Rozdział V! :D
Starałam się go napisać najlepiej jak potrafię.... Brak opisów miejsc, bo mało weny... A pomysłu dużo... No to tyle :P
***
- W tem i za tem ogłaszam iż Hogwart organizuje w tym roku Turniej
Trójmagiczny! Za dwa miesiące w Wielkiej Sali stanie Czara do której
wszyscy chętni muszą wrzucić karteczkę ze swoim imieniem i nazwiskiem
oraz nazwą szkoły w tym przypadku Hogwart. Informuję was o tym już teraz
bowiem nie jest to łatwa decyzja i powinniście się porządnie
zastanowić. Będziemy też gościć dwie inne szkoły które zmierzą się z
nami podczas turnieju. Nagroda w Turnieju to 5 tysięcy galeonów. I na
razie to tyle. Smacznego.
- 5000 galeonów... - powiedziała Victorie rozmarzonym głosem - pięć tysięcy... Wiecie co? Startuje.
-
Ale wiesz... Musisz to przemyśleć - odrzekła Chloe patrząc na salę w
której wszyscy rozmawiali o Turnieju - pewnie będzie dużo chętnych...
I... to bardzo niebezpieczne. Jesteś dopiero na drugim roku, przed tobą
jeszcze pięć lat nauki! A co jeśli będziesz miała się zmierzyć z kimś z
siódmego roku...? Pomyślałaś o tym?
- Nie... Ale zobaczymy co z tego wyniknie.
- A gdybyście były na ostatnim roku to byście wystartowały? Bo ja tak - powiedziała Ari.
- Może... - wracała się Wolf.
- Pewnie! - wrzasnęły Emi i Susan.
***
- Pierwsza lekcja to transmutacja. U McGonagall. - powiedziała Emily patrząc na koleżanki.
- I lepiej się nie spóźnić! Ona bardzo nie lubi Ślizgonów... Bez problemu może dać wam szlaban - ostrzegła koleżanki Vic.
- A ty? Jaką masz pierwszą lekcję?
- Eliksiry - pochwaliła się - Ze Slughornem.
- Aha... To my już pójdziemy do tej... Jak jej tam...? - spytała Ari.
- McGonagall. - podpowiedziała Susan.
- Tak, do tej McGonagall.
- Ale serio, uważajcie! To opiekunka Gryfonów! - krzyknęła za nimi Russo - Przy czym i Jamesa!
***
- ... Transmutacja to bardzo ważna dziedzina magii ... - ciągnęła Minerwa przez połowę lekcji.
- Ej, a tak w ogóle czy ona nie powinna tego mówić na pierwszych zajęciach? - szepnęła cicho Emily patrząc podejrzliwie na nauczycielkę.
- No niby tak, a to dzisiaj ma pierwszą lekcję z pierwszorocznymi - przypomniała jej Chloe.
- Ja nie rozumiem czemu to jest tak ważna ta dziedzina magii... - stwierdziła Susan.
- Proszę pani! - ręka rudej Shey powędrowała do góry - Proszę pani! Moja koleżanka nie wie dlaczego pani przedmiot jest tak ważny w magicznym świecie - mówiąc to wskazała na swoją siostrę - Czy może pani jej to wytłumaczyć od nowa?
- Panno Shey... Zamiast przerywać mi w tak ważnej części wykładu może spróbowałaby pani wyjaśnić to koleżance po swojemu aby lepiej to do niej dotarło...?
- Ale sama pani mówi, że to ważna część wykładu więc chcę dokładnie się dowiedzieć o czym będzie mowa dalej.
- Pani przyjaciółka mogła się sama zapytać pod koniec lekcji kiedy przyjdzie czas na pytania...
- Ale wtedy może już zapomnieć o co chciała spytać się wcześniej...
- To by jej pani przypomniała.
- A jakby ja też zapomniała? I wtedy nie dowiedziałaby się tego nigdy...
- Spytałaby na następnych zajęciach.
- Podczas kolejnego pani wykładu w czasie, którego mamy siedzieć cicho, grzecznie i pani nie przerywać?
- Na pytania jest zawsze czas pod koniec lekcji.
- Ale...
- Panno Ariano, szlaban! Proszę przyjść do mnie dzisiaj o dziewiętnastej omówimy wtedy szczegóły szlabanu.
