiczne wytłumaczenie... - szeptała McGonagall.
- Ktoś pewnie zastawił pułapkę czy coś... A może to Śmierciożercy? - stwierdził profesor Gładysz* - Igorze, czemu robisz taką minę? - najwyraźniej dyrektor Durmstrangu albo się zkwasił albo uśmiechnął.
- Zawsze myślisz tylko o Śmierciożercach! A może to był zwykły błąd ze strony ucznia?
- Gdyby uczeń nie był gotowy to czara by go nie wybrała! - wykrzyknęła McGonagall.
- W takim razie: Kto zawinił?
Było to oczywiście pytanie retoryczne i nikt na nie nie odpowiedział. Wykorzystując chwilę ciszy Victorie bezceremonialnie pchnęła drzwi i weszła do środka. Dyrektor Hogwartu gestem wskazał jej krzesło, które dopiero co wyczarował.
Spojrzała na obrazy wiszące na ścianach, które prowadziły zawziętą dyskusję. Na stole stała jakaś dziwna misa, na biurku Dumbledore'a siedział feniks...
Jednak z obserwacji wyrwał ją głos wspomnianej wcześniej osoby.
- Panno Russo... Jest pani na roku... - spojrzał pytająco w stronę dziewczyny.
- Piątym.
- Tak, piątym. Czyli w tym roku zdaje pani Standardowe Umiejętności Magiczne - dziewczyna spojrzała na niego pytająco - czyli SUMy. Wiem, że to pytanie może być nietypowe ale... W sumie to nawet głupie, ale co szkodzi spróbować. Czy oddawała pani już część swoich wspomnień? - spojrzał na jej zaskoczoną minę - Czyli nie... No więc będę musiał sam się o to postarać... Niech pani pomyśli o tym co pani widziała w labiryncie, skoncentruje się na tym i proszę się nie ruszać. Gotowa? - pokiwała głową.
Przez chwilę nie działo się nic szczególnego aż do momentu gdy nagle poczuła jakby unosiła się w powietrzu. Zakręciło jej się w głowie, ale pomimo tego starała się dalej koncentrować swoją uwagę na tej myśli. Spojrzała na zebranych w pomieszczeniu. Profesor Gładysz uniósł kciuk do góry i szepnął aby się trzymała. Dziewczyna była już zielona na twarzy i miała ochotę zwrócić to co zjadła dziś na kolację jednak dalej rozmyślała o tej scenie. I nagle przed oczami stanął jej Jey. Uśmiechał się do niej. Pomachał jej ręką. Zobaczyła ich pierwszą rozmowę i pomyślała o tym co teraz czeka chłopaka. Na pewno już spotkał się z Sam i teraz są razem i są szczęśliwi. W pewnym momencie poczuła, że nie chce już dalej wyobrażać sobie go stojącego z tą jego dziewczyną i upadła na ziemię.
Jedyne co słyszała to zgiełk i hałas, przed oczami mignął jej nauczyciel Obrony przed Czarną Magią a następnie odpłynęła w senny świat.
~~~
**Obudziłam się i zobaczyłam biały sufit, białe ściany... Wszystko w tym pomieszczeniu było białe. No tak, Skrzydło Szpitalne. Spojrzałam w prawo i zobaczyłam chłopaka, który nerwowo ściskał moją rękę. Ej, to moja ręka i nie masz prawa jej trzymać! W wazonie stał bukiet kwiatów... Fajnie, że dziewczyny zadbały aby to wszystko jakoś wyglądało. Jednak wróćmy do sedna sprawy: Kim jest ten chłopak obok mnie i czemu on trzyma moją dłoń! Jednak po pewnej chwili obraz się wyostrzył i zobaczyłam na ubraniu chłopaka herb Durmstrangu.Ogólnie chłopak był blondynem, miał piegi i głębokie jak ocean piękne oczy... Ech, chciałoby się.
Pewnie okaże się, że to kolejny dureń, który chciał posłuchać o tym, jak zginął mężny i bohaterski Jey... No naprawdę denerwujące, w kółko powtarzać tą samą historię... Nagle zauważył, że otworzyłam oczy i szybko puścił moją rękę. Kolejne pytanie chyba retoryczne: Na co więc ją trzymał?
- Obudziłaś się - gdy mówił jego głos drżał. 
- Tak - potwierdziłam i usiadłam na łóżku podpierając się rękoma.
- Pójdę zawołać pielęgniarkę... 
- Kogo? 
- Ach, no tak, tak się mówi na takie uzdrowicielki mniejszej rangi w świecie mugoli - uśmiechnął się do niej blado. 
Chciałam go wypytać o jeszcze wiele innych bardziej istotnych i rządnych odpowiedzi rzeczy ale on już zniknął. 
- Obudziłaś się - powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha pani Pomfrey podchodząc do mojego  łóżka. 
Normalnie świetnie słuchać już drugi raz identycznie to samo w ciągu kilku chwil
 - Tak, obudziłam się - jak dobrze, że przynajmniej ja staram się nie powtarzać.
Pielęgniarka zbadała mnie po czym oznajmiła, że mogę już wyjść, nic mi nie jest, tylko potrzebowałam odpoczynku.
Podczas mojej "pielgrzymki" do Pokoju Wspólnego wpadłam na Emily i Elizabeth. 
- Jak wam poszło? - spytałam bez większych ogródek. 
- Zaraz po incydencie z Jey'em turniej przerwano, ale wykonałyśmy więcej zadań niż Severus i Remus więc mamy drugie miejsce. Severus miał o wiele gorzej i o mało co nie mielibyśmy tutaj dwóch śmiertelnych ofiar. 
Z zaciekawieniem wysłuchałam całej opowieści o tym, jak to lekkomyślnie postąpił nasz kochany książe Eliksirów i jak to jego kochana dziewczyna za namową dyrektora przybyła mu z odsieczą. 
