poniedziałek, 28 września 2015

Rozdział XXII - Smutek zamiast radości

 I rozdzialik :D
Miłego czytania, pozdrawiam obserwowaczy dzisiejszego cudnego pomarańczowego księżyca *-* Kocham księżyc <3
EDIT: Tak patrzę a tu już ponad 6 tys. wyświetleń <3 

***
- James, ty idioto! - krzyczała Lily w trakcie zmierzania na boisko do Quiddicha, ale gdy tylko spojrzała na twarz Remusa od razu się uspokoiła - Będzie dobrze. Jesteś najlepszym czarodziejem jakiego... Z naszego rocznika - uśmiechnęła się pocieszająco do niego.
- Dasz sobie radę. A jeśli to Snape zawini to mu... - zaczął mówić Rogacz.
- Lepiej nic nie mów, Potter, pozwól, że dokończę za ciebie. To mu ręce i nogi powyrywam - uśmiechnęła się Dor.
Powoli zaczęli docierać do namiotu zawodników. Lupin był okropnie blady, miał cerę wampira. Syriusz poklepał go po plecach po czym stwierdził, że już nie takie rzeczy robili i wyszli z tego bez większych obrażeń. "Jeśli nie liczyć obrażeń mózgu to tak" - dodała Lily.
Peter wyciągnął z kieszeni swojej zimowej kurtki czekoladowego wafelka i kilka kostek truskawkowej czekolady, wręczył mu i odszedł bez słowa.
Meadowes uśmiechnęła się do niego współczująco ale zaraz podniosła kciuk do góry i ruszyła w stronę trybun.
Zostali tylko Lily i James.
- Lunio, pamiętaj... Czerwone iskry. Nieważne co się będzie działo, pamiętaj - po czym przytulił go bratersko.
Ten tylko pokiwał głową.
- Nie bój się labriryntu... - zaczęła powtarzać spokojnie Evans i chwyciła jego dłoń - Nic się nie bój... Wszystko będzie dobrze i jeszcze pojutrze będziesz wywijał na Balu Bożonarodzeniowym.
- Zawodnicy proszeni do namiotu! - wszyscy usłyszeli odbijający się echem głos McGonagall.
- Powodzenia - skwitowała krótko dziewczyna, puściła jego rękę i odeszła.
Posiadacz "małego futerkowego problemu" schował słodycze do kieszeni swojej bluzy i wszedł do namiotu. Serce biło mu, a właściwie waliło w potwornym tempie.
Gdy tylko przekroczył próg namiotu oślepł na chwilę od blasku flesza.
- No i doskonale. Mamy zakochaną parę i wszystkich innych. Koniec zdjęć! Wychodzimy! - zażądała Rita Skeeter, która kieruje Prorokiem codziennym.
Remmy usiadł na ławce i zaczął wzrokiem poszukiwać swojego 'partnera' na czas zadania.
Znalazł go przyklejonego do swojej dziewczyny i składającego jej króciutkie pocałunki na ustach.
Zakochana para? Tak, chyba o nich chodziło.
W kącie siedziała Victorie Russo i zawzięcie kłóciła się o coś z tym reprezentantem Durmstrangu. W pewnej chwili pchnęła go z całej siły na ziemię. Z jego ramienia popłynęła stróżka krwi ale nie przejął się tym i z bezradną miną usiadł na pobliskiej pufie.
Zaś na niebieskiej pufie siedziały razem Elizabeth i Emily trzymające się za ręce i mówiące coś do siebie. Z tego co chłopak usłyszał rozmawiały o zaklęciach i eliksirach. W pewnej chwili Emi coś powiedziała i się zarumieniła co nie uszło uwadze jej towarzyszki która się zaśmiała.
Po pięciu minutach weszli dyrektorzy i minister magii a Snape oderwał się od dziewczyny i wszyscy podeszli bliżej.
- Już za chwilę staniecie przed nielada wyzwaniem. Jak już wiecie, wejdziecie do labiryntu. Ale nie zwykłego labiryntu. W labiryncie będą pułapki, a aby je przejść trzeba umieć dziedziny magii. No to chyba tyle. Powodzenia.
Dyrektorzy wyprowadzili ich i każdego ustawili przed innym wejściem do labiryntu. Reprezentantów szkół po jednej stronie, a pomocników po drugiej. Zanim to jednak nastąpiło Fox podbiegła do Remusa, pocałowała do w usta i odeszła.
Z mętlikiem w głowie chłopak i reszta reprezentantów weszli do labiryntu.
Zejście, którym wszedł Luniek prowadziło na dół, pod ziemię. Zejście, którym weszła Emi prowadziło przez dłuższy czas prosto. Każde zejście było inne. Zejście Victorie prowadziło do rozgwieżdżonego nieba, gdy Severus wszedł do labiryntu zamoczył się po brodę w chłodnej wodzie, Jey'a zaczęło atakować stadko maleńkich smoków, a Elizabeth trafiła na cudowną łąkę pełną magicznych zwierząt.
Eli usiadła na polanie i postanowiła, że uplecie wianek ze stokrotek, których było tu pełno. Gdy jednak rękoma dotchnęła trawy zamiast niej poczuła piasek. Zamknęła oczy, a następnie je otworzyła. Zauważyła jak teren w okół niej się przekształca. Magiczne stworzenia zamieniają się w wielkie zielone kwitnące drzewa, których liście po chwili zaczynają płonąć. Temperatura przechodzi z umiarkowanej w klimat zwrotnikowy, a takie ciepło jest trudne do wytrzymania. Zakwiecona polana zamieniła się w pustynię, istną Saharę. Momentalnie z dziewczyny wyparowała cała energia. Nie pomyślała aby szukać przejścia do następnej części labiryntu i to był jej największy błąd. Nie pomyślała logicznie, a powinna. W końcu tytuł najmądrzejszej uczennicy w Beauxbatons zobowiązuje. Dała się naciągnąć na sztuczne piękno, przecież to było oczywiste, że coś zaraz się wydarzy, bo nikt nie zapraszał ich na piknik, tylko mieli zmierzyć się z trudnościami. Dopiero zdała sobie sprawę, że ogień się rozprzestrzenia.
- Aquamenti! - wyciągnęła różdżkę i z jej końca polała się woda.
Jednak ogień zaczął się zwiększać w reakcji na połączenie z wodą. Brunetka podbiegła w kierunku gdzie jeszcze nic nie płonęło. Jednak ogień to żywioł i błyskawicznie odciął jej drogę. Spojrzała w górę. Nad jej głową wisiały sznurki. Podskoczyła, złapała za jeden z nich i się rozhuśtała. Drżącą ręką złapała kolejny i kolejny, i kolejny, i... spocona od gorączki i wysiłku ręka zjechała po linie. Na szczęście Thomas trzymała się drugą ręką poprzedniej linki. Teraz wisiała jak gdyby nad przepaścią. Utrzymywała się, ale wiedziała, że długo tak nie wytrzyma. Przypomniała sobie, że ma różdżkę, ale na co jej ona, jeśli i tak nie pomoże jej unieść się w powietrze? Mimo tego wyciągnęła ją z kieszeni lewą ręką gdy nagle różdżka zaczęła spadać w ogień. W tej chwili przypomniało się jej, że istnieją takie zaklęcia jak zaklęcia niewerbalne. Profesor mówił o nich na jakiejś lekcji, ale twierdził, że to zbyt zaawansowana magia jak na piąty rok. Skupiła swój wzrok na różdżce, która powoli, jakby w zwolnionym tempie spadała w płomienie i pomyślała. "Accio różdżka" a jej własny magiczny przyrząd wpadł jej do ręki. O to chodziło! Zaklęcie Accio!
- Accio miotła! - wykrzyczała.
Minęło dziesięć sekund a miotły nie było. Dwadzieścia sekund. Trzydzieści sekund. Elizabeth już ledwo utrzymywała się. W pewnej chwili sznur się zerwał, a z gardła dziewczyny wydobyły się wrzaski. Jednak w tym momencie wpadła na miotłę, która przybyła w ostatnim momencie. Popędziła przed siebie i nagle z łomotem wpadła na ścianę, choć wydawało się, że dalej widzi pustynię. Zsiadła z miotły i po kilku minutach odnalazła drzwi.
Wyszła przez nie i odsapnęła. A pomyśleć, że to dopiero początek tego turnieju...
Kiedy jej była potrzebna woda Severus miał jej w nadmiarze. Z zaskoczeniem zaczął płynąć ku oświetlonemu punktowi gdy nagle coś złapało go za stopę i zaczęło ciągnąć ku dołowi. Zanim zanurkował nabrał jak najwięcej powietrza w płuca i zamknął oczy. Nie lubił nurkować.
Jednak pod wodą musiał je otworzyć aby zobaczyć z czym będzie się musiał zmierzyć.
Okazało się, że to tylko jakaś roślinka glonopodobna w którą zaplątał sobie nogę. Zaczęło mu już brakować powietrza więc wypłynął na powierzchnię i chwilę pooddychał głęboko aby po chwili znów się zanurzyć i odplątać uwięzioną nogę. Spróbował z całej siły rozerwać liść tajemniczej rośliny ale ona zaczęła oplatać jego nadgarstki. Zaczął panikować. Miotał się w wodzie i powoli zaczynało brakować mu tlenu. Roślina zaczęła oplatać jego tors, a on zaczął się dusić. Powoli zaczął opadać na dno. Bezmyślnie spojrzał w górę i poczuł się senny. Zamknął oczy i opadł na dno. Zrobił się zielony na twarzy, nie było tlenu, nie miał czym oddychać. Nagle przed oczami stanęła mu Kath, która podpowiadała mu aby użył różdżki. W tej chwili zorientował się, że gdzieś ją upuścił. "Zjawa" jego dziewczyny wyciągnęła ku niemu rękę i wypłynęła z nim do góry.
- Kath... Co ty tu robisz? - odpowiedział roztrzęsiony.
- Ratuję ci życie, kochany - czarnowłosa pocałowała co w usta - Było się bardziej przykładać do Zielarstwa.
- Jak się tu dostałaś?
- Profesor Dumbledore pozwolił mi troszkę nagiąć zasady no i...
- Zostajesz ze mną? - zapytał zanim zdąrzyła dokończyć.
- Tak - usłyszał potwierdzającą odpowiedź.
Jey po pięciu minutach miał liczne oparzenia na wszystkich częściach ciała, a smoki dalej go atakowały. Próbował uciekać ale widział tylko ciemność, nie licząc ognia, który co chwilę przelatywał mu przed oczyma. Skóra go piekła i usiadł na posadzce, a czuł się jakby był uwięziony w klatce. Powoli zaczął odpływać.
Vic natomiast jak narazie miała najłatwiejsze zadanie, z którym poradziłby sobie nawet pirszoroczny. Nazwij gwiazdy, które świecą najmocniej i wskaż przynajmniej trzy gwiazdozbiory. Nic niebezpiecznego. Zjechała ztamtąd zjeżdżalnią, która pojawiła się z nikąd i stanęła w labiryncie. Na prawo i lewo otaczały ją korytarze, a ona nie wiedziała w jakiej części labiryntu się znajduje. Zdecydowała się iść pierwszym korytarzem na lewo. Nagle do jej uszu doleciały wrzaski. Bardzo głośne wrzaski, w których czuć było strach. Pobiegła w kierunku z którego one dochodziły. Najpierw w prawo, w lewo, w lewo, w prawo, w lewo, w prawo, w prawo i... To chyba tu. Dziewczyna stanęła przed mosiężnymi drzwiami i spotkała się z przeszkodą. Kołatka poruszyła się i powiedziała:
- Powiedz hasło albo stój tu na wieki.
Jakie może być hasło...
- Turniej Trójmagiczny? - zapytała niepewnie dziewczyna.
- Nie. Zostały ci cztery próby - odpowiedziała piskliwym głosem kołatka.
- Mogę prosić o podpowiedź?
- Podpowiedź w naszej zabawie kosztuje dwie szanse. Chcesz je stracić?
Szybko wykonała w głowie obliczenia. Zostałyby jej dwie szanse. Niby niewiele a jednak coś... Chyba warto zaryzykować.
- Tak, a teraz poproszę podpowiedź.
- Powód dla którego chcesz przekroczyć bramę?
- No przecież mówiłam, że Turniej Trójmagiczny! - zdenerwowała się dziewczyna.
- Jedna szansa.
Myśl, myśl! Nagle do jej uszu doszedł kolejny wrzask.
- Chcę uratować chłopaka! - oznajmiła na prędce swój nowy pomysł.
- Czy aby na pewno? To ostatnia szansa.
- Tak, jestem pewna. Chcę uratować osobę, która jest w środku.
A może to pułapka? Może nikogo tam nie ma, tylko wabi swoim głosem, a siedzi tam straszne coś co chce zaatakować? (nawiązane do Igrzysk Śmierci W pierścieniu ognia z tym głosem) Jednak brama już się otworzyła a ona przekroczyła próg. Zaraz później ujrzała Jeydona leżącego na Ziemi, lecz gdy tylko usłyszał jej kroki chwiejnie wstał i wyciągnął różdżkę. Skierował patykiem na Russo.
- Avada Kedavra - wypowiedział śmiertelne zaklęcie.
Jednak Vic miała przy sobie lusterko i osłoniła się nim przed zaklęciem, które zawróciło i uderzyło w Jeydona. Oślepiło ją zielone światło, a potem bezwładne ciało jej "partnera" opadło na ziemię. Podeszła do niego i złapała go za rękę. W tej chwili rozległy się fanfary.
Wygrali? A no tak, spotkali się jako pierwsi, na to wygląda. Wystrzeliła z różdżki zielone iskry aby pokazać gdzie są a następnie usiadła na posadzce.

piątek, 18 września 2015

Rozdział XXI - Gwardia Fawkesa

Hej, hej, hej :D
Rozdział szybko, bo się ruszyłam :)
Przeraża mnie ilość komentarzy. Kochani: JEDEN KOMENTARZ POD OSTATNIM ROZDZIAŁEM?!! Jest mi przykro z tego powodu.
Jednak liczę że się poprawicie.
Do następnego postu kochani, nie ma co się rozpisywać.
Miłego czytania I KOMENTOWANIA ;)
Ps.: Uwielbiam stawiać Dumbledore'a w kącie świrusa a z drugiej strony inteligentnego staruszka (y)
Ps2.: Chciałam skończyć rozdział jutro aby Elizka trochę popatrzyła jak "pracuję" i może podsunęła mi jakiś pomysł, ale tak wyszło, że napisałam całość już dzisiaj :D :P

***
Przez następne dni w Hogwarcie zaczęła panować świąteczna atmosfera. Uczniowie zamiast iść na obiad wychodzili na błonia i urządzali bitwę na śnieżki bądź lepili bałwana. Dobry humor udzielił się wszystkim.
- Evans, co robisz? - zapytał James, patrząc na siedzącą pod drzewem rudą, zawiązującą bardzo dziwne buty.
- Będę jeździć na łyżwach - oznajmiła dziewczyna próbując wstać.
- Na tym czymś?! - zdziwił się okularnik - Jeździć?! Przecież to nawet nie ma kółek!
Lily niezważając na jego słowa zaciągnęła go na lód i różdżką wyczarowała łyżwy.
Początki nauki niebyły łatwe, chłopak nie potrafił nawet w nich ustać a co dopiero jeździć. Dziewczyna już któryś raz pomagała mu wstać.
- Nie potrafię - stwierdził z rozczarowaniem - Nie wiem jak ty to robisz, ale to musi być jakaś magia.
- To nie żadna magia, tylko kwestia wprawy - powiedziała i zgrabnie zrobiła piruet - Dawaj, uda ci się, wierzę w siebie podwójnie.
Potter przejechał dwa metry po czym znów zderzył się z twardą i zimną powierzchnią lodu, na co jego partnerka zaczęła się śmiać.
- To wcale nie jest śmieszne! - krzyknął Rogacz na co dziewczyna zaniosła się jeszcze większym śmiechem.
Tuż obok trwała zażyta bitwa na śnieżki z podziałem na drużyny.
- Doigrałeś się, Black! - krzyknęła Vic i zaczęła obrzucać czarnowłosego dwoma rękoma jednak ten robił uniki.
- Nie będziesz atakować mojego mistrza! - wydarł się Peter i wymierzył jej śnieżką prosto w twarz.
- Kici kici Luniaczku, nigdy mnie nie trafisz... - Emily przedrzeźniała się z Remusem, który już od pięciu minut obrał ją sobie za cel ale nie mógł trafić.
- A masz! - wykrzyknął Remus i obrzucił ją śniegiem kiedy tylko na chwilę wychyliła się zza drzewa.
Posiadacz "małego futerkowego problemu" rozejrzał się w koło, lecz nikogo nie zauważył więc zatriumfował:
- Wygrałem! - i przewrócił się na bałwana lepionego przez jakiś trzecioroczniaków z Ravenclawu uderzony śnieżką przez Syriusza - Jednak nie.
Peter stwierdził, że nie zaatakuje swojego mistrza, wobec tego wygrał Syriusz.
- To teraz proponuję ciepłe kakao - zaproponowała Ari a Chloe ją poparła.
Całe grono weszło do sali i ruszyło w kierunku kuchni.
- Och Syriusz! - krzyknęła Dorcas, która właśnie ich dogoniła i oparła się o ramię chłopaka.
Dalej szli w milczeniu, a gdy przekroczyli próg kuchni zostali otoczeni przez skrzaty domowe.
- Może surówkę?
- A może naleśniki?
- Czy wielmożni państwo mają ochotę na sok dyniowy?
Stworzonka przekrzykiwały się nawzajem.
- Mamy ochotę tylko na ciepłe kakao! - Peter przekrzyknął skrzaty, a te natychmiast uciekły i zaczęły przygotowywać napój. Glizdek był pewnie częstym gościem w kuchni.
Po rozgrzaniu się cała ekipa ruszyła do wierzy Gryffindoru, a bynajmniej chcieli tak zrobić, ale zanim dotarli na miejsce Emi spojrzała na zegarek.
- Już 18:30! Dumbledore prosił nas abyśmy byli na kolacji piętnaście minut wcześniej! - wykrzyknęła i rozejrzała się po zebranych - Nie ma Remusa.
- Wyluzuj blondyno, Remmy mówił gdy wychodziliśmy z kuchni, że musi już iść - powiedział Potter łapiąc ją za włosy.
- James! - wykrzyknęła Evans.
- Ale ruda jest tylko jedna - uśmiechnął się beztrosko i pocałował ją w usta.
Ruszyli w dół schodów. Oczywiście Glizdogon obżerający się ciastkami, które zwinął z kuchni wpadł w jeden z znikających stopni, w konsekwencji czego prawie nie stracił wszystkich ciastek, które wypadły mu z kieszeni i wylądowały na czwartym piętrze.
Gdy dotarli do Wielkiej Sali Dumbledore właśnie rozpoczynał przemowę i przywitał spóźnionych słowami:
- O, panny Shey, Meadowes, Fox, Wolf, Russo i Evans raczyły się zjawić i to w towarzystwie pięknych chłopców z Gryffindoru: pana Blacka, Pettigrewa i Pottera - puścił do nich oczko - Wszyscy są? To możemy zaczynać!
Czarna i Ruda w towarzystwie chłopaków usiadły przy stole Gryffindoru, a reszta przy stole Slytherinu. Emi zauważyła Elizabeth siedzącą przy małym stoliku w towarzystwie Jeydona i Remusa. Dopiero pomyślała o tym, że Eli gdzieś zniknęła! Wiedziała, że czegoś jej brakowało ale nie wiedziała czego.
Wszyscy skupili się na słowach dyrektora:
- Wiem, że przez ostatnie tygodnie mieliście 'luz', jak wy to mówicie, a teraz zbliżają się święta, a mianowicie już dwa tygodnie... - większość uczniów na to wspomnienie odpłynęło z marzeniami - ale czas już na przywrócenie was i całej szkoły do porządku. Jak wiecie, Lord Voldemort, czyli Sami-Wiecie-Kto lub Czarny Pan powraca i zbiera młodych ludzi jako swoich zwolenników. Nie dajcie mu się, możecie być kim tylko chcecie ale musicie się przeciwstawić. Tu w szkole nic wam nie grozi, ale poza murami tej szkoły Śmierciożercy czają się na każdym kroku. Pamiętajcie o tym, bo kilku z was miało już okazję zmierzyć się z nie tyle tym potężnym czarodziejem co z jego poplecznikami - popatrzył współczująco na spóźnione grono - A teraz może coś milszego... A mianowicie Turniej Trójmagiczny odbywający się w naszej szkole. Uczennice z Beauxbatons i uczniowie z Instytutu Durmstrang zostali z nami aby kibicować swoim reprezentantom ale Igor Karkarow niestety musiał wracać do swoich podopiecznych. No dobrze, więc chyba nadszedł czas ujawnić wam czas, miejsce i treść pierwszego zadania Turnieju Trójmagicznego! Nasi reprezentanci w składzie: Remus Lupin - Hogwart, Jeydon Wale - Durmstrang, Elizabeth Thomas - Beauxbatons już w następną sobotę wejdą do labiryntu w którym sposób wyjścia jest tylko jeden: spotkać swojego współpracownika. A oto współpracownicy w składzie: Severus Snape, Victorie Russo i Emily Fox. Myślicie że to tylko tyle? Labirynt będzie usiany magicznymi pułapkami z każdej dziedziny. Jeśli jakaś osoba nie poradzi sobie z zadaniem które napotka po drodze to będzie musiała zacząć szukać innego przejścia lub zostać w tamtym miejscu i poczekać aż jej partner ją znajdzie. Jak wspomniałem zadanie za tydzień w sobotę o godzinie 13:30 chcę widzieć wszystkich na boisku do Quidditcha. A, i jeszcze jedno, a właściwie dwa. Odbędzie się Bal Bożonarodzeniowy, 22 grudnia, więc proszę wszystkich o przybycie i najlepiej o znalezienie sobie partnera czy partnerki. Obowiązuje strój wieczorowy czarodzieja, a panie mogą ubrać się w co chcą, byle nie były to te dziwne bluzeczki odsłaniające brzuch czy takie naprawdę fajne skarpetki (Vic, te fajne skarpetki :') ~od autorki). Strój ma być estetyczny i nie pozwalam na jakieś mini czy coś... Znaczy się, to profesor McGonagall nie pozwala, uważam, że jest zbyt surowa, też się ze mną zgadzacie? No dobrze, już późna godzina a wy jesteście głodni więc jedźcie, a wszystkich zainteresowanych tym co mam do powiedzenia zachęcam do zostania na Sali po posiłku. Dziękuję - rozległy się brawa a stary Dumbi podszedł do stołu, usiadł na swoim miejscu i jakby nigdy nic zaczął pałaszować nogę kurczaka.
Emily złapała kontakt wzrokowy z Elizabeth i poczuła dziwne uczucie, jakby zawiązywał się jej żołądek. Zupełnie o tym zapomniała i żyła sobie jakby nigdy nic... A nigdy nie wiadomo co za stworzenia spotka w labiryncie, czy jej nie zabiją, nie rozszarpią.
Chloe widząc chyba strach w oczach Emi przytuliła ją i powiedziała:
- Wszystko będzie dobrze, stary Dumbek to rozsądny człowiek mimo iż takiego nie przypomina.
Po kolacji zostali tylko: dwoje Krukonów, trzy Puchonki, Emi, Vic, Chloe i Ari czyli cztery Ślizgonki, Smarkerus i jego dziewczyna, czyli osób ze Slytherinu było aż sześć. I tyle samo osób z Gryffindoru w składzie: czwórka Huncwotów, Lily i Dor.
- Witajcie szanowni państwo. Oto co chciałem jeszcze ogłosić, a tyczyć się to będzie samego Lorda Voldemorta. Szukam osób chętnych, prawdomównych, uczciwych i wiernych do stowarzyszenia zwanego Gwardią Fawkesa, od mojego kochanego feniksa, która będzie zajmowała się walką z Sami-Wiecie-Kim. Jeśli ktoś będzie pewny, że chce narażać swoje życie dla dobra narodu to niech zgłosi się do mnie.
Oczy Jamesa niebezpiecznie zabłysły a gdy Krukoni, Puchoni i Severus ze swoją towarzyszką wyszli odrazu odrzekł:
- James Potter, Syriusz Black, Peter Pettigrew, Remus Lupin, Dorcas Meadowes, Emily Fox, Victorie Russo, Chloe Ann Wolf i Ariana Shey zgłaszają swoją gotowość do walki z najpotężniejszym czarnoksiężnikiem świata! - Lily odchrząknęła - No i Lily Evans, moja dziewczyna także.
***

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

sobota, 12 września 2015

Rozdział XX - Nareszcie zima

Jest!!
Rozdział, właśnie napisany, czeka na przeczytanie :D
Wiem, że ten początek jest okropny, ale trzeba się było rozkręcić i poukładać to co się zdarzyło :)
Rozdział długi, sama jestem w szoku, 1765 słów, 10460 znów xD
Miłego czytania :*
Najlepszego Vic :D
A to co ci obiecałam jeszcze będzie w następnym rozdziale bo ten jest już zbyt nafaszerowany :P

***
Cała 'ekipa' została w domu państwa Fox. Wliczają się do niej: Emily, Ariana, Chloe, Vic, Syriusz, Remus, James, a do tego sprowadzono Susan.
- Czyli.... Snape jest Śmierciożercą, tak? - zapytała po raz kolejny Andromena Tonks.
- Tak - znów potwierdził James - I Lucjusz Malfoy też.
Powtarzali tę rozmowę w dzień w dzień aby dowiedzieć się czegoś więcej, ale na razie stali w martwym punkcie.
- Voldemort rośnie w siłę... Teraz nawet w Hogwarcie nie jest bezpiecznie - powiedziała McGonagall a wszyscy spojrzeli na nią dziwnie - No bo są tam Śmierciożercy! Pomyślcie trochę!
- Hogwart to najbezpieczniejsze miejsce w Hogwarcie, cholibka! - odezwał się Hagrid, który siedział za drzwiami.
***
Przez dwa następne tygodnie było spokojnie. Wszyscy powrócili do Hogwartu i starali się zapomnieć. Ale się nie dało.
Rany Remusa wciąż lekko krwawiły i chodzenie było dla niego trudnością.
Z Syriuszem było podobnie. Lekko utykał na prawą nogę.
Wszyscy trzymali się z dala od Snape'a i Lucjusza.
Jamesa wciąż gryzło to, kim była osoba o znajomej sylwetce.
***
Nadszedł grudzień *chyba... straciłam rachubę czasu xDD ~od autorki*.
Pewnego poranka Emi jeszcze spała ale nagle poczuła chłód na policzku.
Podniosła głowę i rozejrzała się w koło. Zobaczyła Victorie przy oknie. W ręku trzymała coś białego... Śnieg. Ale Fox pomyślała o tym zapóźno.
- Wstawaj leniu! - rzuciła śnieżką w dziewczynę - Wiesz co dzisiaj jest?
Blondynka rzuciła okiem na kalendarz.
- Mikołajki! - uśmiechnęła się szeroko i też podeszła do okna - To co, budzimy resztę?
Vic przez moment z twarzy spełzł uśmiech ale po chwili znów promieniała radością.
- Jasne!
Chloe spała twardo i dziewczyny musiały zaatakować w tym samym momencie aby ją obudzić. Po pierwszym udanym ataku pisnęła, ale przed następnym zakryła się poduszką.
Natomiast Ari w reakcji na zetchnięcie się ze śniegiem spadła z łóżka.
- Co się dzieje.... - wymruczała po cichu - Sam-Wiesz-Kto atakuje?
Wszystkie dziewczyny się roześmiały.
- Nie głuptasku, spadł śnieg - powiedziała Ann, ręką zebrała z Ziemi śnieżkę która była skierowana w nią i rzuciła w rudą.
Rozpoczęła się prawdziwa bitwa na śnieżki.
Po upływie pół godziny zabrakło śniegu, a wszystko w pokoju, łącznie z jego lokatorkami było mokre.
***
Lekcje były w ten dzień jeszcze bardziej przytłaczające niż zwykle.
Każde słowo profesora dłużyło się w nieskończoność, a każda uwaga Slughorna była jeszcze gorsza.
James i Syriusz leżeli na ławce i spoglądali na Mapę Huncwotów.
- Nie wytrzymam tu dłużej - powiedział Rogacz i spojrzał przez okno - Spójrz na ten piękny śnieg... - westchnął i spojrzał na Łapę - Czy myślisz o tym co ja?
Black włożył rękę do kieszeni w poszukiwaniu fasolki wszystkich smaków o smaku wymiocin trzymanej na ostatnią godzinę.
Wyciągnął z kieszeni kilka mugolskich Krówek, breloczek z gitarą i mały przenośny kalendarzyk...
- Stary, ty wiedziałeś.... - odezwał się Potter zaglądając w kalendarz swojego najlepszego kumpla - że dzisiaj Victorie ma urodziny? - prawie wykrzyknął ostatnią część zdania.
- Cicho bądź, nie przeszkadzaj mi bo szukam.... Czekaj, co?!
- Ciszej tam, chłopcy! - skarcił ich Horacy.
- Znalazłem. Wybacz mi, ale moja była dziewczyna jest ważniejsza od dzisiejszego śniegu - powiedział poważnie Black podkreślając słowo 'dziewczyna' - Idziemy do Hogsmeade.
Bez namysłu zaczął przeżuwać fasolkę aż jego twarz nie przybrała odcieniu zieleni.
- Profesorze! - ręka okularnika powędrowała do góry - No bo, mój kolega źle się poczuł i...
W tej chwili Syriusz zwymiotował na posadzkę.
- Idź z nim do Skrzydła Szpitalnego, Potter - spojrzał na nich jeszcze raz - A... I pani Shey im pomoże, bo pan Black chyba naprawdę jest w złym stanie - znów spojrzał na Łapę, który ledwo mógł ustać na nogach.
- A pani Evans niech przyniesie mopa, i to szybko!
Cała czwórka wyszła za drzwi, a Lily chwyciła Jamesa za szatę.
- Co ty znów kombinujesz? - krzyknęła patrząc mu w oczy.
- Kochanie, to naprawdę nic takiego, Syriusz źle się poczuł, musimy już iść - powiedział wskazując na swojego zielonego kolegę - i odeszli bez słowa.
Szli korytarzem aż doszli do Pokoju Wspólnego Gryfonów.
- Tu Ari musisz chyba zaczekać. Latający dywan - odrzekł, zwracając się do Grubej Damy i wciągając kolegę przez tunel.
Ruda niezbyt przejęła się jego słowami i także przekroczyła próg tunelu i doszła za nimi aż do drzwi do dormitorium mężczyzn.
Zziajany James usiadł przed drzwiami i próbował złapać oddech.
- Czemu nie poprosiłeś abym pomogła ci go ciągnąć? - uśmiechnęła się lekko.
Weszli do dormitorium i wspólnymi siłami rzucili Blacka na łóżko.
- Masz, kumplu, pij do dna - powiedział Rogacz podając mu szklankę z eliksirem który już nie raz wyciągnął ich z opresji - Do wieczora powinno ci przejść. A teraz się prześpij. Tylko powiedz mi jeszcze co kupić twojej byłej?
- Kwiaty - wymruczał zasypiający Łapa - I czekoladki. A jeśli nie wydobrzeję to powiedz jej, że ją kocham...
- Ogarnij się, Black - powiedziała Shey po czym walnęła go w policzek z całych sił - Masz już dziewczynę, nie będziesz mi tu zarywać do innej.
Ari i Potter wyszli z pokoju.
- No to co kombinujecie?
***
- Czemu nikt mi nie powiedział, że Vic ma urodziny? - złościła się Ari - Idę z tobą do Hogsmeade, żeby nie było. Tylko poczekajmy chwilę na przerwę, muszę zgarnąć dziewczyny, może uda im się coś w tajemnicy zorganizować... A tak w ogóle zauważyłeś, że dzisiaj na lekcjach nie było Smarka?
- Wiesz co... Faktycznie masz rację... A co mogę jej kupić?
- Ty jako ty, czy ty jako Syriusz?
- Ja jako ja, to chyba logiczne.
- Nie, James, to wcale nie jest logiczne - oznajmiła Ari - No to ty jako ty możesz jej dać... Książkę?
Piętnaście minut później Rogacz wyszedł już z zakupionym przez siebie prezentem.
- Słuchaj, co ty na to, czy możemy... Y, no... Lupin by się zgodził dołożyć się nam do prezentu?
- Pewnie tak. A co?
- Nie, nic... Idź może do Miodowego Królestwa i kup jakieś słodycze na imprezę... I może skołuj coś innego co urwie was z lekcji, bo to na dłuższą metę nie wypali.
Ruda przez chwilę rozglądała się za sklepem którego szukała, ale nietrwało to długo.
Zewnętrzny wygląd sklepu był oszołamiający, a te cudeńka na wystawie... Ale niestety były dla nich zbyt drogie. Przekroczyła próg sklepu i zaczęła wdychać zapach drewna. Nie było tu za dużo ludzi, bo zima to raczej nie sezon na Quidditcha, ale w tu chyba i tak zawsze był ruch, bo ludzie chcieli chociaż popatrzeć na te cudne miotły.
- Dzień dobry - Shey podeszła do kasy - Czy znajdę tu jakąś miotłę w cenie nie większej niż 150 galeonów? - uśmiechnęła się miło.
- Mamy Zmiatacza 70 w cenie 100 galeonów, ale raczej nie polecam, podobno często zbacza z kursu... Jest także Nimbus 1000 w cenie 135 galeonów i 50 knutów, opinie są o nim różne... A jeśli miotła ma służyć czarodziejowi długie lata to zdecydowanie polecam Oriona 450 - podszedł do wystawy - To jeden z najnowszych modeli, ale naprawdę opłaca się go kupić. Cena to 151 galeonów i 44 knuty. Ale naprawdę warto - sprzedawca uśmiechnął się dobitnie.
- Dobrze, kupuję... Tylko niech pan tu poczeka, bo mam tylko 150 galeonów muszę pożyczyć resztę i zaraz wrócę...
Potter zgodził się pożyczyć pieniądze i teraz szli tunelem spowrotem do Hogwartu.
Ari już miała otwierać przejście ale chłopak ją zatrzymał.
- Przysięgam uroczyście że knuję coś niedobrego - zerknął na mapę - Możemy iść.
***
- Świetnie się spisałyście! - powiedziała Ari wchodząc do dormitorium.
- Kupiłaś ten prezent? - spytała się Emi.
- Chciałaś kupić prezent ale nie powiedziałaś nam co kupujesz więc szybko, pokazuj! - krzyczała Chloe.
Wtedy do środka wszedł Black niosąc pięknego Oriona 450, jednego z najnowszych modeli mioteł i ponoć jak narazie najszybszego.
- Łał! - wszyscy zebrani obeszli miotłę do okoła - Ile to kosztowało?
- No... 151 galeonów i 44 knuty ale naprawdę było warto przekroczyć zebraną przezemnie ilość pieniędzy i prosić Pottera o drobną pożyczkę... - A tak w ogóle to gdzie Victorie?
- Zauważyliśmy, że dzisiaj na lekcjach nie było Smarkerusa więc wysłaliśmy ją aby to sprawdziła.
***
- Wiecie co?! - do pokoju wpadła Vic a całe towarzystwo wypchnęło ją za drzwi.
- No co?!
- Ten, no bo ta Katherine, ta co jest na naszym roku, to ona ma urodziny i Severus planował jej imprezę urodzinową no i...
- Choć Vic, może zaprosimy ich do siebie, będzie im raźniej a my skorzystamy z imprezy? - zaproponowała Ann i pociągnęła Russo korytarzem puszczając oczko do reszty i dając im czas na ostatnie przygotowania.
Kiedy dziewczyny tylko zeszły po schodach Black zaczął narzekać.
- Jestem już spułkany, nie mam ani knuta, nie mam na prezent dla tej drugiej, wszystko poszło na ognistą...
- Myślę, że wystarczającym prezentem dla niej będzie samo to że ją zaprosiliśmy.
***
- Trzy, dwa, jeden... Niespodzianka! - wykrzyknęli wszyscy chórem kiedy dwie jubilatki weszły do dormitorium.
- Kath, siadaj - Syriusz z grzecznością wskazał jej najlepsze miejsce.
- Wybacz Kath, ale nie mamy dla ciebie prezentów, bo nikt z nas się nie spodziewał że masz urodziny ale mam nadzieję że się nie obrazisz - podeszła do niej Emily i się uśmiechnęła.
- Nie, nic się nie stało... - powiedziała dziewczyna i rzuciła się wszystkim na szyję.
- Ej, bo jeszcze będę zazdrosny - wymruczał Severus patrząc jak jego dziewczyna przytula Huncwotów.
- Teraz prezenty! - wrzasnęła szczęśliwa Vic i opadła na wyczarowaną kanapę.
Victorie odpakowała prezent od Jamesa. To dziwne, żeby James dał komuś książkę, ale to właśnie zrobił.
- Och James, już mnie przestraszyłeś, że coś z tobą źle! - tak zareagowała jubilatka po przeczytaniu tytułu książki. A brzmiał on: "Jak poderwać gracza Quidditcha na 1001 sposobów"
Wszyscy zaczęli się śmiać, a Lily Evans uderzyła go lekko w policzek mówiąc:
- Ty graczu w Quidditcha, ja jedna ci nie wystarczę, chcesz podrywać także Victorie?
Poźniej Kath i Russo zostały obsypane cukierkami i przyszedł czas na główny punkt programu.
- Dam da da dam - Syriusz robił odgłosy w tle.
Do sali weszły dziewczyny niosąc główny prezent oraz małą babeczkę ze świeczką.
- Najlepszego, Vic! - powiedziały dając jej odpakować tajemniczy prezent.
Dziewczyna nie domyślała się co to mogło być i była ogromnie zaskoczona. Wyściskała wszystkich z całej siły i stwierdziła, że to są najlepsze urodziny w jej życiu.
- No to teraz życzenie! - krzyknęła Emi.
Victorie i Kath zdmuchnęły świeczkę.
- Co sobie zażyczyłaś? - zapytała Kath  po cichu.
- Żebyśmy poszli trochę poszaleć na śniegu...
- Bitwa na śnieżki! - wykrzyknęła Kath i wszyscy zbiegli na Błonia.
Syriusz nie żałował, że wydał pieniądze na Ognistą Whisky, bo była bardzo potrzebna aby się rozgrzać po śnieżkowej bitwie...
***

 Ps.: Jubileusz! To już 20 rozdział :D Hm, jeśli chodzi o treść rozdziału to x3 świętujemy xDD

Obserwatorzy