- Ale proszę pani, ja nie mogę, bo....
- Cisza! Proszę opuścić salę lekcyjną.
- No ale ja... Muszę wiedzieć jak się skończy pani wykład...
- Zapytasz swoich koleżanek, które mi nie przerywają.
- Dumbeldore...
- Profesor Dumbeldore, moja droga! Widzę, że jesteś bardzo źle wychowana...
- Ależ ja jestem bardzo dobrze wychowana! Pani się tylko tak wydaje, bo jest wrogo nastawiona do Ślizgonów, nic po za tym! Pani od początku postanowiła, że nie będzie nas lubić.
- Wyjdź z sali... W tej chwili...
- A jak nie? Mam obowiązek być na lekcjach.
- I masz obowiązek słuchać nauczyciela. A on ci każe stąd wyjść.
- To pani jest źle wychowana, bo mi pani rozkazuje. Jeśli mam coś zrobić to proszę mnie o to grzecznie poprosić.
- Masz aż takie wymysły... - wzięła do ręki pióro i naprędce nakreśliła na nim kilka literek na pergaminie, powiedziała jakieś zaklęcie, a kartka papieru wyleciała przez okno - Dobrze, usiądź.
- Ej co jej się stało, że tak nagle ci odpuściła? - spytała Ann.
- Panno Wolf, proszę mi nie przeszkadzać w lekcji!
- Pewnie stwierdziła, że jestem upośledzona umysłowo i postanowiła mi odpuścić.
- Panno Shey!!
- No co? Znowu ma pani coś do mnie? - ale gdy profesorka nie odpowiedziała postanowiła kontynuować rozmowę - No bo wiecie... Dotąd nikt jej się nie postawił.
- I w tym cała tajemnica... Ej, mogę też spróbować? - spytała Chloe.
- Pewnie! - uśmiechnęła się Ari.
- Proszę panią! A co to są te animadzy?
- Animadzy to... Ależ panno Wolf przed chwilą o tym mówiłam!
- No ale co to jest...
- Człowiek zamieniony w zwierzę.
- Za pomocą jakiegoś zaklęcia? Czy jak?
- Mają taką magiczną zdolność...
- Od urodzenia?
- Nie. Tego trzeba się nauczyć.
- A bycia Metamorfomagiem też się trzeba nauczyć?
- Nie, to po prostu taka magiczna zdolność.
- Ale da się jej nauczyć?
- Nie.
Nagle drzwi sali do transmutacji otworzyły się i weszli do niej Huncwoci: James, Syriusz, Remus oraz Peter.
- No! W końcu jesteście... Proszę, zabierzcie panny Shey, pannę Wolf i pannę Fox do gabinetu dyrektora. Powinien już tam na was czekać.
- Ale... Za co ja i Susan mamy tam iść? - spytała Emily, patrząc potępiająco na nauczycielkę.
- No właśnie! - poparła ją Susan.
- Ponieważ siedzicie razem z winowajczyniami w ławce.
- I to jest powód?! - krzyknęła Emi.
- Teraz już mamy powód.
- A dlaczego ja? - zezłościła się blondwłosa Shey.
- Ponieważ gdyby nie twoja nieuwaga to nie byłoby tego tematu.
- Nie no, serio... Jest pani po prostu śmieszna - skrytykowała nauczycielkę ruda - Susan i Emily nie zrobiły nic złego, a to ja namówiłam Chloe do takiego zachowania.
- Od kiedy to odwaga leży w Ślizgońskiej naturze? - ryknął James i wszyscy uczniowie zaczęli się śmiać z Ariany.
- Od kiedy trafiłam do Slytherinu.
- Hmmm... Bardzo ciekawe, wiesz? Myślałem, że Ślizgoni to ciche myszki bojące się wszystkiego.
- No jak widzisz wcale tak nie jest.
- Cisza! Czy pozwoliłam wam prowadzić dyskusję? Do dyrektora, i to już!
- No dobra - burknął Black i wyszli.
- No więc... Co takiego zmalowałyście tym razem? - zapytał chłodno James i obrzucił je drwiącym spojrzeniem.
- Nic ci do tego Potter. Nie musisz się tego dowiedzieć. Od niewiedzy nie umrzesz. Chociaż szczerze ci tego życzę.
