sobota, 31 października 2015

Rozdział XXV - Zmiany w ludziach

Znając szczęście, bal został przerwany, w najlepszym momencie… Kath, jak już cię kiedyś znajdę, to cię zabiję. Przyrzekam. Zaskutkowało to oczywiście tym, że teraz Dumbledore i inni nauczyciele obradują, a nam każą siedzieć w Pokoju Wspólnym… Pięknie! Na dodatek, jakby tego było mało Ślizgoni siedzą u siebie, Krukoni są w swojej komnacie, Puchoni siedzą zlęknieni gdzieś w okolicach kuchni… A Gryfoni naprawdę nie są na tyle głupi, aby teraz skradać się po zamku i uprzykrzać życie innym. Nawet Huncwoci.
Eli siedziała opierając głowę o fotel w którym siedziałam. Oczy miała zamknięte, makijaż rozmazany… Prawie spała… Cóż jej się dziwić, jest już dużo po drugiej, czekamy tu ponad 1,5 godziny… Sama bym się przespała, ale jednak ten natłok myśli… Choć w sumie to nie wiem czemu nie mogę zasnąć. Próbowałam czytać książkę, rysować ale nie mogę się na niczym skupić, bo moje myśli wędrują do…
- Eli – wyszeptałam po cichu w razie czego biorąc pod uwagę opcję, że może spać. Uniosła jednak głowę, a w jej smutnych, zrozpaczonych oczach pojawiły się iskierki radości – Mam dość tego wszystkiego, tego czekania… To straszne – powoli i ostrożnie podniosłam się z fotela, w którym oprócz mnie przebywały również śpiące Chloe i Ariana – Chodź do dormitorium, może tam będzie spokojniej… - Francuzka pokręciła głową.
- Nie chcę zostawać sama, Emi. Wolę zostać tu i czuwać wśród innych – uśmiechnęła się smutno po czym znów oparła głowę o kanapę i zamknęła oczy, a ja znów zostałam sama ze swoimi myślami… Po raz kolejny. Za dużo tej samotności. A skoro i tak już zeszłam z kanapy, i nie miałam szans wcisnąć się na nią od nowa z powodu dziewczyn, które teraz zajęły przez sen także moje miejsce… Czemuż by nie poszukać reszty? Z mojej paczki zostały mi jeszcze do odszukania Susan, która pewnie spędza czas z Carolem, więc szukanie jej nie ma sensu, Vic i Kath… Co ja najlepszego wyrabiam! Miałam o niej nie myśleć! Przestać się tym zadręczać! Tylko… Czy to możliwe? Tak nagle wyrzucić ją z mojego życia… Muszę porozmawiać o tym z Victorie, gdy tylko ją znajdę.
Zaczęłam przeciskać się przez tłum Ślizgonów, przechodząc nad ciałami leżącymi na podłodze.... Śpiącymi oczywiście. Tak, na pewno ją znajdę, przecież jest taka wyróżniająca się... Nagle poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię i wrzasnęłam
- Cicho siedź, Fox - skarcił mnie Syriusz uśmiechając się. Za nim stała reszta Huncwotów - Gdzie Ari?
- Śpi w fotelu obok kominka - już miał zamiar tam iść ale ostrzegłam go - Ale nie lubi jak się jej budzi, więc jeśli nie chcesz zacząć już się szykować na swój pogrzeb to dobrze radzę, nie budź jej.
Ku mojemu zaskoczeniu posłuchał. Spojrzałam na twarze zebranych. Remus patrzył na mnie z wyraźną ulgą, Peter był w szoku, a James... Był przygnębiony, bardzo. Spróbowałam go pocieszyć.
- James, Syriusz... Myślę jednak, że dziewczyny nie pogniewają się na was jeśli je obudzicie i trochę z nimi pobędziecie... Ja i Remus poszukamy reszty dziewczyn, czyli tak w sumie to tylko Victorie, a Peter... Jesteś Gryfonem, a ponadto Huncwotem, więc chyba mały wypad do kuchni nie zrobi ci problemu, prawda? - myślami czułam, że Pettigrew jest dalej przy słowie kuchnia, więc nie oczekiwałam odpowiedzi. Wszyscy powoli pokiwali głowami i odeszli w swoją stronę. Zostałam tylko ja i Lupin.
- Remmy, co ugryzło Jamesa? Zaczynam się o niego martwić...
- To dosyć skomplikowane, choć można też odpowiedzieć jednym słowem: Lily - i nagle wszystko zaczęło nabierać sensu, ale on mówił dalej - Chyba pamiętasz tę naszą podróż w przyszłość z profesorem Dumbledore'em? - pokiwałam głową nie wiedząc dlaczego do tego nawiązuje - Była tam mowa o tym, że... Evans zginie. A on oczywiście myśli, że to właśnie ten moment, że nadszedł czas... I nie wiem, czy zauważyłaś, że nie chciał iść z Blackiem. Może nie sprawiał takiego wrażenia, ale... Według tego co widzieliśmy, pocieszała go Chloe, a Ann przypomina mu o Lily. On nie chce o niej myśleć, to chyba oczywiste. Wolał iść z nami, ale starał się tego nie okazywać. Od tych... Nawet nie wiem ile czasu minęło, ale mi się zdaje, że już kilka godzin, no... My go tu zaciągnęliśmy siłą, a tak w sumie to Syriusz go zaciągnął... Ja też się o niego martwię, Emi - dodał na koniec widząc moje spojrzenie.