- Więc Severus ma szczęście, że to nie on będzie brał udział w reszcie zadań... - zakończyła swoją opowieść Emi a Eli tylko jej zawtórowała. 
Po chwili milczenia nieśmiało odezwała się Fox. 
- A... Jak to było z Jey'em? Na razie dyrektor nic nam nie mówi, po za tym on sam nie wiele wie. Ma zamiar znów zaprosić cię do gabinetu, ale najpierw musisz się wzmocnić. Wszyscy tu chcą poznać prawdę a znasz ją tylko ty. 
- Cała sprawa jest dosyć dziwna. A sprowadza się do jednej bardzo istotnej rzeczy... I ja o mało co nie zginęłam. 

* Wspomniałam już o tym, nauczyciel OPCM pochodzący z Polski
**Czasem będę potrzebować narracji pierwszoosobowej, bo po prostu lepiej mi się w niej pisze więc... Są to po prostu myśli i przemyślenia osoby o której opowiada dany fragment i tak jakoś wyszło... Spodobało mi się to, ale jednak będę utrzymywać też narrację trzecioosobową ;) 

poniedziałek, 28 września 2015

Rozdział XXII - Smutek zamiast radości

 I rozdzialik :D
Miłego czytania, pozdrawiam obserwowaczy dzisiejszego cudnego pomarańczowego księżyca *-* Kocham księżyc <3
EDIT: Tak patrzę a tu już ponad 6 tys. wyświetleń <3 

***
- James, ty idioto! - krzyczała Lily w trakcie zmierzania na boisko do Quiddicha, ale gdy tylko spojrzała na twarz Remusa od razu się uspokoiła - Będzie dobrze. Jesteś najlepszym czarodziejem jakiego... Z naszego rocznika - uśmiechnęła się pocieszająco do niego.
- Dasz sobie radę. A jeśli to Snape zawini to mu... - zaczął mówić Rogacz.
- Lepiej nic nie mów, Potter, pozwól, że dokończę za ciebie. To mu ręce i nogi powyrywam - uśmiechnęła się Dor.
Powoli zaczęli docierać do namiotu zawodników. Lupin był okropnie blady, miał cerę wampira. Syriusz poklepał go po plecach po czym stwierdził, że już nie takie rzeczy robili i wyszli z tego bez większych obrażeń. "Jeśli nie liczyć obrażeń mózgu to tak" - dodała Lily.
Peter wyciągnął z kieszeni swojej zimowej kurtki czekoladowego wafelka i kilka kostek truskawkowej czekolady, wręczył mu i odszedł bez słowa.
Meadowes uśmiechnęła się do niego współczująco ale zaraz podniosła kciuk do góry i ruszyła w stronę trybun.
Zostali tylko Lily i James.
- Lunio, pamiętaj... Czerwone iskry. Nieważne co się będzie działo, pamiętaj - po czym przytulił go bratersko.
Ten tylko pokiwał głową.
- Nie bój się labriryntu... - zaczęła powtarzać spokojnie Evans i chwyciła jego dłoń - Nic się nie bój... Wszystko będzie dobrze i jeszcze pojutrze będziesz wywijał na Balu Bożonarodzeniowym.
- Zawodnicy proszeni do namiotu! - wszyscy usłyszeli odbijający się echem głos McGonagall.
- Powodzenia - skwitowała krótko dziewczyna, puściła jego rękę i odeszła.
Posiadacz "małego futerkowego problemu" schował słodycze do kieszeni swojej bluzy i wszedł do namiotu. Serce biło mu, a właściwie waliło w potwornym tempie.
Gdy tylko przekroczył próg namiotu oślepł na chwilę od blasku flesza.
- No i doskonale. Mamy zakochaną parę i wszystkich innych. Koniec zdjęć! Wychodzimy! - zażądała Rita Skeeter, która kieruje Prorokiem codziennym.
Remmy usiadł na ławce i zaczął wzrokiem poszukiwać swojego 'partnera' na czas zadania.
Znalazł go przyklejonego do swojej dziewczyny i składającego jej króciutkie pocałunki na ustach.
Zakochana para? Tak, chyba o nich chodziło.
W kącie siedziała Victorie Russo i zawzięcie kłóciła się o coś z tym reprezentantem Durmstrangu. W pewnej chwili pchnęła go z całej siły na ziemię. Z jego ramienia popłynęła stróżka krwi ale nie przejął się tym i z bezradną miną usiadł na pobliskiej pufie.
Zaś na niebieskiej pufie siedziały razem Elizabeth i Emily trzymające się za ręce i mówiące coś do siebie. Z tego co chłopak usłyszał rozmawiały o zaklęciach i eliksirach. W pewnej chwili Emi coś powiedziała i się zarumieniła co nie uszło uwadze jej towarzyszki która się zaśmiała.
Po pięciu minutach weszli dyrektorzy i minister magii a Snape oderwał się od dziewczyny i wszyscy podeszli bliżej.
- Już za chwilę staniecie przed nielada wyzwaniem. Jak już wiecie, wejdziecie do labiryntu. Ale nie zwykłego labiryntu. W labiryncie będą pułapki, a aby je przejść trzeba umieć dziedziny magii. No to chyba tyle. Powodzenia.
Dyrektorzy wyprowadzili ich i każdego ustawili przed innym wejściem do labiryntu. Reprezentantów szkół po jednej stronie, a pomocników po drugiej. Zanim to jednak nastąpiło Fox podbiegła do Remusa, pocałowała do w usta i odeszła.
Z mętlikiem w głowie chłopak i reszta reprezentantów weszli do labiryntu.
Zejście, którym wszedł Luniek prowadziło na dół, pod ziemię. Zejście, którym weszła Emi prowadziło przez dłuższy czas prosto. Każde zejście było inne. Zejście Victorie prowadziło do rozgwieżdżonego nieba, gdy Severus wszedł do labiryntu zamoczył się po brodę w chłodnej wodzie, Jey'a zaczęło atakować stadko maleńkich smoków, a Elizabeth trafiła na cudowną łąkę pełną magicznych zwierząt.
Eli usiadła na polanie i postanowiła, że uplecie wianek ze stokrotek, których było tu pełno. Gdy jednak rękoma dotchnęła trawy zamiast niej poczuła piasek. Zamknęła oczy, a następnie je otworzyła. Zauważyła jak teren w okół niej się przekształca. Magiczne stworzenia zamieniają się w wielkie zielone kwitnące drzewa, których liście po chwili zaczynają płonąć. Temperatura przechodzi z umiarkowanej w klimat zwrotnikowy, a takie ciepło jest trudne do wytrzymania. Zakwiecona polana zamieniła się w pustynię, istną Saharę. Momentalnie z dziewczyny wyparowała cała energia. Nie pomyślała aby szukać przejścia do następnej części labiryntu i to był jej największy błąd. Nie pomyślała logicznie, a powinna. W końcu tytuł najmądrzejszej uczennicy w Beauxbatons zobowiązuje. Dała się naciągnąć na sztuczne piękno, przecież to było oczywiste, że coś zaraz się wydarzy, bo nikt nie zapraszał ich na piknik, tylko mieli zmierzyć się z trudnościami. Dopiero zdała sobie sprawę, że ogień się rozprzestrzenia.
- Aquamenti! - wyciągnęła różdżkę i z jej końca polała się woda.
Jednak ogień zaczął się zwiększać w reakcji na połączenie z wodą. Brunetka podbiegła w kierunku gdzie jeszcze nic nie płonęło. Jednak ogień to żywioł i błyskawicznie odciął jej drogę. Spojrzała w górę. Nad jej głową wisiały sznurki. Podskoczyła, złapała za jeden z nich i się rozhuśtała. Drżącą ręką złapała kolejny i kolejny, i kolejny, i... spocona od gorączki i wysiłku ręka zjechała po linie. Na szczęście Thomas trzymała się drugą ręką poprzedniej linki. Teraz wisiała jak gdyby nad przepaścią. Utrzymywała się, ale wiedziała, że długo tak nie wytrzyma. Przypomniała sobie, że ma różdżkę, ale na co jej ona, jeśli i tak nie pomoże jej unieść się w powietrze? Mimo tego wyciągnęła ją z kieszeni lewą ręką gdy nagle różdżka zaczęła spadać w ogień. W tej chwili przypomniało się jej, że istnieją takie zaklęcia jak zaklęcia niewerbalne. Profesor mówił o nich na jakiejś lekcji, ale twierdził, że to zbyt zaawansowana magia jak na piąty rok. Skupiła swój wzrok na różdżce, która powoli, jakby w zwolnionym tempie spadała w płomienie i pomyślała. "Accio różdżka" a jej własny magiczny przyrząd wpadł jej do ręki. O to chodziło! Zaklęcie Accio!
- Accio miotła! - wykrzyczała.
Minęło dziesięć sekund a miotły nie było. Dwadzieścia sekund. Trzydzieści sekund. Elizabeth już ledwo utrzymywała się. W pewnej chwili sznur się zerwał, a z gardła dziewczyny wydobyły się wrzaski. Jednak w tym momencie wpadła na miotłę, która przybyła w ostatnim momencie. Popędziła przed siebie i nagle z łomotem wpadła na ścianę, choć wydawało się, że dalej widzi pustynię. Zsiadła z miotły i po kilku minutach odnalazła drzwi.
Wyszła przez nie i odsapnęła. A pomyśleć, że to dopiero początek tego turnieju...
Kiedy jej była potrzebna woda Severus miał jej w nadmiarze. Z zaskoczeniem zaczął płynąć ku oświetlonemu punktowi gdy nagle coś złapało go za stopę i zaczęło ciągnąć ku dołowi. Zanim zanurkował nabrał jak najwięcej powietrza w płuca i zamknął oczy. Nie lubił nurkować.
Jednak pod wodą musiał je otworzyć aby zobaczyć z czym będzie się musiał zmierzyć.
Okazało się, że to tylko jakaś roślinka glonopodobna w którą zaplątał sobie nogę. Zaczęło mu już brakować powietrza więc wypłynął na powierzchnię i chwilę pooddychał głęboko aby po chwili znów się zanurzyć i odplątać uwięzioną nogę. Spróbował z całej siły rozerwać liść tajemniczej rośliny ale ona zaczęła oplatać jego nadgarstki. Zaczął panikować. Miotał się w wodzie i powoli zaczynało brakować mu tlenu. Roślina zaczęła oplatać jego tors, a on zaczął się dusić. Powoli zaczął opadać na dno. Bezmyślnie spojrzał w górę i poczuł się senny. Zamknął oczy i opadł na dno. Zrobił się zielony na twarzy, nie było tlenu, nie miał czym oddychać. Nagle przed oczami stanęła mu Kath, która podpowiadała mu aby użył różdżki. W tej chwili zorientował się, że gdzieś ją upuścił. "Zjawa" jego dziewczyny wyciągnęła ku niemu rękę i wypłynęła z nim do góry.
- Kath... Co ty tu robisz? - odpowiedział roztrzęsiony.
- Ratuję ci życie, kochany - czarnowłosa pocałowała co w usta - Było się bardziej przykładać do Zielarstwa.
- Jak się tu dostałaś?
- Profesor Dumbledore pozwolił mi troszkę nagiąć zasady no i...
- Zostajesz ze mną? - zapytał zanim zdąrzyła dokończyć.
- Tak - usłyszał potwierdzającą odpowiedź.
Jey po pięciu minutach miał liczne oparzenia na wszystkich częściach ciała, a smoki dalej go atakowały. Próbował uciekać ale widział tylko ciemność, nie licząc ognia, który co chwilę przelatywał mu przed oczyma. Skóra go piekła i usiadł na posadzce, a czuł się jakby był uwięziony w klatce. Powoli zaczął odpływać.
Vic natomiast jak narazie miała najłatwiejsze zadanie, z którym poradziłby sobie nawet pirszoroczny. Nazwij gwiazdy, które świecą najmocniej i wskaż przynajmniej trzy gwiazdozbiory. Nic niebezpiecznego. Zjechała ztamtąd zjeżdżalnią, która pojawiła się z nikąd i stanęła w labiryncie. Na prawo i lewo otaczały ją korytarze, a ona nie wiedziała w jakiej części labiryntu się znajduje. Zdecydowała się iść pierwszym korytarzem na lewo. Nagle do jej uszu doleciały wrzaski. Bardzo głośne wrzaski, w których czuć było strach. Pobiegła w kierunku z którego one dochodziły. Najpierw w prawo, w lewo, w lewo, w prawo, w lewo, w prawo, w prawo i... To chyba tu. Dziewczyna stanęła przed mosiężnymi drzwiami i spotkała się z przeszkodą. Kołatka poruszyła się i powiedziała:
- Powiedz hasło albo stój tu na wieki.
Jakie może być hasło...
- Turniej Trójmagiczny? - zapytała niepewnie dziewczyna.
- Nie. Zostały ci cztery próby - odpowiedziała piskliwym głosem kołatka.
- Mogę prosić o podpowiedź?
- Podpowiedź w naszej zabawie kosztuje dwie szanse. Chcesz je stracić?
Szybko wykonała w głowie obliczenia. Zostałyby jej dwie szanse. Niby niewiele a jednak coś... Chyba warto zaryzykować.
- Tak, a teraz poproszę podpowiedź.
- Powód dla którego chcesz przekroczyć bramę?
- No przecież mówiłam, że Turniej Trójmagiczny! - zdenerwowała się dziewczyna.
- Jedna szansa.
Myśl, myśl! Nagle do jej uszu doszedł kolejny wrzask.
- Chcę uratować chłopaka! - oznajmiła na prędce swój nowy pomysł.
- Czy aby na pewno? To ostatnia szansa.
- Tak, jestem pewna. Chcę uratować osobę, która jest w środku.
A może to pułapka? Może nikogo tam nie ma, tylko wabi swoim głosem, a siedzi tam straszne coś co chce zaatakować? (nawiązane do Igrzysk Śmierci W pierścieniu ognia z tym głosem) Jednak brama już się otworzyła a ona przekroczyła próg. Zaraz później ujrzała Jeydona leżącego na Ziemi, lecz gdy tylko usłyszał jej kroki chwiejnie wstał i wyciągnął różdżkę. Skierował patykiem na Russo.
- Avada Kedavra - wypowiedział śmiertelne zaklęcie.
Jednak Vic miała przy sobie lusterko i osłoniła się nim przed zaklęciem, które zawróciło i uderzyło w Jeydona. Oślepiło ją zielone światło, a potem bezwładne ciało jej "partnera" opadło na ziemię. Podeszła do niego i złapała go za rękę. W tej chwili rozległy się fanfary.
Wygrali? A no tak, spotkali się jako pierwsi, na to wygląda. Wystrzeliła z różdżki zielone iskry aby pokazać gdzie są a następnie usiadła na posadzce.

piątek, 18 września 2015

Rozdział XXI - Gwardia Fawkesa

Hej, hej, hej :D
Rozdział szybko, bo się ruszyłam :)
Przeraża mnie ilość komentarzy. Kochani: JEDEN KOMENTARZ POD OSTATNIM ROZDZIAŁEM?!! Jest mi przykro z tego powodu.
Jednak liczę że się poprawicie.
Do następnego postu kochani, nie ma co się rozpisywać.
Miłego czytania I KOMENTOWANIA ;)
Ps.: Uwielbiam stawiać Dumbledore'a w kącie świrusa a z drugiej strony inteligentnego staruszka (y)
Ps2.: Chciałam skończyć rozdział jutro aby Elizka trochę popatrzyła jak "pracuję" i może podsunęła mi jakiś pomysł, ale tak wyszło, że napisałam całość już dzisiaj :D :P

***
Przez następne dni w Hogwarcie zaczęła panować świąteczna atmosfera. Uczniowie zamiast iść na obiad wychodzili na błonia i urządzali bitwę na śnieżki bądź lepili bałwana. Dobry humor udzielił się wszystkim.
- Evans, co robisz? - zapytał James, patrząc na siedzącą pod drzewem rudą, zawiązującą bardzo dziwne buty.
- Będę jeździć na łyżwach - oznajmiła dziewczyna próbując wstać.
- Na tym czymś?! - zdziwił się okularnik - Jeździć?! Przecież to nawet nie ma kółek!
Lily niezważając na jego słowa zaciągnęła go na lód i różdżką wyczarowała łyżwy.
Początki nauki niebyły łatwe, chłopak nie potrafił nawet w nich ustać a co dopiero jeździć. Dziewczyna już któryś raz pomagała mu wstać.
- Nie potrafię - stwierdził z rozczarowaniem - Nie wiem jak ty to robisz, ale to musi być jakaś magia.
- To nie żadna magia, tylko kwestia wprawy - powiedziała i zgrabnie zrobiła piruet - Dawaj, uda ci się, wierzę w siebie podwójnie.
Potter przejechał dwa metry po czym znów zderzył się z twardą i zimną powierzchnią lodu, na co jego partnerka zaczęła się śmiać.
- To wcale nie jest śmieszne! - krzyknął Rogacz na co dziewczyna zaniosła się jeszcze większym śmiechem.
Tuż obok trwała zażyta bitwa na śnieżki z podziałem na drużyny.
- Doigrałeś się, Black! - krzyknęła Vic i zaczęła obrzucać czarnowłosego dwoma rękoma jednak ten robił uniki.
- Nie będziesz atakować mojego mistrza! - wydarł się Peter i wymierzył jej śnieżką prosto w twarz.
- Kici kici Luniaczku, nigdy mnie nie trafisz... - Emily przedrzeźniała się z Remusem, który już od pięciu minut obrał ją sobie za cel ale nie mógł trafić.
- A masz! - wykrzyknął Remus i obrzucił ją śniegiem kiedy tylko na chwilę wychyliła się zza drzewa.
Posiadacz "małego futerkowego problemu" rozejrzał się w koło, lecz nikogo nie zauważył więc zatriumfował:
- Wygrałem! - i przewrócił się na bałwana lepionego przez jakiś trzecioroczniaków z Ravenclawu uderzony śnieżką przez Syriusza - Jednak nie.
Peter stwierdził, że nie zaatakuje swojego mistrza, wobec tego wygrał Syriusz.
- To teraz proponuję ciepłe kakao - zaproponowała Ari a Chloe ją poparła.
Całe grono weszło do sali i ruszyło w kierunku kuchni.
- Och Syriusz! - krzyknęła Dorcas, która właśnie ich dogoniła i oparła się o ramię chłopaka.
Dalej szli w milczeniu, a gdy przekroczyli próg kuchni zostali otoczeni przez skrzaty domowe.
- Może surówkę?
- A może naleśniki?
- Czy wielmożni państwo mają ochotę na sok dyniowy?
Stworzonka przekrzykiwały się nawzajem.
- Mamy ochotę tylko na ciepłe kakao! - Peter przekrzyknął skrzaty, a te natychmiast uciekły i zaczęły przygotowywać napój. Glizdek był pewnie częstym gościem w kuchni.
Po rozgrzaniu się cała ekipa ruszyła do wierzy Gryffindoru, a bynajmniej chcieli tak zrobić, ale zanim dotarli na miejsce Emi spojrzała na zegarek.
- Już 18:30! Dumbledore prosił nas abyśmy byli na kolacji piętnaście minut wcześniej! - wykrzyknęła i rozejrzała się po zebranych - Nie ma Remusa.
- Wyluzuj blondyno, Remmy mówił gdy wychodziliśmy z kuchni, że musi już iść - powiedział Potter łapiąc ją za włosy.
- James! - wykrzyknęła Evans.
- Ale ruda jest tylko jedna - uśmiechnął się beztrosko i pocałował ją w usta.
Ruszyli w dół schodów. Oczywiście Glizdogon obżerający się ciastkami, które zwinął z kuchni wpadł w jeden z znikających stopni, w konsekwencji czego prawie nie stracił wszystkich ciastek, które wypadły mu z kieszeni i wylądowały na czwartym piętrze.
Gdy dotarli do Wielkiej Sali Dumbledore właśnie rozpoczynał przemowę i przywitał spóźnionych słowami:
- O, panny Shey, Meadowes, Fox, Wolf, Russo i Evans raczyły się zjawić i to w towarzystwie pięknych chłopców z Gryffindoru: pana Blacka, Pettigrewa i Pottera - puścił do nich oczko - Wszyscy są? To możemy zaczynać!
Czarna i Ruda w towarzystwie chłopaków usiadły przy stole Gryffindoru, a reszta przy stole Slytherinu. Emi zauważyła Elizabeth siedzącą przy małym stoliku w towarzystwie Jeydona i Remusa. Dopiero pomyślała o tym, że Eli gdzieś zniknęła! Wiedziała, że czegoś jej brakowało ale nie wiedziała czego.
Wszyscy skupili się na słowach dyrektora:
- Wiem, że przez ostatnie tygodnie mieliście 'luz', jak wy to mówicie, a teraz zbliżają się święta, a mianowicie już dwa tygodnie... - większość uczniów na to wspomnienie odpłynęło z marzeniami - ale czas już na przywrócenie was i całej szkoły do porządku. Jak wiecie, Lord Voldemort, czyli Sami-Wiecie-Kto lub Czarny Pan powraca i zbiera młodych ludzi jako swoich zwolenników. Nie dajcie mu się, możecie być kim tylko chcecie ale musicie się przeciwstawić. Tu w szkole nic wam nie grozi, ale poza murami tej szkoły Śmierciożercy czają się na każdym kroku. Pamiętajcie o tym, bo kilku z was miało już okazję zmierzyć się z nie tyle tym potężnym czarodziejem co z jego poplecznikami - popatrzył współczująco na spóźnione grono - A teraz może coś milszego... A mianowicie Turniej Trójmagiczny odbywający się w naszej szkole. Uczennice z Beauxbatons i uczniowie z Instytutu Durmstrang zostali z nami aby kibicować swoim reprezentantom ale Igor Karkarow niestety musiał wracać do swoich podopiecznych. No dobrze, więc chyba nadszedł czas ujawnić wam czas, miejsce i treść pierwszego zadania Turnieju Trójmagicznego! Nasi reprezentanci w składzie: Remus Lupin - Hogwart, Jeydon Wale - Durmstrang, Elizabeth Thomas - Beauxbatons już w następną sobotę wejdą do labiryntu w którym sposób wyjścia jest tylko jeden: spotkać swojego współpracownika. A oto współpracownicy w składzie: Severus Snape, Victorie Russo i Emily Fox. Myślicie że to tylko tyle? Labirynt będzie usiany magicznymi pułapkami z każdej dziedziny. Jeśli jakaś osoba nie poradzi sobie z zadaniem które napotka po drodze to będzie musiała zacząć szukać innego przejścia lub zostać w tamtym miejscu i poczekać aż jej partner ją znajdzie. Jak wspomniałem zadanie za tydzień w sobotę o godzinie 13:30 chcę widzieć wszystkich na boisku do Quidditcha. A, i jeszcze jedno, a właściwie dwa. Odbędzie się Bal Bożonarodzeniowy, 22 grudnia, więc proszę wszystkich o przybycie i najlepiej o znalezienie sobie partnera czy partnerki. Obowiązuje strój wieczorowy czarodzieja, a panie mogą ubrać się w co chcą, byle nie były to te dziwne bluzeczki odsłaniające brzuch czy takie naprawdę fajne skarpetki (Vic, te fajne skarpetki :') ~od autorki). Strój ma być estetyczny i nie pozwalam na jakieś mini czy coś... Znaczy się, to profesor McGonagall nie pozwala, uważam, że jest zbyt surowa, też się ze mną zgadzacie? No dobrze, już późna godzina a wy jesteście głodni więc jedźcie, a wszystkich zainteresowanych tym co mam do powiedzenia zachęcam do zostania na Sali po posiłku. Dziękuję - rozległy się brawa a stary Dumbi podszedł do stołu, usiadł na swoim miejscu i jakby nigdy nic zaczął pałaszować nogę kurczaka.