- Wolf, a ty od kiedy taka wściekła? I od kiedy zaczęłaś mnie nie cierpieć?
- Nie cierpię cię tak jak ty mnie. Jak Kuba bogu tak bóg Kubie.
- To od kiedy mam na imię Jakub, słonko?
- A od kiedy ja jestem "słonko", koteczku?
- Koteczku... Hmm... podoba mi się.
- A mi "słonko" się nie podoba, i co z tego?
- To, że i tak pozostaniesz moim słonkiem.
- Ej, ogarnijcie się, bo zaraz się porzygam do tych czułości - powiedział Peter, udając że wymiotuje.
- Popieram Petera. - powiedział Syriusz.
- To nie są czułości tylko wojna słowna - odparł James.
- Wojna słowna o miłość. - dokończył Remus - Stary, kogo ty chcesz oszukać? Ona ci się podoba i koniec, kropka.
- Nie. Podoba mi się tylko Lily Evans.
- Naprawdę?
- Tak. Ona przynajmniej wywodzi się z porządnego ludu...
- ... mugoli ... - dokończył Łapa.
- No właśnie! A one są Ślizgonkami, co Lily nigdy nie groziło...
- Nie oszukuj się!
- Zostawcie mnie! Nie będę o tym mówił przy nich.
- Bo boisz się że się wygadamy? Nie jesteśmy aż tak dziecinne jak ty, Potter.
- Dziecinny? Co chcesz przez to powiedzieć Shey?
- Dobrze wiesz co... To, że nas szpiegowałeś i wydałeś nasze sekrety Dumbeldorowi, Potter.
Pozostali Huncwoci obrzucili Jamesa pełnym pretensji spojrzeniem. Jak ich kupel mógł to zrobić? To było serio okropne. I nic im nie powiedział o swoim planie. Tego się po nim nie spodziewali.
- James, naprawdę? Wiesz co to nie jest fajne. Naprawdę, zawiodłem się na tobie - odrzekł Lupin patrząc z żalem na kolegę - Przepraszam za niego... Tak jak mówicie... On jest jeszcze dziecinny, tak jak mówicie.
- Nie, Remmy, to naprawdę nic! - powiedziała Emily, blado uśmiechając się do niego. - Ale czasu nie da się cofnąć i naprawić jego błędu.
Po tym dialogu, podczas przemierzania zawiłych korytarzy panowała cisza. James nie tryskał entuzjazmem tak jak wcześniej, a i reszta była taka jakaś przygaszona. Doszli do wejścia, za drzwiami znajdował się gabinet dyrektora. Remus tylko szepnął hasło (Fasolki Wszystkich Smaków) i weszli do gabinetu. Na ścianach wisiały mówiące portrety ludzi, na biurku było pełno różnych srebrzystych naczyń.
- W końcu jesteście... - odrzekł Dumbledore wstając z krzesła - Pewnie nie wiecie czemu tu jesteście...
- Nie wiemy?! - przerwała mu ruda Shey - Ja akurat dobrze wiem czemu tu jestem ale nie rozumiem po co przyszli tu oni - wskazała głową na Huncwotów - I czemu mają tu być moje przyjaciółki.
- Kochana panno Shey...
- Bez takiego czegoś typu "kochana", ok? Wiem, że ma pan mnie dosyć po tym wczorajszym. Niech pan nie udaje, że nic się nie stało, bo zhańbiony został pana honor. Te wszystkie portrety były tego świadkami. A pan... Naprawdę, nie wiem jakim prawem jest pan Gryfonem skoro myśli pan tylko i wyłącznie o sobie.
- Proszę... Czy możemy spokojnie porozmawiać? A raczej pooglądać...
- Pooglądać?! - zdziwiła się Fox - Co ma pan zamiar oglądąć?
- Przyszłość... Waszą przyszłość...
- Jaką naszą przyszłość?!
- Zmieniacz czasu... Chodźcie. Chwyćcie ten przedmiot - podał im mały przedmiot - Pozwólcie, że pójdę z wami ten pierwszy raz.
Błysnęło oślepiające światło i oczom całej gromadki ukazało się jezioro. Było lato, czuli zapach trawy, było słychać śpiew ptaków... Był to teren na około obrośnięty drzewami.
