I rozdzialik :D
Miłego czytania, pozdrawiam obserwowaczy dzisiejszego cudnego pomarańczowego księżyca *-* Kocham księżyc <3
EDIT: Tak patrzę a tu już ponad 6 tys. wyświetleń <3
***
- James, ty idioto! - krzyczała Lily w trakcie zmierzania na boisko do Quiddicha, ale gdy tylko spojrzała na twarz Remusa od razu się uspokoiła - Będzie dobrze. Jesteś najlepszym czarodziejem jakiego... Z naszego rocznika - uśmiechnęła się pocieszająco do niego.
- Dasz sobie radę. A jeśli to Snape zawini to mu... - zaczął mówić Rogacz.
- Lepiej nic nie mów, Potter, pozwól, że dokończę za ciebie. To mu ręce i nogi powyrywam - uśmiechnęła się Dor.
Powoli zaczęli docierać do namiotu zawodników. Lupin był okropnie blady, miał cerę wampira. Syriusz poklepał go po plecach po czym stwierdził, że już nie takie rzeczy robili i wyszli z tego bez większych obrażeń. "Jeśli nie liczyć obrażeń mózgu to tak" - dodała Lily.
Peter wyciągnął z kieszeni swojej zimowej kurtki czekoladowego wafelka i kilka kostek truskawkowej czekolady, wręczył mu i odszedł bez słowa.
Meadowes uśmiechnęła się do niego współczująco ale zaraz podniosła kciuk do góry i ruszyła w stronę trybun.
Zostali tylko Lily i James.
- Lunio, pamiętaj... Czerwone iskry. Nieważne co się będzie działo, pamiętaj - po czym przytulił go bratersko.
Ten tylko pokiwał głową.
- Nie bój się labriryntu... - zaczęła powtarzać spokojnie Evans i chwyciła jego dłoń - Nic się nie bój... Wszystko będzie dobrze i jeszcze pojutrze będziesz wywijał na Balu Bożonarodzeniowym.
- Zawodnicy proszeni do namiotu! - wszyscy usłyszeli odbijający się echem głos McGonagall.
- Powodzenia - skwitowała krótko dziewczyna, puściła jego rękę i odeszła.
Posiadacz "małego futerkowego problemu" schował słodycze do kieszeni swojej bluzy i wszedł do namiotu. Serce biło mu, a właściwie waliło w potwornym tempie.
Gdy tylko przekroczył próg namiotu oślepł na chwilę od blasku flesza.
- No i doskonale. Mamy zakochaną parę i wszystkich innych. Koniec zdjęć! Wychodzimy! - zażądała Rita Skeeter, która kieruje Prorokiem codziennym.
Remmy usiadł na ławce i zaczął wzrokiem poszukiwać swojego 'partnera' na czas zadania.
Znalazł go przyklejonego do swojej dziewczyny i składającego jej króciutkie pocałunki na ustach.
Zakochana para? Tak, chyba o nich chodziło.
W kącie siedziała Victorie Russo i zawzięcie kłóciła się o coś z tym reprezentantem Durmstrangu. W pewnej chwili pchnęła go z całej siły na ziemię. Z jego ramienia popłynęła stróżka krwi ale nie przejął się tym i z bezradną miną usiadł na pobliskiej pufie.
Zaś na niebieskiej pufie siedziały razem Elizabeth i Emily trzymające się za ręce i mówiące coś do siebie. Z tego co chłopak usłyszał rozmawiały o zaklęciach i eliksirach. W pewnej chwili Emi coś powiedziała i się zarumieniła co nie uszło uwadze jej towarzyszki która się zaśmiała.
Po pięciu minutach weszli dyrektorzy i minister magii a Snape oderwał się od dziewczyny i wszyscy podeszli bliżej.
- Już za chwilę staniecie przed nielada wyzwaniem. Jak już wiecie, wejdziecie do labiryntu. Ale nie zwykłego labiryntu. W labiryncie będą pułapki, a aby je przejść trzeba umieć dziedziny magii. No to chyba tyle. Powodzenia.
Dyrektorzy wyprowadzili ich i każdego ustawili przed innym wejściem do labiryntu. Reprezentantów szkół po jednej stronie, a pomocników po drugiej. Zanim to jednak nastąpiło Fox podbiegła do Remusa, pocałowała do w usta i odeszła.
Z mętlikiem w głowie chłopak i reszta reprezentantów weszli do labiryntu.
Zejście, którym wszedł Luniek prowadziło na dół, pod ziemię. Zejście, którym weszła Emi prowadziło przez dłuższy czas prosto. Każde zejście było inne. Zejście Victorie prowadziło do rozgwieżdżonego nieba, gdy Severus wszedł do labiryntu zamoczył się po brodę w chłodnej wodzie, Jey'a zaczęło atakować stadko maleńkich smoków, a Elizabeth trafiła na cudowną łąkę pełną magicznych zwierząt.
Eli usiadła na polanie i postanowiła, że uplecie wianek ze stokrotek, których było tu pełno. Gdy jednak rękoma dotchnęła trawy zamiast niej poczuła piasek. Zamknęła oczy, a następnie je otworzyła. Zauważyła jak teren w okół niej się przekształca. Magiczne stworzenia zamieniają się w wielkie zielone kwitnące drzewa, których liście po chwili zaczynają płonąć. Temperatura przechodzi z umiarkowanej w klimat zwrotnikowy, a takie ciepło jest trudne do wytrzymania. Zakwiecona polana zamieniła się w pustynię, istną Saharę. Momentalnie z dziewczyny wyparowała cała energia. Nie pomyślała aby szukać przejścia do następnej części labiryntu i to był jej największy błąd. Nie pomyślała logicznie, a powinna. W końcu tytuł najmądrzejszej uczennicy w Beauxbatons zobowiązuje. Dała się naciągnąć na sztuczne piękno, przecież to było oczywiste, że coś zaraz się wydarzy, bo nikt nie zapraszał ich na piknik, tylko mieli zmierzyć się z trudnościami. Dopiero zdała sobie sprawę, że ogień się rozprzestrzenia.
- Aquamenti! - wyciągnęła różdżkę i z jej końca polała się woda.
Jednak ogień zaczął się zwiększać w reakcji na połączenie z wodą. Brunetka podbiegła w kierunku gdzie jeszcze nic nie płonęło. Jednak ogień to żywioł i błyskawicznie odciął jej drogę. Spojrzała w górę. Nad jej głową wisiały sznurki. Podskoczyła, złapała za jeden z nich i się rozhuśtała. Drżącą ręką złapała kolejny i kolejny, i kolejny, i... spocona od gorączki i wysiłku ręka zjechała po linie. Na szczęście Thomas trzymała się drugą ręką poprzedniej linki. Teraz wisiała jak gdyby nad przepaścią. Utrzymywała się, ale wiedziała, że długo tak nie wytrzyma. Przypomniała sobie, że ma różdżkę, ale na co jej ona, jeśli i tak nie pomoże jej unieść się w powietrze? Mimo tego wyciągnęła ją z kieszeni lewą ręką gdy nagle różdżka zaczęła spadać w ogień. W tej chwili przypomniało się jej, że istnieją takie zaklęcia jak zaklęcia niewerbalne. Profesor mówił o nich na jakiejś lekcji, ale twierdził, że to zbyt zaawansowana magia jak na piąty rok. Skupiła swój wzrok na różdżce, która powoli, jakby w zwolnionym tempie spadała w płomienie i pomyślała. "Accio różdżka" a jej własny magiczny przyrząd wpadł jej do ręki. O to chodziło! Zaklęcie Accio!
- Accio miotła! - wykrzyczała.
Minęło dziesięć sekund a miotły nie było. Dwadzieścia sekund. Trzydzieści sekund. Elizabeth już ledwo utrzymywała się. W pewnej chwili sznur się zerwał, a z gardła dziewczyny wydobyły się wrzaski. Jednak w tym momencie wpadła na miotłę, która przybyła w ostatnim momencie. Popędziła przed siebie i nagle z łomotem wpadła na ścianę, choć wydawało się, że dalej widzi pustynię. Zsiadła z miotły i po kilku minutach odnalazła drzwi.
Wyszła przez nie i odsapnęła. A pomyśleć, że to dopiero początek tego turnieju...
Kiedy jej była potrzebna woda Severus miał jej w nadmiarze. Z zaskoczeniem zaczął płynąć ku oświetlonemu punktowi gdy nagle coś złapało go za stopę i zaczęło ciągnąć ku dołowi. Zanim zanurkował nabrał jak najwięcej powietrza w płuca i zamknął oczy. Nie lubił nurkować.
Jednak pod wodą musiał je otworzyć aby zobaczyć z czym będzie się musiał zmierzyć.
Okazało się, że to tylko jakaś roślinka glonopodobna w którą zaplątał sobie nogę. Zaczęło mu już brakować powietrza więc wypłynął na powierzchnię i chwilę pooddychał głęboko aby po chwili znów się zanurzyć i odplątać uwięzioną nogę. Spróbował z całej siły rozerwać liść tajemniczej rośliny ale ona zaczęła oplatać jego nadgarstki. Zaczął panikować. Miotał się w wodzie i powoli zaczynało brakować mu tlenu. Roślina zaczęła oplatać jego tors, a on zaczął się dusić. Powoli zaczął opadać na dno. Bezmyślnie spojrzał w górę i poczuł się senny. Zamknął oczy i opadł na dno. Zrobił się zielony na twarzy, nie było tlenu, nie miał czym oddychać. Nagle przed oczami stanęła mu Kath, która podpowiadała mu aby użył różdżki. W tej chwili zorientował się, że gdzieś ją upuścił. "Zjawa" jego dziewczyny wyciągnęła ku niemu rękę i wypłynęła z nim do góry.