Emily złapała kontakt wzrokowy z Elizabeth i poczuła dziwne uczucie, jakby zawiązywał się jej żołądek. Zupełnie o tym zapomniała i żyła sobie jakby nigdy nic... A nigdy nie wiadomo co za stworzenia spotka w labiryncie, czy jej nie zabiją, nie rozszarpią.
Chloe widząc chyba strach w oczach Emi przytuliła ją i powiedziała:
- Wszystko będzie dobrze, stary Dumbek to rozsądny człowiek mimo iż takiego nie przypomina.
Po kolacji zostali tylko: dwoje Krukonów, trzy Puchonki, Emi, Vic, Chloe i Ari czyli cztery Ślizgonki, Smarkerus i jego dziewczyna, czyli osób ze Slytherinu było aż sześć. I tyle samo osób z Gryffindoru w składzie: czwórka Huncwotów, Lily i Dor.
- Witajcie szanowni państwo. Oto co chciałem jeszcze ogłosić, a tyczyć się to będzie samego Lorda Voldemorta. Szukam osób chętnych, prawdomównych, uczciwych i wiernych do stowarzyszenia zwanego Gwardią Fawkesa, od mojego kochanego feniksa, która będzie zajmowała się walką z Sami-Wiecie-Kim. Jeśli ktoś będzie pewny, że chce narażać swoje życie dla dobra narodu to niech zgłosi się do mnie.
Oczy Jamesa niebezpiecznie zabłysły a gdy Krukoni, Puchoni i Severus ze swoją towarzyszką wyszli odrazu odrzekł:
- James Potter, Syriusz Black, Peter Pettigrew, Remus Lupin, Dorcas Meadowes, Emily Fox, Victorie Russo, Chloe Ann Wolf i Ariana Shey zgłaszają swoją gotowość do walki z najpotężniejszym czarnoksiężnikiem świata! - Lily odchrząknęła - No i Lily Evans, moja dziewczyna także.
***

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

sobota, 12 września 2015

Rozdział XX - Nareszcie zima

Jest!!
Rozdział, właśnie napisany, czeka na przeczytanie :D
Wiem, że ten początek jest okropny, ale trzeba się było rozkręcić i poukładać to co się zdarzyło :)
Rozdział długi, sama jestem w szoku, 1765 słów, 10460 znów xD
Miłego czytania :*
Najlepszego Vic :D
A to co ci obiecałam jeszcze będzie w następnym rozdziale bo ten jest już zbyt nafaszerowany :P

***
Cała 'ekipa' została w domu państwa Fox. Wliczają się do niej: Emily, Ariana, Chloe, Vic, Syriusz, Remus, James, a do tego sprowadzono Susan.
- Czyli.... Snape jest Śmierciożercą, tak? - zapytała po raz kolejny Andromena Tonks.
- Tak - znów potwierdził James - I Lucjusz Malfoy też.
Powtarzali tę rozmowę w dzień w dzień aby dowiedzieć się czegoś więcej, ale na razie stali w martwym punkcie.
- Voldemort rośnie w siłę... Teraz nawet w Hogwarcie nie jest bezpiecznie - powiedziała McGonagall a wszyscy spojrzeli na nią dziwnie - No bo są tam Śmierciożercy! Pomyślcie trochę!
- Hogwart to najbezpieczniejsze miejsce w Hogwarcie, cholibka! - odezwał się Hagrid, który siedział za drzwiami.
***
Przez dwa następne tygodnie było spokojnie. Wszyscy powrócili do Hogwartu i starali się zapomnieć. Ale się nie dało.
Rany Remusa wciąż lekko krwawiły i chodzenie było dla niego trudnością.
Z Syriuszem było podobnie. Lekko utykał na prawą nogę.
Wszyscy trzymali się z dala od Snape'a i Lucjusza.
Jamesa wciąż gryzło to, kim była osoba o znajomej sylwetce.
***
Nadszedł grudzień *chyba... straciłam rachubę czasu xDD ~od autorki*.
Pewnego poranka Emi jeszcze spała ale nagle poczuła chłód na policzku.
Podniosła głowę i rozejrzała się w koło. Zobaczyła Victorie przy oknie. W ręku trzymała coś białego... Śnieg. Ale Fox pomyślała o tym zapóźno.
- Wstawaj leniu! - rzuciła śnieżką w dziewczynę - Wiesz co dzisiaj jest?
Blondynka rzuciła okiem na kalendarz.
- Mikołajki! - uśmiechnęła się szeroko i też podeszła do okna - To co, budzimy resztę?
Vic przez moment z twarzy spełzł uśmiech ale po chwili znów promieniała radością.
- Jasne!
Chloe spała twardo i dziewczyny musiały zaatakować w tym samym momencie aby ją obudzić. Po pierwszym udanym ataku pisnęła, ale przed następnym zakryła się poduszką.
Natomiast Ari w reakcji na zetchnięcie się ze śniegiem spadła z łóżka.
- Co się dzieje.... - wymruczała po cichu - Sam-Wiesz-Kto atakuje?
Wszystkie dziewczyny się roześmiały.
- Nie głuptasku, spadł śnieg - powiedziała Ann, ręką zebrała z Ziemi śnieżkę która była skierowana w nią i rzuciła w rudą.
Rozpoczęła się prawdziwa bitwa na śnieżki.
Po upływie pół godziny zabrakło śniegu, a wszystko w pokoju, łącznie z jego lokatorkami było mokre.
***
Lekcje były w ten dzień jeszcze bardziej przytłaczające niż zwykle.
Każde słowo profesora dłużyło się w nieskończoność, a każda uwaga Slughorna była jeszcze gorsza.
James i Syriusz leżeli na ławce i spoglądali na Mapę Huncwotów.
- Nie wytrzymam tu dłużej - powiedział Rogacz i spojrzał przez okno - Spójrz na ten piękny śnieg... - westchnął i spojrzał na Łapę - Czy myślisz o tym co ja?
Black włożył rękę do kieszeni w poszukiwaniu fasolki wszystkich smaków o smaku wymiocin trzymanej na ostatnią godzinę.
Wyciągnął z kieszeni kilka mugolskich Krówek, breloczek z gitarą i mały przenośny kalendarzyk...
- Stary, ty wiedziałeś.... - odezwał się Potter zaglądając w kalendarz swojego najlepszego kumpla - że dzisiaj Victorie ma urodziny? - prawie wykrzyknął ostatnią część zdania.
- Cicho bądź, nie przeszkadzaj mi bo szukam.... Czekaj, co?!
- Ciszej tam, chłopcy! - skarcił ich Horacy.
- Znalazłem. Wybacz mi, ale moja była dziewczyna jest ważniejsza od dzisiejszego śniegu - powiedział poważnie Black podkreślając słowo 'dziewczyna' - Idziemy do Hogsmeade.
Bez namysłu zaczął przeżuwać fasolkę aż jego twarz nie przybrała odcieniu zieleni.
- Profesorze! - ręka okularnika powędrowała do góry - No bo, mój kolega źle się poczuł i...
W tej chwili Syriusz zwymiotował na posadzkę.
- Idź z nim do Skrzydła Szpitalnego, Potter - spojrzał na nich jeszcze raz - A... I pani Shey im pomoże, bo pan Black chyba naprawdę jest w złym stanie - znów spojrzał na Łapę, który ledwo mógł ustać na nogach.
- A pani Evans niech przyniesie mopa, i to szybko!
Cała czwórka wyszła za drzwi, a Lily chwyciła Jamesa za szatę.
- Co ty znów kombinujesz? - krzyknęła patrząc mu w oczy.
- Kochanie, to naprawdę nic takiego, Syriusz źle się poczuł, musimy już iść - powiedział wskazując na swojego zielonego kolegę - i odeszli bez słowa.
Szli korytarzem aż doszli do Pokoju Wspólnego Gryfonów.
- Tu Ari musisz chyba zaczekać. Latający dywan - odrzekł, zwracając się do Grubej Damy i wciągając kolegę przez tunel.
Ruda niezbyt przejęła się jego słowami i także przekroczyła próg tunelu i doszła za nimi aż do drzwi do dormitorium mężczyzn.
Zziajany James usiadł przed drzwiami i próbował złapać oddech.
- Czemu nie poprosiłeś abym pomogła ci go ciągnąć? - uśmiechnęła się lekko.
Weszli do dormitorium i wspólnymi siłami rzucili Blacka na łóżko.
- Masz, kumplu, pij do dna - powiedział Rogacz podając mu szklankę z eliksirem który już nie raz wyciągnął ich z opresji - Do wieczora powinno ci przejść. A teraz się prześpij. Tylko powiedz mi jeszcze co kupić twojej byłej?
- Kwiaty - wymruczał zasypiający Łapa - I czekoladki. A jeśli nie wydobrzeję to powiedz jej, że ją kocham...
- Ogarnij się, Black - powiedziała Shey po czym walnęła go w policzek z całych sił - Masz już dziewczynę, nie będziesz mi tu zarywać do innej.
Ari i Potter wyszli z pokoju.
- No to co kombinujecie?
***
- Czemu nikt mi nie powiedział, że Vic ma urodziny? - złościła się Ari - Idę z tobą do Hogsmeade, żeby nie było. Tylko poczekajmy chwilę na przerwę, muszę zgarnąć dziewczyny, może uda im się coś w tajemnicy zorganizować... A tak w ogóle zauważyłeś, że dzisiaj na lekcjach nie było Smarka?
- Wiesz co... Faktycznie masz rację... A co mogę jej kupić?
- Ty jako ty, czy ty jako Syriusz?
- Ja jako ja, to chyba logiczne.
- Nie, James, to wcale nie jest logiczne - oznajmiła Ari - No to ty jako ty możesz jej dać... Książkę?
Piętnaście minut później Rogacz wyszedł już z zakupionym przez siebie prezentem.
- Słuchaj, co ty na to, czy możemy... Y, no... Lupin by się zgodził dołożyć się nam do prezentu?
- Pewnie tak. A co?
- Nie, nic... Idź może do Miodowego Królestwa i kup jakieś słodycze na imprezę... I może skołuj coś innego co urwie was z lekcji, bo to na dłuższą metę nie wypali.
Ruda przez chwilę rozglądała się za sklepem którego szukała, ale nietrwało to długo.
Zewnętrzny wygląd sklepu był oszołamiający, a te cudeńka na wystawie... Ale niestety były dla nich zbyt drogie. Przekroczyła próg sklepu i zaczęła wdychać zapach drewna. Nie było tu za dużo ludzi, bo zima to raczej nie sezon na Quidditcha, ale w tu chyba i tak zawsze był ruch, bo ludzie chcieli chociaż popatrzeć na te cudne miotły.
- Dzień dobry - Shey podeszła do kasy - Czy znajdę tu jakąś miotłę w cenie nie większej niż 150 galeonów? - uśmiechnęła się miło.
- Mamy Zmiatacza 70 w cenie 100 galeonów, ale raczej nie polecam, podobno często zbacza z kursu... Jest także Nimbus 1000 w cenie 135 galeonów i 50 knutów, opinie są o nim różne... A jeśli miotła ma służyć czarodziejowi długie lata to zdecydowanie polecam Oriona 450 - podszedł do wystawy - To jeden z najnowszych modeli, ale naprawdę opłaca się go kupić. Cena to 151 galeonów i 44 knuty. Ale naprawdę warto - sprzedawca uśmiechnął się dobitnie.
- Dobrze, kupuję... Tylko niech pan tu poczeka, bo mam tylko 150 galeonów muszę pożyczyć resztę i zaraz wrócę...
Potter zgodził się pożyczyć pieniądze i teraz szli tunelem spowrotem do Hogwartu.
Ari już miała otwierać przejście ale chłopak ją zatrzymał.
- Przysięgam uroczyście że knuję coś niedobrego - zerknął na mapę - Możemy iść.
***
- Świetnie się spisałyście! - powiedziała Ari wchodząc do dormitorium.
- Kupiłaś ten prezent? - spytała się Emi.
- Chciałaś kupić prezent ale nie powiedziałaś nam co kupujesz więc szybko, pokazuj! - krzyczała Chloe.
Wtedy do środka wszedł Black niosąc pięknego Oriona 450, jednego z najnowszych modeli mioteł i ponoć jak narazie najszybszego.
- Łał! - wszyscy zebrani obeszli miotłę do okoła - Ile to kosztowało?
- No... 151 galeonów i 44 knuty ale naprawdę było warto przekroczyć zebraną przezemnie ilość pieniędzy i prosić Pottera o drobną pożyczkę... - A tak w ogóle to gdzie Victorie?
- Zauważyliśmy, że dzisiaj na lekcjach nie było Smarkerusa więc wysłaliśmy ją aby to sprawdziła.
***
- Wiecie co?! - do pokoju wpadła Vic a całe towarzystwo wypchnęło ją za drzwi.
- No co?!
- Ten, no bo ta Katherine, ta co jest na naszym roku, to ona ma urodziny i Severus planował jej imprezę urodzinową no i...
- Choć Vic, może zaprosimy ich do siebie, będzie im raźniej a my skorzystamy z imprezy? - zaproponowała Ann i pociągnęła Russo korytarzem puszczając oczko do reszty i dając im czas na ostatnie przygotowania.
Kiedy dziewczyny tylko zeszły po schodach Black zaczął narzekać.
- Jestem już spułkany, nie mam ani knuta, nie mam na prezent dla tej drugiej, wszystko poszło na ognistą...
- Myślę, że wystarczającym prezentem dla niej będzie samo to że ją zaprosiliśmy.
***
- Trzy, dwa, jeden... Niespodzianka! - wykrzyknęli wszyscy chórem kiedy dwie jubilatki weszły do dormitorium.
- Kath, siadaj - Syriusz z grzecznością wskazał jej najlepsze miejsce.
- Wybacz Kath, ale nie mamy dla ciebie prezentów, bo nikt z nas się nie spodziewał że masz urodziny ale mam nadzieję że się nie obrazisz - podeszła do niej Emily i się uśmiechnęła.
- Nie, nic się nie stało... - powiedziała dziewczyna i rzuciła się wszystkim na szyję.
- Ej, bo jeszcze będę zazdrosny - wymruczał Severus patrząc jak jego dziewczyna przytula Huncwotów.
- Teraz prezenty! - wrzasnęła szczęśliwa Vic i opadła na wyczarowaną kanapę.
Victorie odpakowała prezent od Jamesa. To dziwne, żeby James dał komuś książkę, ale to właśnie zrobił.
- Och James, już mnie przestraszyłeś, że coś z tobą źle! - tak zareagowała jubilatka po przeczytaniu tytułu książki. A brzmiał on: "Jak poderwać gracza Quidditcha na 1001 sposobów"
Wszyscy zaczęli się śmiać, a Lily Evans uderzyła go lekko w policzek mówiąc:
- Ty graczu w Quidditcha, ja jedna ci nie wystarczę, chcesz podrywać także Victorie?
Poźniej Kath i Russo zostały obsypane cukierkami i przyszedł czas na główny punkt programu.
- Dam da da dam - Syriusz robił odgłosy w tle.
Do sali weszły dziewczyny niosąc główny prezent oraz małą babeczkę ze świeczką.
- Najlepszego, Vic! - powiedziały dając jej odpakować tajemniczy prezent.
Dziewczyna nie domyślała się co to mogło być i była ogromnie zaskoczona. Wyściskała wszystkich z całej siły i stwierdziła, że to są najlepsze urodziny w jej życiu.
- No to teraz życzenie! - krzyknęła Emi.
Victorie i Kath zdmuchnęły świeczkę.
- Co sobie zażyczyłaś? - zapytała Kath  po cichu.
- Żebyśmy poszli trochę poszaleć na śniegu...
- Bitwa na śnieżki! - wykrzyknęła Kath i wszyscy zbiegli na Błonia.
Syriusz nie żałował, że wydał pieniądze na Ognistą Whisky, bo była bardzo potrzebna aby się rozgrzać po śnieżkowej bitwie...
***

 Ps.: Jubileusz! To już 20 rozdział :D Hm, jeśli chodzi o treść rozdziału to x3 świętujemy xDD

Obserwatorzy