Szliśmy dalej w milczeniu szukając Victorie. Nagle zaczęłam się robić senna.
- Luniek, wracajmy... Ja nie dam rady dłużej... Jestem śpiąca - powiedziałam i ziewnęłam głośno.
Przytuliłam się do niego a on pocałował mnie w czubek głowy. Wziął mnie na ręce a ja wtuliłam się w niego i zasnęłam.
~~~
- Wstawać! Jest już jedenasta! - ze snu wyrwała wszystkie dziewczyny Ari. One jednak nie miały zamiaru wstawać i wtuliły się mocniej w poduszki - Nie chcę być natrętna ani nic ale... O 11:30 musimy być gotowe, o 11:45 odjeżdżamy!
Nagle zerwały się szybko i rozpoczął się dziki wyścig do łazienki. Chloe w połowie drogi przewróciła się wpadając na miskę, Eli opóźniło sięgnięcie po ubranie, Victorie była cwańsza i wyszła wziąść prysznic w dormitorium chłopaków a Susan zaliczyła wywrotkę tuż przed drzwiami potykając się o kogoś but. Ostatecznie wygrała Emi i kiedy Sus się podniosła zatrzasnęła jej drzwi przed nosem.
- Kto pierwszy ten lepszy, Shey - skwitowała - Accio ubranie!
Elizabeth zaklnęła pod nosem, że nie pomyślała o zaklęciu accio.
- Moim zdaniem... - odezwała się Susan - powinniśmy wchodzić do łazienki według tego wyścigu, więc ja idę po Emi. Pośpiesz się! - to ostatnie powiedziała w kierunku drzwi łazienki.
Po Susan była Chloe, a po Ann Elizabeth.
- Accio grzebień, accio podręcznik - mruczała pod nosem Wolf podczas pakowania.
- Ann, nie żeby coś, ale... Bierzesz podręcznik? Na Merlina ci on! - wykrzyknęła Ariana rzucając najbliżej leżącą książkę w kąt.
Nagle na łóżko wleciała sowa. Trzymała tylko jedną kopertę zaadresowaną do wszystkich dziewcząt. Ruda rozerwała powoli kopertę.

Hej dziewczyny, 
Przepraszam bardzo za wczoraj, możliwe, że narobiłam wam kłopotu. 
Ale wcale nie chciałam, przysięgam. 
Jesteście pewnie na mnie złe, boicie się mnie. Nie możecie uwierzyć, że dzieliłyście dormitorium ze... Śmierciożerczynią. 
Teraz nie mam gdzie wrócić a Severus... Pewnie jest na mnie zły, ma ochotę mnie zabić. 
Sama jestem zła i doskonale was rozumiem. 
Miłej przerwy Bożonarodzeniowej,
Jeszcze raz przepraszam za zepsucie balu...
Kath 

Siedziały w milczeniu aż Emily nie sięgnęła po list i nie zgniotła go w kulkę. Dźwięk gnieconego papieru otrzeźwił umysły pozostałych

Kath, 
Nieobchodzi nas to, co robisz teraz. Chcemy zapomnieć. Nie o tym co zrobiłaś, lecz ogółem o tobie. Nie obchodzi nas Smarkerus. Byłaś nie uczuciwa. Na Merlina, oszukałaś nas!
To koniec.
Życzymy miłego dnia 

Ann powoli przywiązała do nóżki sowy list i w tym momencie wpadł James i reszta Huncwotów. 
- Odjazd za 5 minut! Ze stacji Hogwart odjeżdża Hogwart Express! 
Na to Ari rzuciła okiem na zegarek i pisnęła. Chłopcy wcale się nie mylili. Za pięć minut odjeżdżają powozy, za 20 minut znajdą się w pociągu. 
James błyskawicznie rzucił się w stronę walizki Chloe i zaczął na siłę upychać do niej wszystkie leżące w koło przedmioty. Syriusz pomógł rudej, a Peter Victorie. Lupin zaś podszedł do blondynki.
- Jak ci się spało? - zapytał siadając na skraju pościelonego łóżka. 
- A dobrze, a tobie? - uśmiechnęła się pogodnie Fox i włożyła na siebie niebieski sweter. 
- Doskonale - wyszczerzył zęby - pomóc ci nieść walizkę? A zresztą, co ja się pytam, nawet jak się nie zgodzisz to i tak ci pomogę! 
Roześmiali się, a ona nieświadomie złapała go za rękę. 
- My już pójdziemy! W razie czego powiadomimy McGonagall i Slughorna, że kilku uczniów i kilka uczennic potrzebuje więcej czasu! - krzyknął Remus i wyciągnął Emi oraz walizki za drzwi. 
Mruknął coś pod nosem, walizki się zmniejszyły a on włożył je do kieszeni.
- Raczej nie zdążymy w dwie minuty dojść na miejsce. Zawsze możnaby spróbować teleportacji, gdyby nie to, że w szkole to niestety niemożliwe.
- Można też polegać na mugolskich sposobach - powiedział Remus gdy doszli do schodów, osiadł na poręczy i zjechał na dół - Chyba, że wolisz nigdzie nie jechać.
Emi zrobiła to samo co on i sekundę przed czasem wpadli na Błonia. 
- Lupin, Fox, nie spodziewałabym się po was spóźnienia - skarciła ich Minerwa. Widząc jak Lunatyk chce otworzyć usta dodała - To jaką teraz mają wymówkę?
- Pomagają pięknym dziewczętom w pakowaniu się. 
- Ach, tak... Tym razem powóz nie dowiezie ich na czas, niestety kobiety mają wygórowane wymagania - mruknęła - użyjemy teleportacji.
Po jedenastu minutach czekania, cała siódemka wybiegła przed Hogwart. 
- Chwyćcie się mnie za ramię.... Nie ma co się martwić, prawda, to trochę nieprzyjemne uczucie, ale bardzo przydatna umiejętność - powiedziała opiekunka Gryffindoru. 
- Trochę?! - wykrzyknęła Emi gdy weszli do wolnego przedziału - To ma być trochę nieprzyjemne?! Nawet nie podejdę do egzaminu z teleportacji!
- Nie rozpaczaj, w świecie czarodziejów nie poradzisz sobie bez teleportacji - mruknął James - Zrozum nie wszędzie można używać proszku Fiuu.
Ari z Syriuszem usiedli przy oknie i pogrążyli się w rozmowie kiedy reszta zaczęła ustawiać bagaże i zajmować miejsca. Nagle z przedziału wybiegła Vic.
- A tej co? - zapytał Lunatyk blondynki przysiadając się do niej i wyciągając książkę.
- Pewnie o czymś sobie przypomniała - odpowiedziała i rozejrzała się po pozostałych - Zupełnie jak za starych dobrych czasów... Chciałabym to przeżyć jeszcze raz...
- A kto nam zabroni powtórzyć historię? - uśmiechnął się Black i wyczarował butelkę.
- Czyli gramy w butelkę! Panowie i panie, sowy, koty i ropuchy... Zapraszam na środek! - krzyknął Rogacz wyrywając butelkę Łapie - Tym razem to ja zaczynam!
Obrócił butelką a ta wskazała Syriusza.
- Role się odwróciły, Syri! No to... Prawda czy wyzwanie?
- Wyzwanie - zdecydował prawie od razu czarnowłosy Gryfon.
- Idź i pocałuj pierwszą dziewczynę, którą spotkasz na korytarzu.
- Myślałem, że to będzie coś trudniejszego! Przecież wszyscy mnie kochają, to będzie dla niej tylko przyjemność...
Ari spiorunowała go wzrokiem.
- Nie złość się kochanie, to tylko jeden głupi pocałunek, jeden głupi pomysł tego kretyna... - od razu pożałował tych słów po zawisł w powietrzu do góry nogami - James! Ściągnij mnie stąd!
Chłopakowi udało się zaliczyć wyzwanie bez złości swojej dziewczyny i teraz on zakręcił butelką.
- Butelka wskazuje na Ann, a butelką nigdy się nie myli, więc Chloe...
- Prawda - odpowiedziała momentalnie.
- Nie przerywaj mi, Wolf, ja tak bardzo chciałem dokończyć to pytanie! Więc prawda czy wyzwanie? A z racji tego, że już udzieliłaś mi pozwolenia na zadawanie pytań, to mam tu pewną długą listę dotyczącą ciebie i Jamesa... - powiedział wyciągając pergamin.
- Ani mi się waż, Black. Jesteś przebiegły... Aż dziw, że tiara na przydzieliła cię tam gdzie reszta twojego rodu - odparł Potter.
- Pamiętaj, tiara nigdy się nie myli - odparował jego rozmówca.
- Cisza! Zadawaj pytanie, Łapo - powiedział Remus a widząc uśmiech na twarzy Syriusza dodał - Ale tylko jedno.
- No to trudny wybór... Czy lubisz te jego popisywanie się przed ludźmi i to "jestem najlepszy, patrzcie i podziwiajcie mnie"?
James także spojrzał na dziewczynę ciekawy odpowiedzi.
- Nie - później butelka wskazała osobę siedzącą obok Emi.
- Lupin... Co teraz czytasz?
Wszyscy zebrani roześmiali się gdy przypomnieli sobie tą samą sytuację przy pierwszym spotkaniu

Wilczek zakręciła butelką jeszcze raz, a ta wskazała Lupina, który do tej pory siedział cicho. Pytanie wypowiedziane było cicho. Bardzo cicho... a brzmiało ono:
- Co teraz czytasz?
Wszyscy wybuchnęli głośnym i nieopanowanym śmiechem. Remus dopiero teraz oderwał się od książki i patrzył na wszystkich dziwnym wzrokiem. Zapytał się tylko:
- O co chodzi...?
Wtedy wszyscy zgodnie krzyknęli: "Co teraz czytasz?!" A chłopak stwierdził, że nie będzie brał w tym udziału więc tylko pokazał okładkę książki.

Nagle do przedziału weszła Vic i cała atmosfera wspominania się zepsuła. Całowała się ona bowiem ze swoim chłopakiem.
- Yyyy... Cześć Kaspian - mruknęła Em podnosząc się z podłogi i siadając na swoim miejscu. Pozostali zrobili to samo i nastała nie zręczna cisza.
- Gdzie jest tak w ogóle Elizabeth? - zapytała po chwili i stwierdziła - Pójdę z Lunatykiem jej poszukać.
Gdy wszyscy już byli Fox zabrała głos:
- Moja rodzina wpadła na pomysł, że może wszyscy wraz z rodzinami - w tym momencie spojrzała na Kaspiana dając mu do zrozumienia, że wszyscy to nie on - wpadniecie do nas na święta. Byłoby nam bardzo miło.
Wszyscy entuzjastycznie pokiwali głowami i reszta drogi upłynęła na planowaniu, spaniu i jedzeniu.
- Do zobaczenia za jutro! - wykrzyknęli gdy znaleźli się na stacji Kings Cross i przytulili się serdecznie. To właśnie jest przyjaźń.

wtorek, 13 października 2015

Rozdział XXIV - Listy i bal

Ech, zacznę od przeprosin. Miał być do wczoraj, jest dzisiaj, ale za to dłuższy niż było przewidywane. Wczoraj chciałam kończyć rozdział, ale kułam na kartkówkę z biologii... Której oczywiście nie było ;-; Zmarnowałam tylko czas ;-; 
Jest dłuższy niż trzy strony w Libre Office, myślę, że pokrywa się to ze stronami Worda, a bynajmniej na to liczę... Och, zakochałam się we fragmencie o Ari i Syriuszu <3 Uwielbiam ten fragment <3
Wczoraj zaczęłam a dzisiaj skończyłam czytać "Zostań, jeśli kochasz"... Podziwiam wyobraźnię autorki, strzępy mózgu wyleciały podczas wypadku... Trochę to przerażające xD
Przypominam o zasadzie CZYTASZ = KOMENTUJESZ!
A i jeszcze coś ważnego: nie ważne, czy chcesz wylać na mnie falę hejtu, czy nie masz o tym zdania lub nie masz czasu na komentarz, dla mnie wystarczy zwykła kropka, po prostu chcę wiedzieć, że czytacie.
Poprzedni rozdział ma prawie 200 wyświetleń 2 komentarze + jedną osobę, której opinię dostałam na privie bo nie mogła skomentować. Naprawdę, tak trudno się pofatygować?
Miłego czytania, czekam na komentarze.

***
Emily, Victorie, Elizabeth, Ariana, Susan i Chloe siedziały właśnie w dormitorium i od godziny przygotowywały się do balu, choć tak właściwie nie zrobiły jeszcze nic.
- Tak właściwie to z kim idziecie na bal? - zapytała Vic od niechcenia.
- Wczoraj siedziałam w pokoju wspólnym z Remusem i tak jakoś mnie zaprosił… - odpowiedziała Fox czerwieniąc się na myśl o chłopaku.
- Z Carolem – odparła Susan.
No tak, to było do przewidzenia. Carol to chłopak blondynki, jest ze Slytherinu. Zarozumiały i zadumany w sobie.
- Tak w sumie to z nikim – stwierdziła Eli.
- No co ty, jesteś przecież taka ładna! - krzyknęła Emi – Lupin powinien cię zaprosić zamiast mnie.
- Em, wszystkie dobrze wiemy, że Luniaczek jest tobie przeznaczony, więc… A co do moich planów to tego wieczoru Black organizuje podwójną randkę – powiedziała Ari – i tak się składa, że jestem jedną z jego dwóch wybranek.
- No James mnie zaprosił i postanowiłam dać mu szansę, ale ostatnią.
Wszystkie spojrzenia skierowały się w stronę Russo.
- Z nikim – uśmiechnęła się krzywo – Chyba żadna z nas nie ma zamiaru zejść dziś na obiad? - wszystkie pokręciły głowami – W takim razie ja chyba pójdę po jakąś przekąskę do kuchni.
Dziewczyna szła w kierunku kuchni gdy nagle minęła się z tym blondynem, który wczoraj siedział obok niej w skrzydle szpitalnym.
Chłopak ją zauważył i chwycił ją za rękę aby się zatrzymała.
- Witaj Victorie… Zastanawiam się… Czy chciałabyś iść ze mną na Bal Bożonarodzeniowy?
- Tak w sumie to czemu nie? Pomińmy fakt, że wcale cię nie znam. Do zobaczenia przed Wielką Salą pół godziny przed balem. Mam nadzieję, że jesteś punktualny.
Po tych słowach odeszła w kierunku lochów Ślizgonów.
- Przyniosłaś coś do jedzenia? - zapytała ruda czesząc swoje włosy – A tak w ogóle, to zaraz przyjdzie tu Kath, bo ma dość dziewczyn ze swojego dormitorium i twierdzi, że jesteśmy sympatyczniejsze.
- To się jeszcze okaże – stwierdziła Sus – Przyniosłaś to jedzenie czy nie? - spojrzała na Vic z pogardą.
Ta tylko pokręciła głową i rzuciła się na łóżko. Jakby ten dureń nie mógł zaproponować jej tego wczoraj… Nie ma nawet porządnej sukni, ani nie wie jak upnie włosy, jakie buty założy…
- Halo, tu ziemia! - przed oczami pomachała jej dopiero co przybyła Katherine – Chyba ktoś tu się zamyślił.
- Och, hej Kath – mruknęła dziewczyna – Myślicie, że mogłabym pożyczyć od was jakąś suknię? Niestety pewnien chłopak zaprosił mnie…
- I to ma być niestety?! - wykrzyknęła Ari.
- Niestety jest to, że zrobił to dopiero przed chwilą…
- To wszystko tłumaczy. A co tam u ciebie Kath?
- Idę sama. Ten ch… Snape mnie nie zaprosił – wyrzuciła z siebie na jednym wydechu.
- Jak to?! Co się stało?
- Idzie z tą szlamą. On idzie z Evans.
Nagle od strony okna dobiegły je zakieś hałasy. To sowa stukała dziobem w okno.

Emily Fox
Hogwart – głosiło koślawe, mało czytelne pismo

Kochana Emi!
Wiem, że zobaczymy się już jutro ale stało się coś niesamowitego! Nie chcę o tym napisać, bo chcę poznać twoją reakcję.
Do zobaczenia jutro,
Julie
PS. Dowiedziałam się od Twoich rodziców, że dzisiaj w Hogwarcie jest bal bożonarodzeniowy więc… Postanowiłam, że zrobię ci prezent, już taki w ramach świąt

Blondynka ściągnęła z nóżki śnieżnej sowy paczkę i rozerwała papier.
Jej oczom ukazała się piękna niebieska sukienka bez ramion. Skromna bez cekinów i innych takich ale za to… Julie przeszła samą siebie.
Widząc szok na twarzy przyjaciółki reszta dziewcząt zaczęła zaglądać jej przez ramię. Przez chwilę słychać było tylko pojedyncze „Och” i „Ach” aż w końcu odezwała się Ann:
- Przymierz ją, Emi!
Lisek weszła do łazienki i wyszła z niej w oszałamiająco idealnie pasującej sukni.
- Wyglądasz jak księżniczka! - pisnęła Kath.
Nagle Ari spojrzała na zegarek:
- Została nam tylko godzina!
Wszystkie zaczęły uwijać się w nieziemskim tempie.
Elizabeth założyła długą, fioletową suknię bez ramion, włosy spięła w eleganckiego koka i po dłuższym zastanawianiu się nad wyborem obuwia wybrała czarne baleriny.
Chloe ubrała beżową sukienkę. Góra była koronkowa, a od pasa była zrobiona z pomarszonego tiulu. Założyła białe szpilki a włosy zostawiła rozpuszczone, odpadające na ramiona.
Katherine miała czarną suknię, bardzo wyróżniającą się. Suknia ma zielone ozdoby na końcu i jest bardzo wielka. Ona podobnie jak Eli miała koka. 
Ariana miała włosy lekko i delikatnie upięte na czubku głowy, coś jakby kok. Suknię miała krwiście czerwoną do kolan, a jej nogi zdobiły czerwone buty na korku.
Vic miała także czarną suknię, góra była koronkowa, długie koronkowe rękawy, odsłonięte plecy w kształcie litery "V", dół sukni przypominał bardziej galową spódniczkę. Włosy miała do połowy proste, od dołu falowane. Jej buty były czarne, na koturnie.
Emily zaplotła włosy w warkocz po czym upięła go w kok. Do sukienki ubrała niebieskie baleriny.
Susan wyszła pół godziny wcześniej, twierdząc, że musi się spotkać z Carolem.
Przed wyjściem przyleciała kolejna sowa do Emily, tym razem od jej rodziców

Kochana Emi,
Dzisiaj wpadliśmy na pomysł, że może zaprosisz swoich przyjaciół i ich rodziny na święta? Chcielibyśmy ich lepiej poznać.
Myślimy, że to dobry pomysł.
Czekamy na Twoją odpowiedź,
Rodzice

Wszyscy wyszli już z pokoju ale Fox nabazgrała na szybko odpowiedź, przywiązała ją do nóżki sowy, którą najpierw nakarmiła i wyszła z pokoju martwiąc się o to, że może już być spóźniona a nie lubi się spóźniać

Kochani mamo i tato,
Zapytam się o wszystko jutro w przedziale i dam wam znać jutro, gdy się zobaczmy.
Podziękujcie Julie za prezent, pozdrówcie ją ode mnie i powiedźcie że nie mogę się doczekać
Kocham was,
Emi

Blondynka wybiegła z pokoju schodami w dół w pośpiechu i prawie wpadła na ścianę ale złapał ją jej partner. *
- Uchu, chu! Ale się rozpędziłaś…
- Dzięki, wiesz, ale sama dałabym radę.
Puścił ją a ona otrzepała swoją suknię. Przechodzący obok Syriusz trzymający za jedną rękę Ari a za drugą Dor zatrzymał się nagle. Co było do przewidzenia dostał z liścia od Meadowes, która mówiła:
- Masz już dwie piękne dziewczyny, a oglądasz się za kolejną… Black, musisz z tym skończyć!
- Dor, a czy ty potrafiłabyś ignorować idealnego faceta?
- Ignorowałam cię przez cztery lata – powiedziała i tym stwierdzeniem ucięła dyskusję.
James i Chloe już dawno wyszli z pokoju więc dwie i pół pary, czyli pięć osób wyszło w pogoni za nimi.
Severus spojrzał z pogardą na Kath, która właśnie wyszła ze swojego dormitorium, bo musiała jeszcze pójść po bransoletkę idealnie pasującą do jej stroju. Dziewczynie oczy zaszły łzami, lecz szybko je otarła, nie chciała bowiem rozmazać sobie makijażu (albo po prostu całkowicie zniszczyć swoje szanse u Snape'a)
- Idziesz do tej szlamy? - spytała i spiorunowała go wzrokiem. Była krucha, wydawała się być twardą osobą, ale w rzeczywistości była zlękniona – Zachowujesz się jak totalny kretyn. Slytherin powinien cię wydziedziczyć… Umawiać się ze szlamami! Phi!
- Nie twoja sprawa, głupia czystokrwista. Ciekawe z kim ty idziesz?
Miała już ochotę nakrzyczeń na niego, powiedzieć mu, że zrujnował wszystko, że okazał się być bezmyślny i wykorzystał ją aby przypodobać się Czarnemu Panu ale… Nie mogła. Dalej go kochała. Owszem, zachował się okrutnie ale czy dlatego ma wykreślić całą miłość, cały plan na przyszłość?
- Z tobą. Ty idziesz z nią, ale moje serce wciąż należy do ciebie. Możesz być nieobecny ciałem, ale dla mnie będziesz obecny duszą i sercem – powiedziała i uroniła pojedynczą łzę – Kocham cię, samolubny dupku. Nie zmienisz tego.
Odeszła, nie chciała płakać, a jego widok budził w niej to uczucie, chęć do płaczu.
Victorie uśmiechała się w czasie drogi do Wielkiej Sali, starała się być spokojna, ale oniemiała gdy zobaczyła tego blondyna w szacie wyjściowej.
- Hej – powiedziała o on skłonił się przed nią i odpowiedział to samo – Nie żeby coś, ale ty znasz moje imię a ja nie znam twojego… Więc, wielmożny panie, jakże pan ma na imię?
- Kastiel, szanowna panno Victorie – złapał ją za rękę – Czy zechciałaby pani towarzyszyć mi w wejściu na salę?
Skłoniła się i już chciała wejść gdy coś sobie przypomniała.
- Wielmożny Kastielu, mamy pewnien problem… Dobrze tańczysz?
- Jaka jest prawidłowa odpowiedź, tak aby szanowana panna Russo zechciała wykonać ze mną pierwszy taniec?
- Ja nie umiem tańczyć więc… - zarumieniła się lekko a on przysunął się do niej.
- Też nie umiem, jeśli nie dasz rady to zwalimy to na mój brak talentu – odpowiedział a ona czuła jego oddech przy swojej twarzy.
W pewnej chwili miała uczucie zatopić się w jego ustach ale… Nie. Ona go wcale nie zna. Dopiero dowiedziała się o tym jak ma na imię. Musi się opanować. Koniec tego dobrego. Powoli go odsunęła.
- Dobrze. Nasze wejście jest oficjalne więc przypominam… To ty ponosisz odpowiedzialność za każdy mój błąd – mrugnęła do niego.
Tuż obok nich przechodzili właśnie Syriusz z Ari i Dorcas.
- Ruda… To była trudna decyzja, ale to właśnie z tobą będzie mój pierwszy taniec – zbliżył się do niej i wziął za rękę – myślę, że masz o tym jakiekolwiek pojęcie, bo ja nie mam żadnego.
Weszli na salę, a akurat w tle leciał wolny kawałek, cała impreza miała zacząć się dopiero za dziesięć minut.
Objął ją w pasie i zaczął powoli kołysać na boki. Spojrzeli w swoje oczy, a nagle serce Ari mocniej zabiło. Objęła jego szyję i zaczęła zbliżać jego wargi do swoich. Pragnęła pocałunku. Są sobie przeznaczeni. W tej chwili istnieją tylko oni. Zaczęła rękami powoli gładzić jego policzki a on pozwolił jej wtulić się w swój tors. Zatapiał swoje dłonie w jej włosach i bawił się nimi w czasie tańca. W pewnej chwili Ariana nie mogła już wytrzymać. Pocałowała go. Długo i namiętnie. Kiedy ona chciała już przerwać pocałunek i poczuła się zawstydzona on złapał ją za głowę i znów zbliżyli się do siebie. Magiczny moment. Magicae momento. Tylko oni. Nie ma nikogo więcej. Widzą tylko siebie samych. Spełnienie snów. Nagle Ariana jako pierwsza zaczyna się otrząsać z tego wspaniałego uczucia i wciąga go do najbliższej pustej klasy.
- Kocham cię – mówi Ariana w przerwie między dalej namiętnymi pocałunkami – Zależy mi na tobie. Będę o ciebie walczyć – szepcze i delikatnie całuje go w ucho.
- Zawsze wydawałaś mi się wyjątkowa. Byłaś pierwszą zatajoną miłością. Największą przyjaciółką. A mimo to… Rozumiem to dopiero teraz – odpowiada Black i coraz mocniej tuli ją do siebie – Te wszystkie głupoty są niepotrzebne. Meadowes… Była wspaniała. Naprawdę. Teraz stała się trochę bardziej opryskliwa, a tego właśnie spodziewałem się po tobie… Zupełnie się pomyliłem. Nie poznałem się na tobie. Nie chcę stąd wyjść. Nie chcę być z Meadowes. Tylko ty. Tylko moja kochana Ariana Shey.
Zatracili się w sobie całkiem. Leżeli na podłodze wtuleni w siebie.
Tylko ty. Tylko moja kochana Ariana Shey” - te słowa znaczyły dla dziewczyny więcej niż mogłoby się wydawać.
- A nie powinienieś dać szansę Dorcas? - zapytała pocichu ruda trochę wstydząc się tym pytaniem.
- Niby czemu? Wiem, że ty mnie kochasz i ja cię kocham. Ona była tylko przynętą – pocałował ją już chyba po raz setny – Mam ciebie.
To było… Takie urocze. Po pewnym czasie Black stwierdził, że powinni iść do Pokoju Życzeń. Wziął prawie już śpiącą dziewczynę na ręce i podążał przed w stronę pomieszczenia co jakiś czas całując policzek swojej ukochanej. Po drodze minął Jamesa, widać było, że wypił już sporo ognistej. Szedł na chwiejnych nogach obok Chloe co jakiś czas zerkając na nią i wymieniając z nią krótkie pocałunki.
James, uważaj, jeśli jeszcze raz ją zranisz...” - pomyślała ruda widząc tą scenę kątem oka.
Doniósł ją i położył na łóżku. Nie potrafił myśleć o niczym innym, myślał tylko o niej. Był Gryfonem, miał prawo do swoich uczuć, ale bał się jednego… Reakcji Meadowes. Była często brutalna, wszyscy o tym wiedzieli i starali się jej nie zezłościć… On miał mieć z nią randkę i zniknął nie wiadomo gdzieś, na dodatek z inną dziewczyną… Trzeba powiedzieć “nie” zamiast znów naopowiadać jej nierealne historie. Trzeba pozbyć się lęku.
Powoli ześlizgnął się z łóżka zostawiając śpiącą dziewczynę i idąc na spotkanie z Czarną. Podczas drogi starał się jakoś ogarnąć… Ułożyć włosy, poprawić koszulę i krawat i pozbyć się emocji z twarzy. Tylko spokojnie Black, to tylko dziewczyna, rzuciłeś już wiele z nich… Czy ona robi jakąś różnicę? Nagle mijając lustro zawieszone na korytarzu zobaczył siebie, a swoich oczach strach. Ogarnij się, to tylko głupia dziewczyna…
Doszedł do wejścia do Wielkiej Sali i już tam natchnął się na Dor.
- Och, hej Dor – odezwał się z udawanym entuzjazmem jednak zmiękł widząc jej spojrzenie. Patrzała na niego z pogardą, z zimnem w oczach – Przemyślałem sobie to wszystko i… - jego głos był bliski załamianiu – Nie chcę z tobą być. Nic go ciebie nie czuję. Nie kocham cię – ostatnie zdanie wypowiedział z taką stanowczością, że w oczach dziewczyny zebrały się łzy… A bynajmniej tak by pomyślał każdy, kto jej nie znał. Była ona doskonałą aktorką – I nie udawaj, znam cię na wylot.
Miał już odejść, wrócić do Shey gdy nagle usłyszał czyjś głos, znajomy głos, pełen lęku.
Nagle ludzie się rozeszli a on zobaczył leżącą na ziemi Lily, na jej twarzy malował się lęk. Nad nią klęczał Severus i próbował… Próbował coś zrobić. Pomóc jej, czy coś… Jednak w pewnym momencie wstał i zaczął biec. Nikt nie rozumiał jego zachowania ale nagle zobaczyli uciekającą dziewczynę… A była nią Kath.
W pewnej chwili już ją złapał, ale ona… W tej chwili wszystkich zaparło dech w piersiach… Katherine była Śmieriożercą i zdradziła się na oczach całej szkoły. Skorzystała ze zdolności 'latania' Śmierciożerców…
Była ona… A co jeśli w szkole jest ich więcej?

*Huncwoci dostali hasło do Pokoju Wspólnego od dziewczyn

środa, 7 października 2015

Rozdział XXIII - W takim razie: Kto zawinił?

Znalazłam idealny moment aby przerwać więc nie mogłam się temu oprzeć. Dlatego taki krótki, przepraszam ;) Za to następny do poniedziałku i będzie miał minimum 3 strony :)
Ponadto aby pomóc wam w rozumieniu niektórych momentów i ogólnie toku mojego rozumowania dodaje w "*" wyjaśnienia pod rozdziałem :)
Tak mam ochotę na zmianę klimatu i ogólnie całego planu na resztę nadchodzących w blogu zdarzeń, że... :D Coś czuję, że niedługo zmienię koncepcję :) A to ogólnie przez takiego genialnego bloga <3
Dobra, jeszcze tylko...
Miłego czytania i pamiętać: CZYTASZ = KOMENTUJESZ!


- Albusie, ktoś zginął, tak nie można tego zostawić! - krzyknęła dyrektorka Beauxbatons
- Nie ktoś, a mój reprezentant! - wykrzyknął Igor Karkarow waląc w stół - Mój Jey zginął!
- Musi być tego jakieś logiczne wytłumaczenie... - szeptała McGonagall.
- Ktoś pewnie zastawił pułapkę czy coś... A może to Śmierciożercy? - stwierdził profesor Gładysz* - Igorze, czemu robisz taką minę? - najwyraźniej dyrektor Durmstrangu albo się zkwasił albo uśmiechnął.
- Zawsze myślisz tylko o Śmierciożercach! A może to był zwykły błąd ze strony ucznia?
- Gdyby uczeń nie był gotowy to czara by go nie wybrała! - wykrzyknęła McGonagall.
- W takim razie: Kto zawinił?
Było to oczywiście pytanie retoryczne i nikt na nie nie odpowiedział. Wykorzystując chwilę ciszy Victorie bezceremonialnie pchnęła drzwi i weszła do środka. Dyrektor Hogwartu gestem wskazał jej krzesło, które dopiero co wyczarował.
Spojrzała na obrazy wiszące na ścianach, które prowadziły zawziętą dyskusję. Na stole stała jakaś dziwna misa, na biurku Dumbledore'a siedział feniks...
Jednak z obserwacji wyrwał ją głos wspomnianej wcześniej osoby.
- Panno Russo... Jest pani na roku... - spojrzał pytająco w stronę dziewczyny.
- Piątym.
- Tak, piątym. Czyli w tym roku zdaje pani Standardowe Umiejętności Magiczne - dziewczyna spojrzała na niego pytająco - czyli SUMy. Wiem, że to pytanie może być nietypowe ale... W sumie to nawet głupie, ale co szkodzi spróbować. Czy oddawała pani już część swoich wspomnień? - spojrzał na jej zaskoczoną minę - Czyli nie... No więc będę musiał sam się o to postarać... Niech pani pomyśli o tym co pani widziała w labiryncie, skoncentruje się na tym i proszę się nie ruszać. Gotowa? - pokiwała głową.
Przez chwilę nie działo się nic szczególnego aż do momentu gdy nagle poczuła jakby unosiła się w powietrzu. Zakręciło jej się w głowie, ale pomimo tego starała się dalej koncentrować swoją uwagę na tej myśli. Spojrzała na zebranych w pomieszczeniu. Profesor Gładysz uniósł kciuk do góry i szepnął aby się trzymała. Dziewczyna była już zielona na twarzy i miała ochotę zwrócić to co zjadła dziś na kolację jednak dalej rozmyślała o tej scenie. I nagle przed oczami stanął jej Jey. Uśmiechał się do niej. Pomachał jej ręką. Zobaczyła ich pierwszą rozmowę i pomyślała o tym co teraz czeka chłopaka. Na pewno już spotkał się z Sam i teraz są razem i są szczęśliwi. W pewnym momencie poczuła, że nie chce już dalej wyobrażać sobie go stojącego z tą jego dziewczyną i upadła na ziemię.
Jedyne co słyszała to zgiełk i hałas, przed oczami mignął jej nauczyciel Obrony przed Czarną Magią a następnie odpłynęła w senny świat.
~~~
**Obudziłam się i zobaczyłam biały sufit, białe ściany... Wszystko w tym pomieszczeniu było białe. No tak, Skrzydło Szpitalne. Spojrzałam w prawo i zobaczyłam chłopaka, który nerwowo ściskał moją rękę. Ej, to moja ręka i nie masz prawa jej trzymać! W wazonie stał bukiet kwiatów... Fajnie, że dziewczyny zadbały aby to wszystko jakoś wyglądało. Jednak wróćmy do sedna sprawy: Kim jest ten chłopak obok mnie i czemu on trzyma moją dłoń! Jednak po pewnej chwili obraz się wyostrzył i zobaczyłam na ubraniu chłopaka herb Durmstrangu.Ogólnie chłopak był blondynem, miał piegi i głębokie jak ocean piękne oczy... Ech, chciałoby się.
Pewnie okaże się, że to kolejny dureń, który chciał posłuchać o tym, jak zginął mężny i bohaterski Jey... No naprawdę denerwujące, w kółko powtarzać tą samą historię... Nagle zauważył, że otworzyłam oczy i szybko puścił moją rękę. Kolejne pytanie chyba retoryczne: Na co więc ją trzymał?
- Obudziłaś się - gdy mówił jego głos drżał. 
- Tak - potwierdziłam i usiadłam na łóżku podpierając się rękoma.
- Pójdę zawołać pielęgniarkę... 
- Kogo? 
- Ach, no tak, tak się mówi na takie uzdrowicielki mniejszej rangi w świecie mugoli - uśmiechnął się do niej blado. 
Chciałam go wypytać o jeszcze wiele innych bardziej istotnych i rządnych odpowiedzi rzeczy ale on już zniknął. 
- Obudziłaś się - powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha pani Pomfrey podchodząc do mojego  łóżka. 
Normalnie świetnie słuchać już drugi raz identycznie to samo w ciągu kilku chwil
 - Tak, obudziłam się - jak dobrze, że przynajmniej ja staram się nie powtarzać.
Pielęgniarka zbadała mnie po czym oznajmiła, że mogę już wyjść, nic mi nie jest, tylko potrzebowałam odpoczynku.
Podczas mojej "pielgrzymki" do Pokoju Wspólnego wpadłam na Emily i Elizabeth. 
- Jak wam poszło? - spytałam bez większych ogródek. 
- Zaraz po incydencie z Jey'em turniej przerwano, ale wykonałyśmy więcej zadań niż Severus i Remus więc mamy drugie miejsce. Severus miał o wiele gorzej i o mało co nie mielibyśmy tutaj dwóch śmiertelnych ofiar. 
Z zaciekawieniem wysłuchałam całej opowieści o tym, jak to lekkomyślnie postąpił nasz kochany książe Eliksirów i jak to jego kochana dziewczyna za namową dyrektora przybyła mu z odsieczą. 
- Więc Severus ma szczęście, że to nie on będzie brał udział w reszcie zadań... - zakończyła swoją opowieść Emi a Eli tylko jej zawtórowała. 
Po chwili milczenia nieśmiało odezwała się Fox. 
- A... Jak to było z Jey'em? Na razie dyrektor nic nam nie mówi, po za tym on sam nie wiele wie. Ma zamiar znów zaprosić cię do gabinetu, ale najpierw musisz się wzmocnić. Wszyscy tu chcą poznać prawdę a znasz ją tylko ty. 
- Cała sprawa jest dosyć dziwna. A sprowadza się do jednej bardzo istotnej rzeczy... I ja o mało co nie zginęłam. 

* Wspomniałam już o tym, nauczyciel OPCM pochodzący z Polski
**Czasem będę potrzebować narracji pierwszoosobowej, bo po prostu lepiej mi się w niej pisze więc... Są to po prostu myśli i przemyślenia osoby o której opowiada dany fragment i tak jakoś wyszło... Spodobało mi się to, ale jednak będę utrzymywać też narrację trzecioosobową ;) 

Obserwatorzy