- Zaraz tu będą - zza drzew wyszedł o kilka lat starszy Remus.
- No... W końcu. Ja nie dam rady dłużej się tak szczerzyć - zasmucił się James.
- Nadal nie możesz się pozbierać po śmierci Lily? Stary, przykro mi... Serio, to była też moja przyjaciółka, ale to nie może zrujnować twojego życia - próbował go pocieszać Black - Ona już nie wróci... A wiem, że Evans nie była tą jedyną, bo były takie dwie. I ta druga nadal żyje. I zaraz tu przyjdzie.
- Czekaj, Lily umrze?! - wrzasnął Potter z drugiego roku nauki w Hogwarcie.
- Panie Potter... Ciszej... - uciszył go Albus.
- Ty masz Ari, Remus Emily... A ja nikogo... - smucił się jeszcze bardziej.
Jak on mógł " Myślałem, że Ślizgoni to ciche myszki bojące się wszystkiego." ;-------; Już ja bym mu pokazała, że Ślizgoni się niczego nie boją :3 Pisz dalej, zrób coś mu, pls :'') XD
OdpowiedzUsuń~Motywacja
Zabiłam mu Lily (w przyszłości) to mu na razie wystarczy! XD /Lisek
UsuńNie, nie starczy! Ma cierpieć! XD Ja mam mu zafundować dużo cierpienia, kumasz? XD CIERPIEĆ MA SZMACIARZ, POLEGNIE SKURWESYN! XD Ja mu dam szydzić z Slythu. Zatruj mu napój czy coś *u* Tak, trucizną go ^^ c:
Usuń~Motywacja
Nie nazywaj go tak.
UsuńSuper! Postawić się McGonagall! Czemu ona nie jest w Gryffindorze?!
OdpowiedzUsuńNaprawdę genialne! Pozdrawiam :)
Matko, Emi, ktoś Ci to sprawdzał? Nie sądzę, bo Vicky stawia przecinki przed "że". Weź to są podstawy. Pozjadałaś także trochę liter.
OdpowiedzUsuńBtw. Dumbek daje zmieniacz czasu pierwszorocznym? Z własnej woli? Serio? Boże, to takie nie logiczne, sorry. Zachował się nie odpowiedzialnie + zmieniacz czasu "teleportuje" czarodziei do przeszłości nie do przyszłości moja droga. Ech.... opisów jest troszeczkę więcej i nie wymiguj mi się znudzeniem czytelników, bo to gówno prawda. Mnie właśnie nudzi to, że ich nie ma. Ja nie chcę czytać dramatu tylko epikę! Miło, że uśmiercisz Lily, bo jej nie lubię, ale zdradzasz dość ważny wątek. No kurcze, popraw się dziewczyno! Przyznam, że ten dialog z McGonagall był dość komiczny, a ona sama zachowywała się jak moja pani od religii z bólem dupy, ale okay....
Weny, popraw się, więcej opisów.
Pozdrawiam.
Czemu zabiłaś Lily :O
OdpowiedzUsuńCzemu?!
Czemu!!!!!!!!!
C
Z
E
M
U
!
!
!
Nie lubię ślizognów (czekam na hejty), więc nie przeszkadzała mi ta wymiana zdań
I dobrze, że dziewczyny trafiły do Dumbledora. I druga sprawa: Może zabiłabyć Ari lub Susan? One mnie STRASZNIE wkyrzają
Pozdrawiam :*
Alicja
Siemanko! Wiesz co? Zostałaś nominowana do LBA. Szczegóły tu: http://czarodziejkazsekretnamoca112a.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńA mi się rozdział podobał! ^^ Cieszę się, że jest dłuższy niż poprzednie, do tego ta dyskusja z McGonagall komiczna! :D Zmieniacz czasu w HP nie przenosił do przyszłości, ale jakby nie patrzeć to przecież twoja interpretacja! ;) Jestem ciekawa o co w tym wszystkim chodzi..? Czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko! ;*
Hej! Świetnie pokazałaś prawdziwą naturę McGonagall. W książce to dobra i zdolna czarownica, a naprawdę faworyzowała Gryfonów, tak samo, jak Dumbledore. ;) No i trochę się uśmiałam przy dialogach. :) Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuń