Hej :)
Wiem, że nikt nie czyta miniaturek ;-;
Nie wiem po co ją wstawiam ale co mi tam xD
Rozdział będzie do czwartku
***
Barwy nie istnieją naprawdę. Są tylko wymysłem naszej wyobraźni. Naprawdę świat ma tylko trzy kolory i ich odcienie. Czarno-szaro-biały świat… Zupełnie inny.
Czasami zdaje mi się, że kolory zaczynają blaknąć, aby po jakimś czasie zniknąć. Słoneczki, róże, bratki… Jak wyglądają kwiaty w tej ponurej rzeczywistości? Są smutne, zwiędłe, brzydkie.
W takim prawdziwym świecie także człowiek wydaje się inny. Tak w sumie, to jest inny. Twarz zniekszałcona, podobnie jak reszta ciała. Włosy sterczące bez ładu i składu na głowie. Mina świadcząca o braku chęci do życia…
Ale jedyne, co wtedy się nie zmienia to oczy. Dalej żywe, odbijają się w nich wszystkie kolory, które nie istnieją, lecz je znamy. I nawet nowe.
Dlaczego dostrzegam to czego nie widzą inni? Jakie jest moje powołanie i przeznaczenie?
Maluję obrazy i zamykam się w tym innym, tajemniczym świecie, w którym nic nie jest takie samo. Widzę wiatr, a nie czuję go. Widzę powietrze, a nie oddycham nim. Moje oczy widzą wszystko i tylko one wydawają się funkcjonować normalnie.
Jestem bogaczem, lecz nikt nie wie, kim jestem naprawdę. Sam nawet nie wiem.
Każda chwila wydaje mi się być zaledwie sekundą, gdy dla innych tak się dłuży…
* ding, dong *
Słyszę dzwonek do drzwi. Wstrzymuję oddech. Kto chce odwiedzić tego samotnika? Już podnoszę rękę by nacisnąć na klamkę, jednak nie robię tego.
* ding, dong *
Dźwięk się powtarza. Staram się go ignorować. Karcę się za to, że kazałem zamontować tu dzwonek, zamiast otoczyć dom murem.
Trzeci raz już się nie powtarza. Myślę, że po prostu dali mi spokój, gdy w moim oknie zauważam rudego kota.
Otwieram okno, bo tak dawno nie miałem styczności ze zwierzęciem, że zrobi mi to na dobre. Chcę pogłaskać kotka, gdy nagle przez bramę wbiega jego właścicielka obładowana książkami i woła:
- Krzywołap, choć tutaj!
On posłusznie do niej idzie, a ja zostaję sam z głową w oknie, przynajmniej tak mi się wydaje, gdy nagle podchodzi do mnie ta dziewczyna. Patrzy na mnie i moją koszulkę poplamioną farbą, a ja patrzę w jej oczy – inne, tylko jedna barwa, brązowy.
- Przepraszam za kota, mam nadzieję, że się pan nie gniewa… - przeprasza i wzrokiem karci swojego zwierzaka.
- Nie, skąd! - odpowiadam jej, a tak właściwie to odpowiedź wyrywa się ze mnie sama – Masz ładne oczy. Chciałabyś przyjść do mnie na kawę?
Nie wiem, co ja najlepszego wyprawiam! Jeszcze nigdy nie zaprosiłem nikogo do domu! To była moja samotnia. Po tym gdy porzucił mnie ojciec – Lucjusz, a matka wolała pójść za nim, zostałem w tym domku sam, a miałem wtedy 6 lat. Zacząłem tworzyć i jakoś z tego żyć. Gdy miałem 11 lat znów zakręt na drodze – niby dobry, niby zły. Zostałem przyjęty do szkoły magii. Jednak wcale się z tego nie cieszyłem.
Tam urosłem na lidera złej armii, choć wcale tego nie chciałem, dowiedziałem się o tym jak żyje teraz mój ojciec… Do teraz nie chcę słyszeć o tym ile złych rzeczy zrobił!
Gdy wyszedłem z tej szkoły dla dziwolągów miałem dość ludzi. Zostałem sam w domu i znów dałem się pochłonąć mojej pasji.
Dziewczyna weszła do środka i usiedliśmy na wielkiej kanapie. Starałem się do niej uśmiechać, ale niezbyt wiedziałem, co się robi gdy ma się gościa, i co się mówi, więc siedzieliśmy w milczeniu.
W końcu ona chyba się domyśliła i powiedziała, że miałaby ochotę na kawę.
Udałem się więc do kuchni i zaparzyłem kawę. Wróciłem z dwoma filiżankami aromatycznie pachnącej kawy.
Spojrzałem znowu w jej oczy. Chyba znajome. Ale nie wie.
- Czy… Czy mogłabyś zostać moją modelką? - zapytałem.