- Kath... Co ty tu robisz? - odpowiedział roztrzęsiony.
- Ratuję ci życie, kochany - czarnowłosa pocałowała co w usta - Było się bardziej przykładać do Zielarstwa.
- Jak się tu dostałaś?
- Profesor Dumbledore pozwolił mi troszkę nagiąć zasady no i...
- Zostajesz ze mną? - zapytał zanim zdąrzyła dokończyć.
- Tak - usłyszał potwierdzającą odpowiedź.
Jey po pięciu minutach miał liczne oparzenia na wszystkich częściach ciała, a smoki dalej go atakowały. Próbował uciekać ale widział tylko ciemność, nie licząc ognia, który co chwilę przelatywał mu przed oczyma. Skóra go piekła i usiadł na posadzce, a czuł się jakby był uwięziony w klatce. Powoli zaczął odpływać.
Vic natomiast jak narazie miała najłatwiejsze zadanie, z którym poradziłby sobie nawet pirszoroczny. Nazwij gwiazdy, które świecą najmocniej i wskaż przynajmniej trzy gwiazdozbiory. Nic niebezpiecznego. Zjechała ztamtąd zjeżdżalnią, która pojawiła się z nikąd i stanęła w labiryncie. Na prawo i lewo otaczały ją korytarze, a ona nie wiedziała w jakiej części labiryntu się znajduje. Zdecydowała się iść pierwszym korytarzem na lewo. Nagle do jej uszu doleciały wrzaski. Bardzo głośne wrzaski, w których czuć było strach. Pobiegła w kierunku z którego one dochodziły. Najpierw w prawo, w lewo, w lewo, w prawo, w lewo, w prawo, w prawo i... To chyba tu. Dziewczyna stanęła przed mosiężnymi drzwiami i spotkała się z przeszkodą. Kołatka poruszyła się i powiedziała:
- Powiedz hasło albo stój tu na wieki.
Jakie może być hasło...
- Turniej Trójmagiczny? - zapytała niepewnie dziewczyna.
- Nie. Zostały ci cztery próby - odpowiedziała piskliwym głosem kołatka.
- Mogę prosić o podpowiedź?
- Podpowiedź w naszej zabawie kosztuje dwie szanse. Chcesz je stracić?
Szybko wykonała w głowie obliczenia. Zostałyby jej dwie szanse. Niby niewiele a jednak coś... Chyba warto zaryzykować.
- Tak, a teraz poproszę podpowiedź.
- Powód dla którego chcesz przekroczyć bramę?
- No przecież mówiłam, że Turniej Trójmagiczny! - zdenerwowała się dziewczyna.
- Jedna szansa.
Myśl, myśl! Nagle do jej uszu doszedł kolejny wrzask.
- Chcę uratować chłopaka! - oznajmiła na prędce swój nowy pomysł.
- Czy aby na pewno? To ostatnia szansa.
- Tak, jestem pewna. Chcę uratować osobę, która jest w środku.
A może to pułapka? Może nikogo tam nie ma, tylko wabi swoim głosem, a siedzi tam straszne coś co chce zaatakować? (nawiązane do Igrzysk Śmierci W pierścieniu ognia z tym głosem) Jednak brama już się otworzyła a ona przekroczyła próg. Zaraz później ujrzała Jeydona leżącego na Ziemi, lecz gdy tylko usłyszał jej kroki chwiejnie wstał i wyciągnął różdżkę. Skierował patykiem na Russo.
- Avada Kedavra - wypowiedział śmiertelne zaklęcie.
Jednak Vic miała przy sobie lusterko i osłoniła się nim przed zaklęciem, które zawróciło i uderzyło w Jeydona. Oślepiło ją zielone światło, a potem bezwładne ciało jej "partnera" opadło na ziemię. Podeszła do niego i złapała go za rękę. W tej chwili rozległy się fanfary.
Wygrali? A no tak, spotkali się jako pierwsi, na to wygląda. Wystrzeliła z różdżki zielone iskry aby pokazać gdzie są a następnie usiadła na posadzce.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo mistrzyni coraz więcej akcji *o* . Ale serio to jak wpadam na ścianę najlepsze XD.
OdpowiedzUsuńI co mogę dodać... A no tak, weny bo będę miała od kogo sie uczyć XD (wiesz o co mi chodzi xd)
Zycze super pomysłów :)
no no no, lubię jak akcja się tak rozkręca, przeczytam z zapartym tchem <3
OdpowiedzUsuńczytam dalej!