- Nie za bardzo interesuje mnie moda…
- Ale nie taką modelką! Myślę o modelce do rysunków!
Zdziwiła się, ale jednak się zgodziła. Zacząłem rysować szkic jej twarzy. Teraz mogłem patrzeć w jej oczy ile tylko chciałem. Widziałem tam, po raz pierwszy w swoim świecie kolor. Nie czarny, szary czy biały. Brązowy. Jeden z kolorów, które wytwarza podświadomość ludzi. Najbardziej starałem się odwzorować jej oczy, aby zachować ten wyjątkowy kolor… Aby zachować kawałek jej.
- Skończone! - krzyknąłem uradowany i pokazałem jej porteret.
- Ojejku! - pisnęła – Masz talent! Czekaj… Jesteś Draco Malfoy?! - ach no tak, po co pisałem inicjały nad ramieniem obrazka?! Głupie przyzwyczajenie.
- Tak – zorientowałem się, że nawet nie znam jej imienia – A ty? Jak się nazywasz?
- Granger. Hermiona Jean Granger.
Wydaje mi się, że gdzieś już to słyszałem… Nawet wiele razy… Burza loków…
Ona już wychodzi, ale zagradzam jej przejście.
- Poczekaj – powiem jej to, co jako jedyne przychodzi mi do głowy. Najwyżej uzna mnie za idiotę. Warto zaryzykować – Hogwart?
- Skąd wiesz?! - zaskoczyła się – Czekaj, był tam jakiś Draco, ale zupełnie inny… To przecież nie możesz być ty!
Patrzę w jej oczy, a ona w moje. Czas zatrzymał się w miejscu. Nagle ona poruszyła się i zaczęła do mnie zbliżać. Uśmiecham się i myślę o jej oczach, a po chwili zatapiam się w brązie.
Ona zbliża się do mnie, a po chwili delikatnie całuje mnie w usta.
Odchodzi, a ja mogę z siebie wydusić tylko:
- Jak następnym razem będziesz tu przechodzić, to zajdź do mnie.
Kiwa głową i znika za bramą.
Nagle wracają szkolne wspomnienia.
Jej uśmiech widoczny zza książek. Jej smutek, podczas balu. Chwile gdy siedziała nad książką w bibliotece…
Nagle wybiegam z domu i po raz pierwszy od bardzo dawna jestem na świeżym powietrzu.
Mijam bramę i biegnę ulicą, bo chcę ją znaleźć. Moje serce bije jak szalone.
Jednak jej nie ma w pobliżu, więc wracam do domu.
Spoglądam na obraz i czuję jakby ona znów była przy mnie. Cieszę się, że zachowałem kawałek jej.
* następnego dnia *
Siadam i zaczynam malować. Niby nic wielkiego. Dla mnie to codzienność.
Znów widzę tylko wszystko czarno na białym. I brązowy też. Taki jak jej oczy.
* puk, puk *
Z mojego świata wyrywa mnie dźwięk pukania do okna. Podchodzę i widzę brązową sowę, więc wpuszczam ją do środka.
Ma coś przywiązane do nogi. List i gazetę.
Najpierw biorę do ręki gazetę. Ruszające się zdjęcia, czyli magiczna gazeta.
Z pierwszej strony spoglądają na mnie jej oczy, a tytuł głosi: 'Tragiczna śmierć szefowej departamentu od spraw ministra magii.'
Postanawiam czytać dalej.
'Wczoraj wieczorem zginęła Hermiona Jean Granger. Znaleźliśmy ją na mugolskiej ulicy.'
Nie chcę czytać dalej. Ona nie żyje. Już mnie nie odwiedzi.
Jednak widzę swoje nazwisko, więc czytam tamten akapit.
'Po przeszukaniu domu znaleźliśmy testament. Nawet nie wiemy kiedy zdążyła go napisać. Swojego najwierniejszego przyjaciela – kota Krzywołapa przepisała panu Malfoy'owi.'
Urywam czytanie. Zdejmuję z nóżki sówki list i zaczynam go czytać.
„Draco,
Przekazuję Ci mojego kota, Krzywołapa, który wybrał Ciebie na swojego opiekuna.
Proszę, zajmij się nim dobrze.
Jedź pod mój adres, masz podany na odwrocie listu.
Kochająca Hermiona”
Zerkam na adres i wybiegam z domu. Gdy dojeżdżam moim samochodem pod wskazany adres i podchodzę do Krzywołapa mówię mu:
- No to zostaliśmy sami.
On tuli się do mnie i mruczy. Chyba miała rację, że już się do mnie przyzwyczaił.
Nie mam weny na komentarz, więc napisze tylko, iż super miniaturka i naprawdę mi się podobała :)
OdpowiedzUsuńPS. Zostałaś nominowana do LBA, szczegóły tutaj:
http://nowagrygonka.blogspot.com/2015/08/nominacja-lba-2.html